„Nie ma sprzeczności między wzrostem
gospodarczym a dbałością o środowisko” – uważa prezydent Stanów Zjednoczonych
Barack Obama.
Sprawa środowiskowych implikacji budowy
rurociągu Keystone XL zdominowała serię wystąpień prezydenta na imprezach
organizowanych w Kalifornii w ramach zbiórki funduszy na kampanię wyborczą do
Kongresu. Jest to niełatwe zadanie, gdyż Obama w odniesieniu do tej sprawy musi
sprostać oczekiwaniom lobbystów i donatorów o bardzo różnych oczekiwaniach,
zapewniając ich równocześnie, że Partia Demokratyczna zagwarantuje realizację
takiego kierunku polityki, który zechcą poprzeć nie tylko swoimi głosami, ale
przede wszystkim swoimi portfelami.
Środowisko bogatych kalifornijskich
filantropów bywa kapryśne i swoje przekonania traktuje niezwykle serio i
pryncypialnie, przy czym kwestie ekologii mają dla niego niezwykle istotne
znaczenie. Jeden źle pomyślany ruch lub nieprzemyślana wypowiedź może ich
zrazić – a tym samym pozbawić demokratycznych kandydatów środków na prowadzenie
kampanii: same zaproszenia na imprezy, do których uczestników przemawiał Obama
kosztowały od 5 do ponad 30 tysięcy dolarów.
Trzeba jednak także pamiętać, że
przyjęcie skrajnego stanowiska może okazać się niepopularne w oczach „zwykłych”
wyborców, dla których sprawy środowiska są wprawdzie ważne, ale nie w takim
stopniu jak ich własne problemy wywołane kryzysem – rosnące koszty życia,
perspektywy utrzymania pracy i pewność bezpieczeństwa socjalnego.
„Możecie przejmować się temperaturą
naszej planety, ale prawdopodobnie nie będzie to wasza główna obawa” – zauważył
prezydent na środowym spotkaniu z grupą wpływowych donatorów, wskazując im, że
wobec złej sytuacji ekonomicznej nie można stawiać sprawy bezkompromisowo, gdyż
większość wyborców nie poprze tak postawionych priorytetów.
Choć Obama nie zajął jeszcze stanowiska
w wywołującej kontrowersje sprawie rurociągu łączącego kanadyjskie pola naftowe
z rafineriami nad Zatoką Meksykańską, wiele jego wypowiedzi wskazuje na to, że
uzna, iż przeważają korzyści płynące ze wznowienia tego projektu w postaci
generowania zatrudnienia, oszczędzania własnych zasobów surowców energetycznych
i obniżenia ceny paliwa, co będzie miało przełożenia na całą gospodarkę. Z tego
właśnie powodu kwestia Keystone XL niejako ogniskuje problemy, między którymi
lawirować musi prezydent.
„Byliśmy w stanie narzucić wyższe normy
ograniczające zużycie paliwa przez nasze samochody. Byliśmy w stanie
wyeliminować obecność rtęci w powietrzu. Byliśmy w stanie ograniczyć redukcję
dwutlenku węgla i dzięki temu uczynić nie tylko nasz kraj zdrowszym miejscem,
ale równocześnie zaczęliśmy poważnie odnosić się do największego wyzwania
naszych czasów, czyli zmiany klimatu” – przekonywał Obama na mitingu urządzonym
przez przez zdecydowanego przeciwnika rurociągu, miliardera Thomasa
Steyera.
Tego samego dnia, w domu Ann i Gordona
Gettych prezydent również przekonywał, że nie sprawa rurociągu, ale branie pod
uwagę całego kompleksu problemów środowiskowych powinno być wyznacznikiem
decydującym o tym, że demokratów warto wesprzeć. „Jeśli mamy zabrać się za
sprawę zmiany klimatu na poważnie, musimy mieć w Kongresie ludzi, którzy ją
pociągną, nawet jeśli nie będzie to taktycznie korzystne, którzy będą o niej
mówić i zjednywać dla niej poparcie” – powiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz