Rozwój sytuacji w Mali w ciągu ostatniego
roku, a zwłaszcza duża aktywność terrorystów islamskich na północy tego kraju
oraz rozpoczęta interwencja wojsk francuskich i związana z tym w pewnym stopniu
akcja terrorystyczna w Algierii- o skutkach trudnych jeszcze do przewidzenia,
każą zwrócić uwagę na to 16-milionowe państwo Afryki Zachodniej, 4-krotnie
większe od Polski. Tym bardziej, iż w najnowszej historii Mali-kraju o
niezwykle ciekawej historii i bardzo atrakcyjnym dla turystów (nie tylko
Timbuktu)- występuje znaczący wątek polski. Alpha Oumar Konare, historyk i
archeolog, w ciągu 8 lat prezydent Mali i późniejszy pierwszy przewodniczący
Komisji Unii Europejskiej (2003-2008), ukończył Uniwersytet Warszawski.
Sytuacja w Mali zaczęła się bardzo
komplikować w roku ubiegłym-obalenie rządu cywilnego, a zwłaszcza pojawienie
się na ogromnych obszarach północno-wschodnich tego kraju (skąd np. niekiedy
bliżej do stolicy Nigru Niamey niż do Bamako) trzech różnych ugrupowań
wojskowych, w tym regionalnej odnogi Al.-Kaidy, stanowiły poważne zagrożenie dla
stabilizacji Afryki Zachodniej. Nie wchodząc w szczegóły, wiązało się to z
powstaniem Tuaregów, których ruch (m.in. po zajęciu Timbuktu i Gao) proklamował
niepodległość tzw. Azawadu. Nie uznały tego inne państwa, ale perspektywa
utworzenia struktury szariackiej nasuwała paralele z możliwym scenariuszem
zbliżonym do somalijskiego, a nawet afgańskiego.
Wczoraj wróciłem z kilkudniowego pobytu
w Nigerii, gdzie kierowałem delegacją Stowarzyszenia Europejskich
Parlamentarzystów na rzecz Afryki (AWEPA).To 170-milionowe, de facto regionalne
mocarstwo, państwo jest siłą motoryczną ECOWAS, Wspólnoty Gospodarczej Afryki
Zachodniej-organizacji mającej integrować (w dużej mierze na wzór Unii
Europejskiej) 15 krajów, w tym Mali. Nasze rozmowy ,m.in. z szefem parlamentu
ECOWAS (a zarazem wiceprzewodniczącym Senatu nigeryjskiego) Ike Ekwemeradu,
siłą rzeczy dotyczyły też tego co się dzieje w Mali, które w ub.r. zostało
nawet na pewien czas zawieszone w pracach tej Wspólnoty.
Nota bene siły zbrojne krajów
członkowskich ECOWAS- w ramach tzw. operacji MISMA, pod dowództwem
nigeryjskiego generała Shehu Abdelkadira, są już stopniowo rozlokowywane na
terytorium malijskim. Będą wspierały miejscową armię (słabo wyposażoną i
niezbyt dobrze wyćwiczoną) oraz współdziałały z oddziałami francuskimi. Kluczem
jawi się bowiem afrykanizacja konfliktu-tak, aby nie był on pojmowany jako
operacja militarna byłej metropolii. Aby nie twierdzono, że kolejny raz
sprawdza się stare powiedzenie arabskie, iż „Prawda leży na dnie naftowego szybu”.
Żołnierzy afrykańskich ma być łącznie co najmniej 3300, co jest zbliżonym
kontyngentem do francuskiego (obecnie 2 tys., a w przyszłości nawet dwa razy
tyle). Poza jednostkami nigeryjskimi najwięcej ma być żołnierzy z: Togo,
Nigru, Burkina Faso, Beninu, Ghany, Gwinei i Senegalu. Szczyt państw ECOWAS-u,
który ma się zebrać lada dzień, ma wypracować całościową strategię podejścia do
najpoważniejszego od wielu lat zachodnioafrykańskiego konfliktu.
Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć
na ile ocena władz w Paryżu, iż Mali może stać się „wylęgarnią terroryzmu u
wrót Europy” jest realna. Z pewnością nie można tego lekceważyć, a operacja-jak
wszystko na to wskazuje, od pewnego czasu precyzyjnie przygotowywana- wzięcia
kilkuset zakładników we wschodniej Algierii, w bogatym w gaz ziemny rejonie In
Amenas (konkretnie w Tagantourine), zorganizowana przez dżihadyjskie komando,
pod wodzą 40-letniego Algierczyka Mochtara Belmochtara (pseudonim „Mr Marlboro,
gdyż zajmował się przedtem . m.in. przemytem papierosów) zdaje się potwierdzać
tę ocenę. W pewnym sensie przypominała ona (niezależnie od szeregu różnic) atak
oddziału czeczeńskiego separatysty i terrorysty Szamila Basajewa w 1995r. na
szpital w Budionnowsku (w kaukaskim Kraju Stawropolskim), gdzie wzięto
prawie tysiąc zakładników.
Warto odnotować, iż decyzja rządu
francuskiego o interwencji wojskowej w Mali została poparta przez tamtejszą
opinię publiczną i w sporym stopniu podreperowała słabe notowania socjalistycznego
prezydenta Francois Hollande’a. Znamienne przy tym, iż władze w Paryżu nie
skrytykowały niezbyt dobrze przygotowanej akcji algierskich jednostek
specjalnych w jej pierwszej fazie (w czwartek) w rejonie In Amenas, która
zakończyła się tylko częściowym powodzeniem oraz śmiercią kilku
zachodnich zakładników i to samo odnosi się do nieco bardziej już udanej
sobotniej operacji, w toku której (brak dokładnych danych) śmierć poniosło
ponad 20 zakładników i przeszło 50 porywaczy (ale uwolniono jednak kilkaset
osób!). Uznanie dla tych akcji wyraziły też m.in. USA, szczególnie dotknięte
groźbą terroryzmu, ale niektóre kraje (np. Japonia) miały szereg wątpliwości.
Na uwagę zasługuje przy tym niezmiennie dobra współpraca Paryża z władzami w
Algierze (de facto reprezentującymi siły wojskowe), które przed wielu laty nie
dopuściły do objęcia władzy w tym kraju przez ugrupowania
islamistyczne-zwycięskie w wyborach.
Nadzwyczajne spotkanie w Brukseli szefów
dyplomacji państw Unii Europejskiej w miniony czwartek udzieliło poparcia
Francji, która-by zacytować odpowiedzialną za politykę zagraniczną w UE
Catherine Ashton „nie jest osamotniona i będzie popierana w różny sposób,
nie wykluczając wsparcia wojskowego”. Moim zdaniem Polska powinna jednak ograniczyć
się do wsparcia politycznego oraz szkoleniowego dla armii malijskiej. Nie mamy
do czynienia (przynajmniej na razie) z operacją typu EUFOR w Czadzie i
Republice Środkowoafrykańskiej (w latach 2007-2009, potem odpowiedzialność
przejęły siły ONZ), która stanowiła piątą operację wojskową Unii w ramach
Europejskiej Polityki
Bezpieczeństwa i Obrony. Miała ona
wówczas na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się groźnego konfliktu w
Darfurze, we wschodnim Sudanie. Rada Bezpieczeństwa ONZ (jeszcze w grudniu
ub.r. przyjęła specjalną uchwałę nt. sytuacji w Mali) popiera działania
władz Kraju Marianny. Polska- ze swoimi doświadczeniami w Iraku i
Afganistanie—nie powinna jednak moim zdaniem wysyłać żołnierzy do Mali,
którzy by brali (jak już to czynią Francuzi-niektórzy twierdzą, iż jest to
rewanż za wsparcie udzielone przez Malijczyków w II wojnie światowej)
bezpośredni udział w walkach. Błędem obecnego rządu nad Wisłą było natomiast
zrezygnowanie przez Polskę przed kilku laty z długoletniej obecności naszych
żołnierzy (w ramach sił ONZ) w południowym Libanie oraz na Wzgórzach Golan,
choć to nieco inna jakościowo sytuacja.
Nie przypuszczam, aby w okresie wciąż
trwającego kryzysu finansowo-gospodarczego, mimo symptomów jego łagodzenia,
Unia Europejska podejmowała en bloc kroki świadczące o jej nowej polityce w
sferze militarnej. Natomiast wątek walki z terroryzmem, także w kontekście
groźby „zderzenia cywilizacji” -by ująć określenia Samuela Huntingtona-
pozostanie niezmiennie aktualny. Zagrożenie terroryzmem nawiązującym do
skrajnych interpretacji islamu- również. A z kolei wielu będzie
wskazywać na niezmienną trafność innej maksymy arabskiej: „Wielbłąd ma swoje
plany, a poganiacz swoje”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz