Ruch Palikota jest partią liberalną. Taka partia Polsce się
przyda. Może być sojusznikiem lewicy przy wprowadzaniu reform obyczajowych. Ale
sama lewicą nie jest – pisze Krzysztof Gawkowski na łamach "Rzeczpospolitej".
Janusz Palikot – człowiek zagadka, niczym pielgrzym poszukujący
wiernych postanowił głosić prawdę. Jaką? Swoją! Uznał, że dziś jest lewicowcem.
W efekcie słyszymy co rusz spekulacje na temat „zjednoczenia lewicy”. To
niekończąca się opera mydlana. Tymczasem określenie Ruchu Palikota mianem
ugrupowania lewicowego należy uznać co najmniej za nadużycie. Tak naprawdę Ruch
Palikota jest integralną partią liberalną, łączącą w swoim programie liberalizm
światopoglądowy z liberalizmem gospodarczym.
Liberalizmu światopoglądowego Palikota uzasadniać nie trzeba. Na
tym polu jest wiarygodny. Co prawda przed laty wydawał skrajnie prawicowy
„Ozon” i przysięgę w Sejmie zakończył słowami „tak mi dopomóż Bóg”. Każdy ma
jednak prawo do zmiany swoich poglądów i swego Boga. Zostawmy to, co było,
zajmijmy się tym, co jest. Przyjrzyjmy się bliżej poglądom gospodarczym
głoszonym przez Ruch Palikota.
W interesie najbogatszych
Już w kampanii wyborczej Palikot swój program gospodarczy oparł
na starym neoliberalnym postulacie Platformy „3x15”, tyle że zmodyfikował je do
postaci „3x18”. Ruch Palikota proponował więc wprowadzenie liniowego podatku
PIT, liniowego podatku CIT i liniowego podatku VAT na poziomie 18 proc. Zwróćmy
uwagę na postulat liniowego VAT. Oznaczałby on drastyczną podwyżkę cen żywności
i leków, co uderzyłoby najbardziej w osoby o najniższych dochodach. Także
odbiorcy kultury byliby rozczarowani kolejną podwyżką cen książek i czasopism.
Jak pokazało w swoim raporcie Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA,
realizacja programu gospodarczego Ruchu Palikota byłaby relatywnie najbardziej
korzystna dla 10 proc. najzamożniejszych Polaków. Ta grupa straciłaby na niej
1,2 proc. dochodów. Koszt zrównoważenia budżetu zostałby przerzucony na
gospodarstwa najuboższe, straciłyby one 15,5 proc! Dosyć dziwna forma podziału
obciążeń podatkowych, jak na partię mieniącą się lewicową…
Jeśli uznamy, że najważniejszą kwestią polityczną jest w
dzisiejszym świecie odpowiedź na pytanie o rozłożenie kosztów wychodzenia z
kryzysu, to Palikot – podobnie jak Platforma Obywatelska – proponuje, ażeby
kosztami wychodzenia z kryzysu obciążyć osoby najuboższe i klasę średnią.
Innych odpowiedzi udziela SLD, który chce podwyżki podatków dla osób o
najwyższych dochodach. Raport wspomnianego Centrum Analiz Ekonomicznych
pokazuje, że na realizacji programu Sojuszu skorzystaliby obywatele z niższych
decyli dochodowych.
Bez złudzeń w głosowaniach
Ruch Palikota po wejściu do Sejmu bynajmniej nie zmienił swojego
liberalnego nastawienia gospodarczego. Najlepszym przykładem jest tutaj
głosowanie w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego do 67. roku życia, co przyczyni
się do dalszego osłabienia pozycji pracowników na rynku pracy. Posłowie Ruchu
Palikota głosowali również przeciwko zorganizowaniu referendum w sprawie
podniesienia wieku emerytalnego.
Za dyskwalifikujący lewicowość Ruchu Palikota należy uznać stosunek
tej partii do podniesienia płacy minimalnej. SLD od lat współpracuje ze
związkami zawodowymi na rzecz ustanowienia płacy minimalnej na poziomie 50
proc. średniego wynagrodzenia. Ruch Palikota sprzeciwia się tym postulatom.
Za skandaliczne uznajemy także głosowanie posłów Ruchu Palikota
nad projektem ustawy wprowadzającym podatek od transakcji finansowych. Kolejny
raz wracamy do pytania o to, kto zapłaci koszty wychodzenia z kryzysu… Należy
również dodać, że podatek od transakcji finansowych jest sztandarowym
postulatem europejskiej lewicy. Przejętym skądinąd przez Komisję Europejską i
popieranym przez rządy Francji i Niemiec. Szacuje się, że wprowadzenie go na
poziomie całej Unii mogłoby przynieść nawet 100 mld wpływów rocznie. Nie mówiąc
o przeciwdziałaniu spekulacji na rynkach kapitałowych, które były jedną z
przyczyn obecnego kryzysu.
Wyznawcy Thatcher
Momentem symbolicznym było przejście do Ruchu Palikota posła
Platformy Łukasza Gibały. Już po przejściu do ugrupowania Janusza Palikota
Gibała w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” stwierdził: „Gdyby Tusk był jak
Thatcher, to ja byłbym dziś w Platformie. Ona powstawała właśnie po to, by być
jak Thatcher. To tak, jakby do władzy doszedł Palikot i zapomniał o wszystkich
swoich postulatach światopoglądowych, które tworzyły tożsamość tej partii, tak
jak projekty liberalne tworzyły tożsamość PO”.
Przyznajmy, że Margaret Thatcher jest dosyć osobliwą patronką
dla polityka partii nazywanej przez media mianem „lewicowej”. W jednym aspekcie
Gibała trafnie ulokował swoje polityczne uczucia. Zaraz po przejściu do
ugrupowania Janusza Palikota stwierdził: „Podoba mi się model amerykański,
gdzie do polityki idą ludzie bogaci”. Nie trzeba dodawać, że lewica od swego
zarania zwalczała przekonanie, iż polityka to sfera aktywności zarezerwowana
dla zabezpieczonych finansowo dżentelmenów…
To Gibała prezentował na październikowym Kongresie Małych i
Średnich Przedsiębiorstw najważniejsze propozycje gospodarcze Ruchu Palikota.
Najbardziej kuriozalnym postulatem była propozycja dobrowolności opłacania
składek ZUS przez przedsiębiorców. To propozycja cofająca nas do czasów sprzed
reform kanclerza Bismarcka. Gdzieś do krainy utopijnych marzeń Janusza
Korwin-Mikkego.
Jeśli dodamy do tego postulat obniżenia o 30 proc. pozostałych
składek na ZUS, to otrzymamy widmo totalnego krachu polskiego systemu
ubezpieczeń społecznych. Demontaż kręgosłupa nowoczesnego państwa opiekuńczego
i cofnięcie Polski do czasów, w których – cytując Thatcher – „społeczeństwo nie
istnieje”.
Oczywiście Palikot ma prawo zgłaszać podobne postulaty. Powinien
być to jednak ostatni dzień, w którym ktokolwiek nazywa jego ugrupowanie mianem
lewicy. Są to bowiem postulaty na prawo nie tylko od SLD, ale i na prawo od
PSL, PiS i PO.
Nic dziwnego, że na płaszczyźnie europejskiej Ruchowi Palikota
najbliżej do Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE). W
latach 2004–2009 w szeregach tej grupy zasiadali europosłowie Unii Wolności.
Nie jest przypadkiem, że lider europejskich liberałów Guy Verhofstadt gościł na
krakowskim kongresie Ruchu Palikota. Skądinąd drugim honorowym gościem był
słynący ze swojej społecznej wrażliwości Andrzej Olechowski...
Powiedzmy wprost – Ruch Palikota jest partią liberalną.
Powiedzmy więcej – taka partia liberalna Polsce się przyda. Może być
sojusznikiem lewicy przy wprowadzaniu reform obyczajowych. I tyle. Skończmy
jednak z maskaradą i określaniem ugrupowania Palikota mianem lewicy.
Owszem, socjaldemokraci i liberałowie mogą współpracować w kilku
sprawach. Doskonałym przykładem jest sprzeciw wobec naporu skrajnej prawicy.
Stare hasło z czasów Frontu Ludowego „Maszerujmy oddzielnie, uderzamy wspólnie”
jest tutaj bardzo na czasie.
Ale o żadnym współtworzeniu jednej formacji nie może być mowy.
Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Dzieli nas to, co najważniejsze –
program, wizja państwa. SLD chce koszty wychodzenia z kryzysu dzielić
sprawiedliwie, przede wszystkim obciążyć nimi osoby najzamożniejsze. Ruch
Palikota jest zwolennikiem odmiennej koncepcji. Tych dwóch programów nie da się
skleić. Nie da połączyć się ognia z wodą.
Liczy się program
W poważnej polityce liczą się przede wszystkim programy, nie zaś
osobiste sympatie, antypatie. W polityce to, czy komuś z kimś dobrze rozmawia
się przy winie, jest zdecydowanie mniej ważne niż to, jakie obie strony mają
pomysły w kluczowych kwestiach, a do takich zaliczam sprawę podatków,
redystrybucji. Jeśli jedna partia chce obniżyć podatki osobom najlepiej
zarabiającym, a druga podwyższyć, to nie jest to najlepsza rekomendacja do
tworzenia wspólnej formacji politycznej! Jest to okoliczność wykluczająca
polityczną współpracę.
Marek Siwiec, odchodząc z SLD i zbliżając się do Ruchu Palikota,
wybrał zbliżenie do obozu liberalnego. Ma do tego pełne prawo. Niech tylko
poniesie pełne konsekwencje swojej decyzji.
Zjednoczmy lewicę! SLD jest partią otwartą na współpracę ze
wszystkimi siłami lewicy społecznej. Przede wszystkim ze związkami zawodowymi,
ruchami lokatorskimi, środowiskami lewicy akademickiej, ruchami
antyfaszystowskimi i z wszystkimi partiami odwołującymi się do
socjaldemokratycznej lub socjalistycznej platformy programowej. Tych wszystkich
ruchów, inicjatyw jest w Polsce multum, są niesłychanie żywotne, inspirujące, i
można tylko ubolewać, że wciąż znajdują się w cieniu, są pomijane przez media
głównego nurtu. Myślę, że współpraca na lewicy dałaby wiele i im, i SLD. I
przede wszystkim – Polsce.
Z liberałami pozostają nam tylko okazjonalne akcje. Ale,
oczywiście, jeśli ktoś w Ruchu Palikota poczuje, że bliżej mu do programu
socjaldemokratycznego niż liberalnego, to drzwi Sojuszu cały czas pozostają
otwarte.
Autor:
Krzysztof Gawkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz