czwartek, 11 kwietnia 2013

Panie Sikorski, proszę o trochę szacunku



Nie miałem zamiaru pisać o śmierci Thatcher. Za dużo we mnie emocji, zbyt głęboko zajmowałem się tym tematem, by w jakikolwiek sposób komentować śmierć tej starszej pani. Ale wtedy trafiłem na tweeta wysłanego przez polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, w którym stwierdził on, że Margaret Thatcher powinna mieć w Polsce swój pomnik.
Podziały wokół dziedzictwa Thatcher są bardzo dobrze znane. Choć obecnie mamy do czynienia z próbami apologetyzowania jej – jako wielkiej przywódczyni i zbawicielki brytyjskiej gospodarki – to doświadczenia tych z nas, którzy żyli pod jej rządami lub musieli sobie radzić z trwałymi skutkami zniszczeń, jakie wywołała – nie pozwalają na taką praktykę. Tacy jak my dobrze rozumieją, jak płytkie i jednostronne są takie pochwały.

Rządy Thatcher oznaczały falę odprzemysłowienia kraju, która doprowadziła do masowego bezrobocia, rosnącej biedy i narastania nierówności. Ale przecież poprawiło to konkurencyjność brytyjskiej gospodarki? No cóż – w ciągu 31 lat, które poprzedzały rządy Thatcher, gospodarka brytyjska wzrosła o 150%, podczas gdy w ciągu następnych 31 lat już tylko o 108%. Mimo ogromnego zastrzyku zysków ze złóż ropy na Morzu Północnym, neoliberalny eksperyment Thatcher przyniósł krajowi nie wzrost, a stagnację.

To, jak oceniamy historię, zawsze zależy od perspektywy naszych własnych czasów. Gdyby Wielka Brytania była dziś jedną z pierwszych na świecie gospodarek opartych na nowoczesnych technologiach, gdyby udało jej się zbudować alternatywne branże przemysłu, rozwinąć infrastrukturę i wykorzystać posiadane zasoby do poprawy standardów życiowych mieszkańców, to ocenialibyśmy Thatcher zupełnie inaczej. Ci, którzy potracili pracę w przemyśle ciężkim, patrzyliby na życie swych dzieci, by z pewną niechęcią przyznać, że Thatcher prawdopodobnie miała rację. Ale widzą coś zupełnie innego. Widzą zniszczone miasta i miejsca pracy, których nie udało się odtworzyć; wyprzedane domy komunalne i brak nowych mieszkań wybudowanych na ich miejsce. Rozmontowaną bazę przemysłową, którą zastąpił sektor sprzedaży detalicznej, dla którego jedyną szansą wzrostu jest to, że zderegulowane banki wypompują w ręce obywateli kredyt. Atomizowane społeczeństwo iI jego frustracje, które niedawno eksplodowały w fali buntów.

Oczywiście inni zobaczą to zupełnie inaczej. Nierówna dystrybucja bogactwa była bardzo korzystna dla tych na samej górze. Sektor finansowy – wychwalany najpierw przez Thatcher, a potem przez Blaira – przez całe dekady miał się świetnie, a kiedy tylko bańka pękła, na moment puścił w niepamięć ideologię wykluczającą interwencję państwa, by z wdzięcznością przyjąć od brytyjskich podatników miliardy funtów. Dzisiejsi przywódcy kraju to bezpośredni spadkobiercy Thatcher – ukształtowani przez kulturę chciwości i przywilejów, jaką pomogła wytworzyć. W tym miejscu właśnie wchodzi Sikorski.

Sikorski studiował na Uniwersytecie Oksfordzkim razem z niektórymi z najpotężniejszych osób w dzisiejszej Wielkiej Brytanii, w tym z premierem Davidem Cameronem, kanclerzem George'em Osbornem czy burmistrzem Londynu, Borisem Johnsonem. Co więcej, wszyscy oni należeli do słynnej Grupy Bullingdon, ekskluzywnego kręgu na Uniwersytecie, który skupiał synów prawicowego establishmentu. Ulubiona forma spędzania czasu przez tę grupę polegała na tym, by zarezerwować stolik w drogiej restauracji, jeść i pić bez umiaru, możliwie jak najwięcej rzeczy poniszczyć – a potem po prostu zapłacić i wyjść. Chętni do wejścia do grupy poddawani są rozmaitym ceremoniom inicjacyjnym – Sikorski wspominał na przykład, jak jego pokój i sprzęty zostały w środku nocy zdewastowane przez Johnsona – zaraz potem usłyszał wreszcie, że został przyjęty. Jestem pewien, że chodziło po prostu o dobrą zabawę klas wyższych. Klas wyższych, które lubują się w ostentacyjnym pokazywaniu bogactwa i nie mają pojęcia o prawdziwej wartości rzeczy.

Tacy ludzie jak Cameron, Osborne i Johnson podtrzymują dziś projekt Thatcher; szukają, jakby tu obciąć zasiłki tym milionom, które uzależnione są od pomocy społecznej, jakby tu zdemontować takie usługi jak National Health Service – brytyjski system opieki zdrowotnej, którego nawet Thatcher nie ośmieliła się dotknąć. Starają się wykształcić nową kulturę podziałów, zrzucając winę za problemy kraju na imigrantów i osoby korzystające z zasiłków. Jeśli Sikorski obracał się w takim właśnie towarzystwie i nauczył się patrzeć na brytyjskie społeczeństwo z perspektywy brytyjskich elit i klasy uprzywilejowanej, to nic dziwnego, że tak bardzo podziwia panią Thatcher.

Oczywiście Sikorski ma pełne prawo do swoich opinii i osądzania Thatcher wedle swojego życzenia. Skoro nie przytrafiły mu się starcia z brytyjskim komornikiem, skoro doświadczył właściwie tylko jednej strony życia w tym kraju z konieczności jest nieco oderwany od historii Wielkiej Brytanii. Rozumiem to. Mimo że mieszkam w Polsce od jakichś piętnastu lat, nie patrzę na przeszłość tego kraju przez pryzmat własnych doświadczeń. Kiedy spoglądam na komunistyczną przeszłość Polski, widzę pewne niedostatki, nawet przestępstwa, ale doceniam również, że to w tamtym okresie Polska została uprzemysłowiona, zurbanizowana, wyedukowana, że opieką zdrowotną objęto ogromną większość obywateli. Czegoś takiego nie dokonano nigdy przedtem. Ci jednak, którzy przeżyli stan wojenny i ponurą gospodarkę braków z lat 80., będą na to patrzeć inaczej – szanuję ich perspektywę.

Tyle że tacy ludzie jak Sikorski nie odwzajemniają mojego szacunku. Straciłem już rachubę, ile razy musiałem gryźć się w język, żeby nie zareagować (nie zawsze mi się to zresztą udawało), kiedy ludzie w Polsce wychwalali pod niebiosa „Żelazną Damę”. Jednak gdy polski minister spraw zagranicznych proponuje postawić jej pomnik, to jest to obraźliwe dla wszystkich, którzy pod rządami Thatcher po prostu cierpieli.

Ta sama osoba, którą Sikorski opisuje jako „nieustraszoną bohaterkę wolności, która nie odwróciła się od zniewolonych narodów”, w swoim czasie uznała największego bojownika o wolność naszych czasów, Nelsona Mandelę, za terrorystę. To ona była najbliższą sojuszniczką polityczną i ideologiczną Pinocheta, którego reżim wymordował tysiące obywateli. Wykorzystała siły państwowe (w tym manipulowanie mediami i przemoc policyjną) do tego, by pokonać związki zawodowe. Rozpętała wojnę o Malwiny, by poprawić wyniki wyborczej popularności – w konflikcie tym zginęło ponad 900 osób, w tym 323 argentyńskich marynarzy z wycofującego się okrętu Belgrano. Thatcher zintensyfikowała wojnę z irlandzkimi republikanami, pozwoliła, by w więzieniu zmarło dziesięciu ludzi prowadzących strajk głodowy, którzy domagali się, by traktować ich jak więźniów politycznych. Można by wymieniać jeszcze długo: masowe bezrobocie, szykanowanie czarnych, wprowadzenie ustaw antygejowskich, podatek pogłówny, przygotowanie pierwszej wojny w Zatoce...
Sikorski może się z tym wszystkim nie zgadzać, może być nawet przekonany, że Thatcher własnoręcznie obaliła Mur berliński. Może wierzyć, że wciąż jeszcze czekamy na prawdziwe owoce thatcherowskich reform, a kiedy brytyjski rząd wreszcie zrealizuje w całości programy oszczędnościowe, Wielka Brytania zamieni się w ziemię obiecaną. Bez względu jednak na to, jakie są jego opinie, powinien zdawać sobie sprawę, że jego apologie na temat Thatcher i propozycje budowy pomników są po prostu oburzające. Są obraźliwe dla wielu ludzi, którzy cierpieli i tracili życie, dla tych, którym odebrano miejsca pracy i środki do życia, wreszcie dla milionów z nas, którzy patrzyliśmy, jak nasz kraj ulega zniszczeniu. Może, zanim wyśle w świat następnego tweeta, pomyśli przez chwilę o tych uczuciach; może przestanie reprezentować tylko pijusów z Bullingdon Group.

Gavin Rae
Źródło: Lewica24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz