poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Piotr Gadzinowski: Paragraf 3




Kim Dżong-un zarobiłby w Polsce masę pieniędzy, gdyby tylko miał tu dobrych adwokatów. Podobnie Aleksander Łukaszenka.
Obaj mogą wzbogacić się na odszkodowaniach wypłacanych im przez polskie media. Zagrożonych skazaniem ich za przestępstwa z artykułu 136 paragraf 3 polskiego kodeksu karnego. Czyli za „publiczne znieważanie” „głowy obcego państwa”.

Ponieważ obaj takich nie mają, lub nie chcą mieć, to ofiarą paragrafu 3 art.136 kodeksu karnego ma szanse zostać Ewa Wójciak – dyrektorka Teatru Dnia Ósmego.

Za zamieszczoną na swym profilu facebookowym krytyczną opinię o nowo wybranym papieżu Franciszku. Bo polska prokuratura wszczęła postępowanie. I jeśli sąd uzna, że paragraf 3 art.136 kk został naruszony, to Ewa Wójciak może posiedzieć w więzieniu nawet trzy lata. Bo z paragrafem 3 art.136. kk żartów nie ma.

Przekonał się o tym Jerzy Urban, który w felietonie „Obwoźne sadomaso” wydrwił kult uprawiany wokół chorego papieża Jana Pawła II. Po wieloletnim procesie, prokuratorskim polowaniu na Urbana, poszukiwaniu odpowiedniego do skazania go prawa, organy ścigania odkurzyły niestosowany od lat w Polsce paragraf 3 art.136. Ale zachowały umiar i przytomnie nie posłały Urbana do więzienia. Skazano go „jedynie” na grzywnę. Określenia „sędziwy bożek”, „ Breżniew Watykanu” oraz „gasnący starzec” sąd wycenił na 20 tysięcy złotych.

Ciekawe ile będzie teraz wart „chuj” Ewy Wójciak? Pięćdziesiąt tysięcy złotych czy pół roku pierdla albo przymusowych robót publicznych?

Jerzy Urban jest ponownie prokuratorskim medialnym zwierzęciem doświadczalnym. Premier Donald Tusk pozwał redaktora Urbana za żart primaaprilisowy zamieszczony w tygodniku „Nie”. Pozwał go jako zwykły obywatel Donald Tusk, powołując się na naruszenie artykułów 23 i 24 kodeksu cywilnego, o czym poinformował wszystkich rzecznik prasowy premiera Tuska pan poseł Paweł Graś. Dowiedzieliśmy się, że obywatel Donald Tusk chce, by redaktor Urban przeprosił premiera Tuska za tradycyjny żart primaaprilisowy i dodatkowo zapłacił za zamieszczone w komercyjnych mediach ogłoszenia informujące o przeprosinach. Zapowiada się ciekawy proces, ważny dla wolności słowa w naszym kraju, bo do tej pory żarty primaaprilisowe były bezkarne..

Teraz mamy coraz więcej zagrożeń dla wolność słowa. Bogate firmy i zamożni politycy korzystają ze sprawnych kancelarii adwokackich, które blokują przygotowywane publikacje, jak to było niedawno z informacjami tygodnika „Nie” o „rzekomym romansie” europosła Jacka Kurskiego. Albo wszczynają pokazowe, upublicznione procesy o zniesławienia. Kancelarie prawne, przygotowując pozwy, nie uznają już dziennikarskich tradycji, jak to jest w przypadku kwietniowego święta Prima Aprilis, ani prywatnego charakteru wypowiedzi na Facebooku.

Niestety politycznie i towarzysko skłócone, pozbawione silnych związków zawodowych, polskie środowisko dziennikarskie nie potrafi bronić swych korporacyjnych i wolnościowych interesów. Ściganie lewicowego Urbana wywołuje głupią, bezinteresowną radość prawicy. Ściganie prawicowego Cezarego Gmyza widoczną satysfakcję prorządowych, głównych mediów.

Procesy sądowe są w Polsce coraz droższe, a honoraria dziennikarskie, proporcjonalnie do kosztów wykonywania zawodu, coraz niższe. Dodatkowo coraz częściej koncerny medialne unikają dzielenia się z dziennikarzami kosztami wieloletnich procesów, ochrony prawnej. Ostatnio właściciel Gremi Media, wydawca „Rzeczpospolitej” Grzegorz Hajdarowicz zrezygnował z pomocy prawnej dla swych trzech byłych pracowników: Pawła Lisickiego, Tomasza Wróblewskiego, Cezarego Gmyza. Prawa co prawda nie złamał, ale na pewno dotychczasową etykę zawodową i zwyczaje.

Z drugiej strony polskie środowisko dziennikarskie należy do najbardziej żarliwych piewców „wolnego, nieskrępowanego rynku” i „nieograniczonych praw własności”. Zatem czemu się dziwić, że panowie właściciele mediów traktują je jak swe prywatne folwarki ?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz