wtorek, 16 kwietnia 2013

Wojciech Olejniczak: Równość, głupcze!



Bogatsi stają się coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi. 5 proc. krezusów kontroluje 37 proc. światowego dochodu."Najbiedniejsi, 5 proc. z samego dna światowej społeczności, mają jedynie 0,2 proc. - Między 1979 a 2007 r. dochód przeciętnej amerykańskiej rodziny wzrósł o 62 proc., ale dochody najzamożniejszego 1 proc. gospodarstw domowych skoczyły aż o 275 proc. Ilość pieniędzy, którymi dysponuje najbiedniejsza część społeczeństwa USA, wzrosła tylko o 18 proc." – podaje dzisiaj na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza”. Problem dotyczy również Polski.
W Polsce rozpiętości dochodowe są znacznie wyższe niż w Niemczech, Szwecji, ale również na Słowacji. Polski model transformacji promował powstawanie rozwarstwienia społecznego. Był to jeden z efektów ukąszenia doktryną polityczną, zmarłej niedawno, Margaret Thacher. Jeszcze niedawno Michał Boni w słynnej strategii „Polska 2030” propagował model „polaryzacyjno-dyfuzyjny”, czyli mówiąc po ludzku, państwo powinno dawać ekstra pieniądze tym miastom, które i tak sobie świetnie radzą. 

Największe zasług na polu wzrostu rozwarstwienia społecznego w Polsce ma jednak PiS. Likwidacja 40-procentowej stawki podatkowej dla osób o najwyższych dochodach, była gigantycznym prezentem dla najbogatszych. Do tego doszła likwidacja podatku spadkowego. Wszystko to działo się pod płaszczykiem „Polski Solidarnej”. Niektórzy uczestnicy tamtej skandalicznej reformy dzisiaj posypują głowę popiołem. We wczorajszej audycji u Moniki Olejnik, Zbigniew Ziobro odcinał się od likwidacji najwyższej stawki PIT. Jarosław Kaczyński nadal jest z niej dumny. Marzy mu się powrót Zyty Gilowskiej do zarządzania Polską gospodarką. A jeśli się nie da to może zastąpić ją Krzysztof Rybiński – co niedawno proponował, dziś już zapomniany, „premier z tabletu”. 

Swoje dołożył też Donald Tusk. Zamiast przywrócić 40-procentową stawkę PIT dla osób o najwyższych dochodach, postanowił podwyższyć VAT. Tym samym zrzucił koszty wychodzenia z kryzysu na barki wszystkich obywateli. Bo emerytka kupując mleko płaci taki sam VAT, co prezes banku. Inna drogą poszedł lewicowy premier Słowacji Robert Fico. W kampanii wyborczej postawił jasną alternatywę. Albo wysoki VAT i liniowy PIT, albo progresywny PIT i obniżka VAT. Albo koszty kryzysu zapłaci klasa średni, albo najbogatsi. Słowacy wybrali tę drugą opcję. A rozwarstwienie społeczne na Słowacji jest znacznie niższe, niż w Polsce.

Podobną koncepcję prezentuje w Polsce SLD. Progresywny podatek dochodowy, ze stawką 40 proc. dla najlepiej zarabiających i jednoczesne obniżenie VAT-u, aby napędzić konsumpcję. Odrzucamy podatek liniowy, a już na pewno liniowy VAT, który uderzyłby w najbiedniejszych (podwyżka cen żywności, leków). 

Ale dlaczego tak właściwie gardłuję przeciwko nierównościom społecznym? Dlatego, że nie służą one większości społeczeństwa. Również tym zamożnym! W bestsellerowej książce „Duch równości” Richard Wilkinson i Kate Pickett pokazali, że kraje, w których rozwarstwienie dochodów jest największe, mają najpełniejsze więzienia, najwięcej nastolatek w ciąży i rekordowe liczby psychicznie chorych. Z kolei państwa o niskim rozwarstwieniu problemy te dotykają w mniejszym stopniu. Zasada jest prosta: im mniejsze różnice w dochodach, tym mniejsze problemy. 

Takiej Polski bym sobie życzył!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz