Bogatsi stają się coraz bogatsi, biedni
coraz biedniejsi. 5 proc. krezusów kontroluje 37 proc. światowego
dochodu."Najbiedniejsi, 5 proc. z samego dna światowej społeczności, mają
jedynie 0,2 proc. - Między 1979 a 2007 r. dochód przeciętnej amerykańskiej
rodziny wzrósł o 62 proc., ale dochody najzamożniejszego 1 proc. gospodarstw
domowych skoczyły aż o 275 proc. Ilość pieniędzy, którymi dysponuje
najbiedniejsza część społeczeństwa USA, wzrosła tylko o 18 proc." – podaje
dzisiaj na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. Problem dotyczy również Polski.
W Polsce rozpiętości dochodowe są
znacznie wyższe niż w Niemczech, Szwecji, ale również na Słowacji. Polski model
transformacji promował powstawanie rozwarstwienia społecznego. Był to jeden z
efektów ukąszenia doktryną polityczną, zmarłej niedawno, Margaret Thacher.
Jeszcze niedawno Michał Boni w słynnej strategii „Polska 2030” propagował model
„polaryzacyjno-dyfuzyjny”, czyli mówiąc po ludzku, państwo powinno dawać ekstra
pieniądze tym miastom, które i tak sobie świetnie radzą.
Największe zasług na polu wzrostu
rozwarstwienia społecznego w Polsce ma jednak PiS. Likwidacja 40-procentowej
stawki podatkowej dla osób o najwyższych dochodach, była gigantycznym prezentem
dla najbogatszych. Do tego doszła likwidacja podatku spadkowego. Wszystko to
działo się pod płaszczykiem „Polski Solidarnej”. Niektórzy uczestnicy tamtej
skandalicznej reformy dzisiaj posypują głowę popiołem. We wczorajszej audycji u
Moniki Olejnik, Zbigniew Ziobro odcinał się od likwidacji najwyższej stawki
PIT. Jarosław Kaczyński nadal jest z niej dumny. Marzy mu się powrót Zyty
Gilowskiej do zarządzania Polską gospodarką. A jeśli się nie da to może
zastąpić ją Krzysztof Rybiński – co niedawno proponował, dziś już zapomniany,
„premier z tabletu”.
Swoje dołożył też Donald Tusk. Zamiast
przywrócić 40-procentową stawkę PIT dla osób o najwyższych dochodach,
postanowił podwyższyć VAT. Tym samym zrzucił koszty wychodzenia z kryzysu na
barki wszystkich obywateli. Bo emerytka kupując mleko płaci taki sam VAT, co
prezes banku. Inna drogą poszedł lewicowy premier Słowacji Robert Fico. W
kampanii wyborczej postawił jasną alternatywę. Albo wysoki VAT i liniowy PIT,
albo progresywny PIT i obniżka VAT. Albo koszty kryzysu zapłaci klasa średni,
albo najbogatsi. Słowacy wybrali tę drugą opcję. A rozwarstwienie społeczne na
Słowacji jest znacznie niższe, niż w Polsce.
Podobną koncepcję prezentuje w Polsce
SLD. Progresywny podatek dochodowy, ze stawką 40 proc. dla najlepiej
zarabiających i jednoczesne obniżenie VAT-u, aby napędzić konsumpcję. Odrzucamy
podatek liniowy, a już na pewno liniowy VAT, który uderzyłby w najbiedniejszych
(podwyżka cen żywności, leków).
Ale dlaczego tak właściwie gardłuję
przeciwko nierównościom społecznym? Dlatego, że nie służą one większości
społeczeństwa. Również tym zamożnym! W bestsellerowej książce „Duch równości”
Richard Wilkinson i Kate Pickett pokazali, że kraje, w których rozwarstwienie
dochodów jest największe, mają najpełniejsze więzienia, najwięcej nastolatek w
ciąży i rekordowe liczby psychicznie chorych. Z kolei państwa o niskim
rozwarstwieniu problemy te dotykają w mniejszym stopniu. Zasada jest prosta: im
mniejsze różnice w dochodach, tym mniejsze problemy.
Takiej Polski bym sobie życzył!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz