„To budżet stagnacji, kryzysu,
bezrobocia i upadających firm budowlanych! - mówił na konferencji prasowej
Dariusz Joński, rzecznik Klubu Parlamentarnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. -
Na dobrą sprawę kryzys rozpoczął się w Polsce w 2012 roku. Wcześniej były
symptomy, widać było spowolnienie, był czas na to, by mu przeciwdziałać,
uruchomić specjalne programy walki z bezrobociem i przeznaczyć na to
odpowiednie środki. Niestety, polski rząd, oprócz wielu zapowiedzi i aż dwóch
exposé w 2012 r. nic w tej kwestii nie zrobił.” Budżet został zbudowany na
wirtualnych założeniach o przychodach i nierealistycznych prognozach, jeśli
chodzi o wydatki – tłumaczył Ryszard Zbrzyzny, poseł SLD. „Tylko przypomnę, że
gdy w Sejmie przyjmowaliśmy projekt budżetu na rok 2012, stanowisko klubu SLD
było jednoznacznie krytyczne – komentował. - W tym ostatecznie przyjętym
dokumencie nie doszukaliśmy się ani jednego elementu, który można by wpisać w
politykę prorozwojową i wspomagającą wzrost gospodarczy. Za to odnaleźliśmy
bardzo dużo zapisów, które wpisują się w tendencję wzrostu fiskalizmu państwa.
”Według Zbrzyznego wzrost fiskalizmu o
ok. 1 procent oznacza coraz trudniejsze warunki dla przedsiębiorców i coraz
trudniejsze życie zwykłych ludzi. Przeszacowanie wpływów z największej pozycji
podatkowej – z tytułu podatku VAT – o 12,2 mld złotych jest niedopuszczalne i
nie powinno było się zdarzyć. A przecież mniejsze wpływy wprost wynikają z
antykonsumpcyjnej polityki rządu i rosnącego fiskalizmu. Poseł wylicza, że
podatki, składki i opłaty obejmują dziś 18% produktu krajowego brutto, czyli o
jeden punkt procentowy więcej niż w latach ubiegłych. „Nie wykonano dochodów z
podatku akcyzowego na poziomie 2,5 mld złotych. To kuriozalne w sytuacji, gdy
rząd podnosi akcyzę na takie produkty, jak oleje silnikowe, węgiel, koks,
papierosy itp. Podobnie nie wykonano wpływów z CIT-u i PIT-u... Konsekwencje
widzimy dzisiaj, kiedy minister Rostowski wnosi o uchylenie progu
ostrożnościowego, który dziś uniemożliwia mu nowelizację budżetu państwa” - analizował
poseł, przywołując tezy ze swojego wystąpienia w debacie sejmowej. (Kiedy pół
godziny wcześniej podawał te dane z mównicy, obecny na sali minister Rostowski
z uwagą przeglądał gazetę.)
„My, Polacy, nie jesteśmy w stanie
pokryć wpływami z podatku dochodowego obciążeń wynikających z obsługi długu
publicznego. Coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy i powinno zapalić
czerwone światło alarmowe w głowach członków rządu, który powinien wyciągnąć z
tego wnioski” - alarmował poseł.
Poseł zwrócił też uwagę, że składka na
Fundusz Pracy jest de facto podatkiem, a tymczasem środków z niego – przy
znacznie wyższym bezrobociu – wydatkuje się dwa razy mniej niż w 2010 r. „Te
środki są wpisane, ale mają wirtualny wymiar. Ich tam nie ma, minister
Rostowski już dawno je wydał - sugerował wyjaśnienie dla nieracjonalnej
polityki rządu w walce z bezrobociem poseł – członek Komisji Trójstronnej. -
Żadne zaklęcia ministra pracy Kosiniaka-Kamysza dziś nie pomogą, bo tych
pieniędzy tam faktycznie nie ma. To nie jest skarbonka, którą można otworzyć i
wspaniałomyślnie wręczyć fundusze na uruchomienie aktywnych form walki z
bezrobociem.”
„To konsekwencja nonszalancji i
krotochwilnych zachowań ministra Rostowskiego. Pora, by jak minister Bauc, po
prostu odszedł” - zakonkludował poseł.
Źródło: Lewica 24
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz