Z
Leszkiem Millerem, przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej, rozmawia
Agata Czarnacka. (Lewica24.pl)
AC: Panie premierze, przed nami debata i, najprawdopodobniej,
ratyfikacja Paktu fiskalnego. Jak pan to widzi?
LM: Najprawdopodobniej tak, tym bardziej, że będzie to mieć
formę tak zwanej „małej ratyfikacji”, czyli Sejm przyjmie stosowną ustawę
zwykłą większością głosów, a nie większością kwalifikowaną 2/3. W Sejmie od
dłuższego czasu toczy się bardzo poważny spór między prawicą pisowską i Solidarną
Polską a pozostałymi ugrupowaniami, jaki artykuł Konstytucji powinien być użyty
do ratyfikacji. Ponieważ w przypadkach wątpliwych rozstrzyga Sejm, Pakt
fiskalny na pewno zostanie ratyfikowany bez problemów. Głosy PO, SLD, Ruchu
Palikota i PSL wystarczą.
AC: Czyli SLD będzie popierać pakt fiskalny – dlaczego?
LM: Będziemy go popierać dlatego, że jest to kolejny krok w
kierunku ściślejszej integracji, a to jest nasz cel nadrzędny. Popieramy
wszystkie procesy zachodzące dzisiaj w Unii Europejskiej, które pogłębiają
integrację; mamy zarazem przeświadczenie, że Unia dzieli się na kilka poziomów
integracji. Dopóki nie wejdziemy do strefy euro, będziemy nie w centrum, tylko
na poboczu, a chodzi przecież o to, żeby nie utknąć na peryferiach na
zawsze.
AC: Słowacja, Słowenia i Estonia już są w strefie euro, ale nie
radzą sobie aż tak dobrze, a nawet można powiedzieć, że zapłaciły za kryzys
bardzo poważnie.
LM: Słowacja jest często przywoływana jako kraj, który wręcz
czasami żałuje, że wszedł do strefy euro. To pokazuje, jak ważne jest, po jakim
kursie się wchodzi. Kiedy Polska będzie w przyszłości wchodzić do euro, po
spełnieniu wymaganych kryteriów powinniśmy też wynegocjować właściwy kurs.
AC: Jak się
negocjuje taki właściwy kurs?
LM: Przedstawia się swoje argumenty i słucha się argumentów
innych... Wydaje mi się, że to, co będzie można wynegocjować, to kurs,
powiedzmy, 1 do 4.
AC: Panie premierze, czy jest szansa, żeby wraz ze zmianą waluty
poprawiła się siła nabywcza Polaków, która jest w tej chwili chyba najsłabsza w
Europie?
LM: Polacy będą straszeni rozmaitymi „plagami egipskimi”, które
mają spaść na naszą biedną, umęczoną ojczyznę po wejściu do strefy euro. Tak
samo byli straszeni kilka lat wcześniej, kiedy organizowaliśmy referendum
akcesyjne. Oczywiście, nie należy od tego abstrahować, tym bardziej, że w ciągu
ostatnich lat liczba zwolenników euro systematycznie maleje. Dzisiaj jest ich
nie więcej niż 30 procent. Ale z drugiej strony trzeba zauważyć, że władze,
przede wszystkim rząd, nic nie robią, żeby dostarczyć społeczeństwu właściwej
wiedzy na ten temat. Można nawet odnieść wrażenie, że w ogóle nie są
zainteresowane taką dyskusją, ani nie mają precyzyjnego punktu widzenia, jak
powinna wyglądać „mapa drogowa” czy kiedy Polska może znaleźć się w strefie
euro! Odnoszę wrażenie, że raczej zakładają, że to będzie odległa data.
A przecież dla nas Pakt fiskalny jest o tyle łatwiejszy do
przyjęcia, że jego niektóre rozwiązania mamy już od dawna zapisane w
Konstytucji, np. progi dopuszczalnego długu. W 1997 r. sami je sobie wpisaliśmy
do ustawy zasadniczej!
Lęków nie wolno jednak lekceważyć. Owszem, nie będziemy robić
referendum. Podzielam pogląd, że referendum w tej sprawie się już odbyło, bo w
traktacie akcesyjnym zobowiązaliśmy się do wejścia do strefy euro, chociaż nie
postawiliśmy żadnej daty. Natomiast byłoby dobrze, żeby społeczeństwo
wiedziało, czego się należy spodziewać. Ważne jest zwłaszcza, żeby lęk przed
wzrostem drożyzny nieco osłabł, bo to tego ludzie będą się bali przede
wszystkim.
Jak to zrobić, żeby zwiększyć siłę nabywczą? Nie ma innej możliwości
niż przyspieszenie rozwoju, likwidowanie dystansu między nami, a najbardziej
rozwiniętymi krajami cywilizacji zachodniej.
AC: Rozumiem, że tu odpowiedzią jest program gospodarczy SLD?
LM: Tak. Tezą naszego programu gospodarczego jest, że trzeba z
powrotem wejść na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego. Mówię „wejść z
powrotem”, bo zawsze kiedy Sojusz rządził lub współrządził, Polska na tej
ścieżce była, rozwijaliśmy się powyżej 5 procent PKB. Dziś to jest absolutnie
niezbędne, żeby likwidować dystans i żeby Polacy podnosili poziom swojej
zamożności – czyli żeby zarabiali więcej i ich siła nabywcza była
większa.
AC: W programie gospodarczym SLD są zapisane różne rozwiązania.
Eksperci prowadzili intensywne prace nad zbilansowaniem takiego lewicowego
budżetu, niemniej jednak może się okazać, że nie uda się tego zrobić bez
zaciągania dodatkowych pożyczek.
LM: Niekoniecznie. To jest raczej dylemat – czy dalej się
koncentrować na surowej polityce monetarnej po to, by jak najszybciej osiągnąć
właściwy poziom deficytu budżetowego. Jeżeli chodzi o dług publiczny – inne
kryterium, które musimy spełnić – to przecież nie przekraczamy zakładanych 60
procent. Z drugiej strony, może trzeba założyć, ze można na jakiś czas nawet
dopuścić lekkie zwiększenie deficytu i skoncentrować się na czynnikach wzrostu,
czynnikach pobudzających gospodarkę. Czyli przesuwać pieniądze, tworząc zachęty
inwestycyjne i cały zespół innych bodźców, które pobudzą zainteresowanie
inwestorów.
Nasz punkt widzenia jest taki, że w sytuacji kryzysu, kiedy
spada tempo PKB i jednocześnie rośnie bezrobocie, o wiele więcej uwagi trzeba
poświęcić właśnie czynnikom wzrostu i przerzucić pieniądze, które są, właśnie
tam.
AC: Ale to może z kolei osłabić naszą pozycje negocjacyjną?
LM: Nawet, gdyby się to wiązało z lekkim wzrostem inflacji
czy obniżeniem tempa spadku deficytu, w dłuższej perspektywie nam się to opłaci
– dlatego, że wyższy PKB to jest mniejsze bezrobocie, więcej miejsc pracy, a to
z kolei oznacza większą siłę nabywczą i więcej płatników podatków.
AC: I lepsza pozycja przy wejściu do euro.
LM: Oczywiście. Dlatego, że jednak dla wielu instytucji
badających kondycję danego państwa najważniejszym wskaźnikiem jest PKB jako
taki i jego tempo wzrostu. Tak się buduje te rankingi: z tego punktu
widzenia podstawowe jest, ile wynosi PKB i w jakim tempie wzrasta – albo,
niestety, w jakim tempie maleje.
Źródło: Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz