poniedziałek, 21 stycznia 2013

Mariusz Grzegorczyk: Wrak do kraju wraca



W prawdzie jeszcze nie ruszyły ciężarówki, których w zasadzie w Smoleńsku chwilowo nie ma, bo de facto rosyjska prokuratura prowadząca nadal śledztwo w sprawie katastrofy z 10.04.2010 i nie "zwolniła" jeszcze głównego dowodu, ale już przedwczoraj zakończyła się akcja wojskowych logistyków, którzy powrót szczątków Tu-154M mają przygotować. Specjaliści z jednostki w Bydgoszczy wytyczyli trasę, sprawdzili nośność mostów na niej, przemierzyli szerokości dróg i zbadali wszelkie utrudnienia jakie ten "specjalny transport" napotka. Każdy kto choć raz widział pasażerski statek powietrzny zapewne wie co mam na myśli. Oczywiście wszystko opowiedziały media, paru polityków udzieliło wywiadów, tysiące mniej uważnych rodaków zinterpretowało to całe zamieszanie jako fakt, który będzie miał miejsce niebawem.
Dla mnie jest to li tylko grzanie, za przeproszeniem, starego kotleta na wolnym ogniu. Kiedy zakończył się czas ekshumacji i powtórnych pogrzebów, trzeba było, najbardziej dzielący Polaków wątek, jakoś zgrabnie utrzymywać przy życiu. Mamy więc fajerwerki typu gmyzowy „Trotyl na wraku”, prośby Radosława ministra Sikorskiego do lady Ashton aby ta poruszyła sprawę szczątków Tu-154M na szczycie Unia Europejska – Rosja, kolejne konferencje prasowe prokuratury wojskowej, nowości „ekspertów” zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza i wreszcie doniesienia tego ostatniego o więzionej przez władze Federacji Rosyjskiej i jej śledczych, trzeciej „czarnej skrzynce”.

Wszystko to są, tylko i wyłącznie, fakty medialne. Jak się bowiem okazuje wyświetlający się na detektorach „TNT” to w myśl nomenklatury prokuratorskiej nie jest trotyl, żaden stenogram z rozmów szefowej unijnej dyplomacji z ministrem Ławrowem nie zająknął się nawet o „naszych” szczątkach samolotu, sprawa skrzynki w kolorze, nomen omen pomarańczowym, też nic nie wnosi do wyjaśnienia katastrofy w Smoleńsku. Tyle samo, czyli nic, jest również warta wyprawa bydgoskich logistyków wojskowych, bo nikt w tej chwili nie jest w stanie wyrokować, kiedy zakończy się śledztwo rosyjskiej prokuratury, dla której wrak w dalszym ciągu jest głównym dowodem w sprawie. Znając inne tego typu przypadki z historii, można zakładać, iż minie nawet dekada zanim zostanie ono zamknięte. Mając również świadomość jakie jest nastawienie obecnych władz Federacji Rosyjskiej do wewnętrznej rozgrywki politycznej w Polsce śmiem twierdzić, że jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim wrak do ojczyzny powróci.

Zastanawiam się jednak, czy już teraz, prokuratura wojskowa wraz z „ekspertami” Macierewicza, nie powinni szukać konsensusu, w sprawie możliwie jak najmniej szkodliwej dla dalszych czynności śledczych, metody rozczłonkowania wraku. Takie rozwiązanie miałoby wiele zalet. Po pierwsze - koszt i skomplikowanie transportu szczątków Tu-154M z Rosji byłyby o wiele niższe; po drugie – zawsze można by ustalić kilka tras powrotu aby więcej ludzi mogło w jego trakcie oddać hołd najważniejszej polskiej relikwii ostatnich lat; po trzecie – wszelkie komisje śledcze, parlamentarne i nie wiadomo jeszcze jakie, mogłyby pracować jednocześnie i badać detektorami wszelakimi nie wchodząc sobie w drogę i paradę; po czwarte – dzięki takiemu rozwiązaniu zarówno PO jak i PiS mogłyby przez wiele jeszcze czasu swój chocholi taniec nad „sprawą smoleńską” uskuteczniać.
W dobie kryzysu i narastających problemów związanych z zaniechaniami i nieumiejętnością rządzenia, taki temat zastępczy jest czymś nie do przecenienia.

Dlaczego dzisiaj znów de facto o Smoleńsku? Bo mam po dziurki w nosie mówienia, słuchania, czytania i pasania o fotoradarach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz