Być
federastą w Polsce to publicznie popierać wejście naszego kraju do strefy euro.
Czyli wyrzec się narodowej waluty. To popierać pakt fiskalny. Ale często z
socjalnymi zastrzeżeniami. Bo polscy federaści, czyli ci tworzący federację
zwolenników tworzenia federacyjnej Unii Europejskiej, mają różne poglądy
polityczne. Są niczym pożądana przez nich Unia. Sfederalizowana, ale
pluralistyczna lokalnymi różnorodnościami.
Federastów polskich krajowe media ustawiają w kontrze do polskich
patriotów. Zwłaszcza tych, którzy za swój podstawowy patriotyczny cel uważają
wydojenie wspólnego budżetu przy minimalizacji obowiązków wspólnotowych.
Niestety w tak skonstruowanej alternatywie federaści będą na spalonych
medialnie pozycjach. Zwłaszcza kiedy sztandarowy medialnie federasta Janusz
Palikot straszy przemęczony naród polski przymusową nauką języka angielskiego,
jako urzędowego w sfederalizowanej UE.
Choć uczyć się zawsze warto.
Ale przecież można federalizować Unię też od dołu. Od federalizowania
codziennych interesów obywateli.
Nie mamy już formalnych granic państwowych. Nadal mamy granice
komunikacyjne. Rozmawiając telefonicznie między naszymi krajami, nadal płacimy
myto, czyli roaming. Ma być zlikwidowany w 2015 roku, ale warto pilnować
faktycznej likwidacji tej bariery integracyjnej.
Mamy wspólną, błękitną flagę, niczym pogodne niebo. Ale wspólnej
przestrzeni powietrznej w UE jeszcze nie mamy. Gdyby taką stworzyć i dać szanse
liniom lotniczym fruwać najkrótszymi drogami, to każdy z latających
oszczędziłby na bilecie i czasie przelotu. Do tego doszłyby jeszcze korzyści z
mniejszego zanieczyszczenia środowisk naturalnego.
Skoro będziemy mieli wspólną przestrzeń powietrzną, to czemu nie stworzyć
federacyjnej europejskiej linii lotniczej? Podobnej do przyszłej,
sfederalizowanej Unii. Wspólnie zarządzanej wobec ekspansywnej konkurencji z
Dalekiego i Bliskiego Wschodu, ale z zachowaniem kolorytu, tradycji lokalnych
przewoźników.
Schodząc na ziemię, powinniśmy pomyśleć o wspólnej, europejskiej szybkiej
kolei. Chińczycy mają już odcinki łączące odlegle o tysiące kilometrów
prowincje. Warto wiedzieć, że każda ze skomunikowanych prowincji czasem różni
się od drugiej lokalnym językiem, kulturą, klimatem bardziej niż kraje
europejskiej wspólnoty między sobą. Ale wspólna kolej, wspólny bilet kupiony za
wspólną walutę wszystkich we wspólnej „chińskości” łączy.
Skoro mamy mieć wspólną walutę i wspólne niebo, to czemu nie stworzyć
wspólnej poczty?
Zwłaszcza usług kurierskich przy zakupach internetowych. Obecny system
komunikacji w naszej Unii nadal blokuje wymianę towarów, usług, inicjatyw
pomiędzy nadal niezintegrowanymi państwami.
Polscy patrioci sprzeciwiają się federalizacji Unii, bo uważają ja za
zdradę narodowych wartości.
Ale czy mamy dalej bronić słabej poczty polskiej, linii lotniczej czy
złotówki tylko dlatego, że w ubiegłym wieku były symbolem odzyskanej
niepodległości?
Źródło: Blog Piotra Gadzinowskiego - Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz