czwartek, 31 stycznia 2013

SLD: Chcemy informacji rządu i głowy Generalnego Dyrektora Dróg



Politycy Sojuszu chcą wyjaśnień premiera Donalda Tuska w sprawie braku nadzoru nad GDDKiA. To reakcja na decyzję Komisji Europejskiej o zablokowaniu 3,5 mld złotyc po doniesieniach o zmowach cenowych przy kontraktach na budowę kilku odcinków polskich dróg. SLD domaga sie też dymisji pełniącego obowiązki szefa GDDKiA Lecha Witeckiego.
- Pan minister Nowak proponuje stawianie fotoradarów i wyciągnięcie z kieszeni Polaków i Polek 1,5 miliarda złotych, a 3,5 miliarda właśnie teraz Komisja Europejska zamraża. Tak właśnie działa minister Nowak. W związku z tym składamy wniosek o informację rządu i premiera, o braku nadzoru nad GDDKiA i wystąpimy z wnioskiem o dymisję pana Lecha Witeckiego, który pełni obowiązki jej dyrektora od 2008 r. – zapowiedział w środę rzecznik SLD Dariusz Joński.
I przypomniał, że SLD już w maju alarmował o braku właściwego nadzowy nad Generalną Dyrekcją. - Złożyliśmy doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez GDDKiA z uwagi na podpisanie bez przetargu kontraktu wartości 750 milionów złotych na dokończenie odcinka C budowy autostrady A-2 - zaznaczył Jonski. I podkreślił, że wybrana przez Generalną Dyrekcję z wolnej ręki firma BSS, której stabilność gwarantował ówczesny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk upadła wkrótce po podpisaniu kontraktu. - Już wtedy, za ministra Grabarczyka, nie było właściwego nadzoru, ale i teraz, za ministra Nowaka, takiego nadzoru nie ma - skwitował.
Z kolei sekretarz generalny Krzysztof Gawkowski skrytykował Lecha Witeckiego za brak kompetencji, który jest pełniącym obowiązki od 2008 r. i który trzykrotnie stawał do konkursu na szefa GDDKiA i trzykrotnie jego kandydatura była odrzucana.
- Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że mamy problemy z prawem unijnym w sprawie in vitro. Wczoraj okazało się, że podobne zaniedbania są w przypadku dyrektywy lotniczej i dyrektywy energetycznej. Dochodzi do nas takie przeświadczenie, że Platforma wraz z PSL robią wszystko, żeby iść drogą Davida Camerona i wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej - krytykował Tuska Gawkowski. I zapowiedział, że oprócz złożenia wniosków w sprawie GDDKiA i jej szefa, Sojusz będzie apelował do premiera o rozważenie dymisji ministra infrastruktury Sławomira Nowaka.

„One bilion Rising”



Prof. Joanna Senyszyn promuje międzynarodową kampanię „One bilion Rising” (Miliard Powstaje). „One bilion Rising” to międzynarodowa akcja protestu przeciw przemocy, która ma dać kobietom zjednoczenie i siłę. 
Co trzecia kobieta na świecie doświadcza w życiu gwałtu lub pobicia. W ramach kampanii, 14 lutego kobiety na całym świecie będą tańczyły przeciwko przemocy wobec kobiet. W Parlamencie Europejskim tańczono już wczoraj.  Prof. Joanna Senyszyn razem z Eve Ensler, inicjatorką akcji „One Billion Rising” oraz z eurodeputowanymi ze wszystkich państw Unii tańczyła przeciw przemocy wobec kobiet.

SLD znów składa projekty o związkach partnerskich i likwidacji Funduszu



Klub SLD ponownie składa dwa kluczowe dla lewicy projekty: pierwszy - o związkach partnerskich, a drugi - likwidujący Fundusz Kościelny.
Źle się stało, że Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu projekty, nie dając możliwości dyskusji i rozmowy nad nimi. Kiedy śledzimy badania opinii społecznej, okazuje się, że ponad połowa Polaków uważa, że to był błąd, dlatego warto ten błąd naprawić. Po raz kolejny składamy więc nasz projekt - tłumaczył rzecznik SLDDariusz Joński powód złożenia do laski marszałkowskiej projektu ustawy o związkach partnerskich.

Projekt Sojuszu zakłada, że partnerzy, zarówno hetero, jak i homoseksualni, mieliby prawo w związku m.in. do dziedziczenia po sobie, wspólnego rozliczania się z podatku PIT, prawo wstąpienia w stosunek najmu lokalu mieszkalnego po zmarłym partnerze, prawo do ubiegania się o rentę rodzinną w razie śmierci partnera. Mogliby ponadto odmówić składania zeznań w postępowaniu cywilnym, karnym, administracyjnym i podatkowym. 

Z kolei sekretarz generalny Krzysztof Gawkowski zapowiedział, że SLD nie przestał walczyć o likwidację Funduszu Kościelnego. Dlatego posłowie ponownie złożyli dziś projekt w tej sprawie. A ten zakłada, że duchowni mieliby tak jak zwykli obywatele płacić składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i zdrowotne. Likwidacja Funduszu dałaby oszczędności w budżecie państwa na poziomie 90 mln zł. 

Wzrost poparcia dla SLD o 5%!



W cyklicznym badaniu Millward Brown/ SMG/KRC, centroprawica traci łącznie 6 punktów poparcia. Zyskuje centrolewica- razem aż o 8 punktów - informuje serwis 300polityka.pl 
Warto zaznaczyć, że jest to badanie przeprowadzone tuż po tuż po głosowaniu projektów ustaw dotyczących związków partnerskich. Według tego badania 50% respondentów mówi, że odrzucenie było złą decyzją, a przeciwnego zdania jest 41%. 

Z przeprowadzanego w ubiegły weekend badania Millward Brown/SMG/KRC wynika, że na Platformę Obywatelską zagłosowałoby 30% wyborców, na PiS 25%. Dalsze miejsca uzyskałyby SLD z 13% i Ruch Palikota z 11%. Na PSL oddałoby głos 6% a na Solidarną Polskę 2% - pisze 300polityka.pl. 

W stosunku do badania z 10 grudnia SLD bardzo wyraźnie zyskuje. Partii Leszka Millera przybyło aż 5 punktów! Traci PO i PiS (po trzy punkty procentowe). 2% wybiera inną partię, 7% jest niezdecydowanych. Niezdecydowanych jest 4%. 

Źródło: na podstawie www.300polityka.pl 

Dzień z Sekretarzem Generalnym w 1 minutę i 7 sekund!



Aukcje internetowe Sojuszu Lewicy Demokratycznej przyniosły w tym roku blisko 16 000 PLN. Pan Marcin Kurzawski wylicytował za 3550 PLN dzień z Sekretarzem Generalny SLD, Krzysztofem Gawkowskim.
Polityk zabrał zwycięzcę aukcji do nowej siedziby partii, Sejmu RP oraz na spotkania z grupami politycznymi. Udało się spotkać także z Leszkiem Millerem, Jerzym Wenderlichem oraz Wojciechem Olejniczakiem. Pan Marcin wziął udział w posiedzeniu Krajowego Komitetu Wykonawczego SLD, konferencji prasowej Sojuszu i audycji radiowej, w której na antenie radia Vox FM Sekretarz Sojuszu dyskutował z politykami z innych ugrupowań.
Nie przypuszczałem, że dzień pracy polityka jest tak przepełniony obowiązkami i tak dynamiczny w swojej formie - powiedział Kurzawski po tym wyjątkowym spotkaniu.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Tadeusz Iwiński: Brak spoistości i pasmo błędów Platformy Obywatelskiej



„Gdy się popełnia błędy, mówi się chętnie, że zbiera się doświadczenie” mawiał Oscar Wilde.Ta maksyma jest jak paradygmat-potwierdza się zarówno w życiu osobistym,jak i w polityce.W tej ostatniej sferze wydaje się szczególnie groźna,gdy dotyczy formacji sprawującej władzę i to bez względu na szerokość geograficzną.Z tego względu-paradoksalnie-szczerze martwię się o obecną kondycję naszego rządu,a zwłaszcza jego siły przewodniej,czyli Platformy Obywatelskiej.Dlatego,iż-nawet będąc w opozycji-chciałoby się mieć u władzy ekipę światłą, racjonalną,myślącą w kategoriach dobra współnego,cechującą się słuchem społecznym i nie popełniającą szkolnych błędów, mających niekiedy nawet reperkusje międzynarodowe. A właśnie ostatnio, coraz częściej, dzieje się zupełnie inaczej.
Przykładów na to jest tak dużo, że nawet nie wiadomo od czego zacząć i co wybrać. A więc ministrowie Rostowski i Nowak , którzy niemal ośmieszyli się w sprawie fotoradarów, których sieć o gargantuicznych rozmiarach miała wesprzeć dziurawy budżet. Ten ostatni członek rządu nie potrafił (podobnie, jak jego poprzednik), wraz ze swą koleżanką minister Bieńkowską, wykorzystać nawet 10% środków unijnych przeznaczonych na kolejnictwo. Co więcej-nie zapobiegł blamażowi Kolei Śląskich ani piątkowemu strajkowi pracowników tej branży w skali całego kraju.Minister zdrowia, mój były kolega, który nigdy nie kierował nawet oddziałem w szpitalu- stąd trudno było oczekiwać, że da sobie radę z bodaj najtrudniejszym resortem- w trakcie debaty w Sejmie nad votum nieufności wobec siebie, zachowywał się arogancko i zwalał całą winę na poprzedników, choć bynajmniej nie na Ewę Kopacz. Używał przy tym argumentów zupełnie odwrotnych niż te, jakie sam publicznie głosił jeszcze dwa lata temu. Poseł Jacek Czerniak powiedział więc w imieniu Klubu SLD o nim nader trafnie,  iż „cierpi na rzadką chorobę polityczną: zespoł przemieszczania się serca z lewej strony na prawą”.

Nie dał o sobie zapomnieć minister Sikorski, który z wrodzoną sobie elegancją- po wystąpieniu premiera Camerona, dopuszczającym możliwość przeprowadzenia w Wielkiej Brytanii referendum nt. pozostania Albionu w Unii Europejskiej- nazwał ten kraj „państwem specjalnej troski”, nad którym trzeba się pochylić”. Przypomniałem sobie wtedy określenie mało u nas znanego szkockiego pisarza Erica Linklatera sprzed pół wieku, że „Dyplomacja to sztuka wskakiwania do spienionej wody bez rozpryskiwania jej”. Szef MSZ-u kontynuował ów kuriozalny wątek, mówiąc o rzekomym „triumwiracie unijnym”, w skład którego może wejść teraz Polska. To zdumiewające,jak skądinąd inteligentny polityk może tak często (niezależnie od niekiedy ciekawych wystąpień,jak w Berlinie) używać niestosownego języka i regularnie,na całego, „rozpryskiwać wodę”. Niewiele się widać nauczył od czasu bezmyślnego porównania Gazociągu Północnego do paktu Ribbentrop- Mołotow. A przecież do referendum nad Tamizą może wcale nie dojść, bo konserwatyści raczej nie wygrają wyborów w 2015r.-tym bardziej, iż ich obecny koalicjant, czyli liberałowie,jest za pozostaniem w UE.

I wreszcie dwa najnowsze i chyba najgłośniejsze  „przeboje”. Oto 46 posłów PO, wespół z partnerami z PSL (tu nikt nie zachował się comme il faut, kompromitując zarazem czołowe hasło tej partii o byciu „tradycyjnie nowoczesnym”), wsparło jednolity front PiS oraz Solidarnej Polski, nie dopuszczając po debacie nad trzema projektami ustaw o związkach partnerskich żadnego z nich (nawet autorstwa swojego posła) do przekazania do dalszych prac w komisjach sejmowych.Ten wynik głosowania i otwarta polemika ministra Gowina ze stanowiskiem premiera Tuska dowodzą braku spoistości Platformy. Ta formacja,dotąd i tak „galaretowata” ,aideologiczna, której jedynym lepiszczem jawi się utrzymywanie u władzy, ujawniła istnienie głębokich podziałów wewnętrznych oraz oczywisty brak tożsamości. Ponadto Jarosław Gowin, ze względu  na brak wymaganych kompetencji (co udowodnił kolejny raz, stwierdzając niezgodność wnoszonych projektów ustaw z Konstytucją RP) nigdy nie powinien objąć stanowiska ministra sprawiedliwości.Złamał też wcześniej prawo, co niechybnie potwierdzi Trybunał Konstytucyjny, likwidując na mocy rozporządzenia 79 sądów.Polska zaprezentowała się ponadto na zewnątrz (co natychmiast odnotowały zachodnie media) jako państwo niezwykle konserwatywne, de facto nie spełniające niektórych standardów Rady Europy. Cierpi na tym nasza reputacja na forum międzynarodowym i tworzą się okoliczności sprzyjające ugruntowywaniu się negatywnych stereotypów o kraju nad Wisłą.

Do tego doszła sprawa wysokich nagrów dla prezydiów obu izb paralamentu, kierowanych przez reprezentantów Platformy.Mało kto już pamięta,że marszałek Sejmu Marek Borowski  zdecydował dekadę temu o pozbawienia posłów „trzynastek”, lecz okazało się, że „szpica” zarówno Sejmu,jak i Senatu dodatkowe apanaże otrzymywała i otrzymuje -z wyjątkiem lat 2009 i 2011(z zestawień wynika zresztą, iż najwięcej dostał w 2008r. obecny prezydent,a ówczesny marszałek Sejmu z ramienia PO, Bronisław Komorowski- prawie 67 tys. zł. brutto).Nieporozumieniem ponadto było to,co  twierdzili (i chyba to wciąż podtrzymują) Ewa Kopacz i Bogdan Borusewicz, nazywając parlament „zakładem pracy”. Jest on rzeczywiście taką instytucją, ale w odniesieniu do PRACOWNIKÓW, nie zaś posłów czy senatorów. Ci są  „ZATRUDNIANI” PRZEZ WYBORCÓW” na daną kadencję. Członkowie prezydiów obu izb mają przy tym znacząco wyższe uposażenie niż pozostali parlamentarzyści- (o ile się nie mylę) marszałkowie takie, jak Prezes Rady Ministrów,wicemarszałkowie,jak wicepremier, podczas gdy „zwykli” posłowie i senatorowie na poziomie wynagrodzeń podsekretarzy stanu.

Te negatywne procesy i błędy przypadły na sam koniec chińskiego Roku Smoka.Chciałbym wierzyć, iż w rozpoczynającym się za dwa tygodnie Roku Węża Platforma Obywatelska, w interesie nie tylko swoim, lecz wszystkich obywateli wyciągnie z tego pasma błędów właściwe wnioski.

Inauguracja obchodów stulecia urodzin Edwarda Gierka



Inauguracja ogólnopolskich obchodów setnej rocznicy urodzin Edwarda Gierka zgromadziła w auli Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu ponad trzysta osób. Aula była wypełniona do ostatniego miejsca, a i tak nie wszystkim chętnym udało się wziąć udział w uroczystościach. Wśród przybyłych gości należy wymienić eurodeputowanego profesora Adama Gierka, Przewodniczącego SLD Leszka Millera, Sekretarza Krzysztofa Gawkowskiego, Skarbnika Kazimierza Karolczaka, Prezydenta Miasta Sosnowca Kazimierza Górskiego, szefa Sojuszu w województwie śląskim – posła Marka Balta, posła Zbyszka  Zaborowskiego, Sekretarza Rady Wojewódzkiej Tomasza Niedzielę, profesora Longina Pastusiaka, Krzysztofa Janika, sosnowieckich radnych Wojciecha Nitwinko i Tomasza Bańbułę. Wśród gości uroczystości należy dodatkowo wymienić członków i działaczy Ruchu Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka z profesorem Pawłem Bożykiem na czele. Uczestnikiem spotkania był również Franciszek Wszołek – były wiceminister górnictwa i energetyki. Nie zabrakło również przedstawicieli Federacji Młodych Socjaldemokratów i działaczy SLD z całej Polski.
Podczas spotkania wielokrotnie podkreślano dorobek Edwarda Gierka, który sprawił że Polska w latach 70-tych ubiegłego stulecia stała się krajem szybkiego rozwoju gospodarczego, cywilizacyjnego i społecznego. Powstało wtedy tysiące miejsc pracy, wybudowano mieszkania dla milionów Polaków, rozbudowano i usprawniono infrastrukturę na niespotykaną dotąd skalę. Uczestnicy spotkania byli zgodni, że nie można pozwolić aby nieprawdziwa opinia jakoby Edward Gierek doprowadził do zadłużenia kraju stała się dominująca. Zadłużenie w tamtych czasach względem PKB wynosiło zaledwie 10%. Tymczasem dzisiejsze zadłużenie naszego kraju wynosi 55% w stosunku do PKB.  Należy dodać do tego powstałe wtedy zakłady pracy, które już po 1989 roku zostały sprywatyzowane i stały się dodatkowym źródłem dochodów budżetu naszego państwa. Uczestnicy uroczystości byli zgodni, że opinie przedstawiane w mass-mediach na temat „epoki gierkowskiej” nie są prawdziwe i obiektywne. Dlatego należy informować i prezentować fakty zgodne z rzeczywistością na temat tamtych czasów. 

Po uroczystości dla uczestników spotkania przygotowano poczęstunek, a dyskusja przeniosła się do kuluarów, gdzie każdy mógł porozmawiać i wymienić poglądy, opinie na temat „epoki gierkowskiej” z głównymi gośćmi uroczystości, w tym także z eurodeputowanym profesorem Adamem Gierkiem.  

Krzysztof Derebecki

Raciborski: Miller to wódz, nie należy go lekceważyć



Miller jest szefem partii ponownie okrzepłej, stabilnej, choć zastygłej na pozycjach drugoligowych. Miller to wódz, nie należy go lekceważyć – przyznał prof. Jacek Raciborski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego w wywiadzie dla internetowego wydania Gazety Wyborczej. 
Podczas rozmowy z Gazetą Wyborczą o sytuacji polskiej lewicy prof. Raciborski przyznał, że Szef SLD, Leszek Miller osiągnął niezaprzeczalny sukces, ponieważ zapobiegł rozpadowi Sojuszu. 

Profesor UW został zapytany również o szanse oraz wyniki dotyczące wyborów europejskich. Jego zdaniem „żadna partia nie jest w stanie osiągnąć więcej, dopóki trwa ten dziwny duopol PO-PiS”. -Trochę inaczej może być w eurowyborach. Jednak żadna lewicowa lista na eurowybory bez SLD się nie powiedzie – powiedział Raciborski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej. 

Poruszono również kwestię elektoratu SLD - Mam dystans do kategorii "żelazny elektorat". Kiedyś uważano, że absolutne minimum SLD to 20 proc. wyborców. I gdzie oni teraz są? Hasło "teraz Gierek" ma odnowić więź z tymi wyborcami. To emerytowani urzędnicy, aktywiści PZPR, byli milicjanci, wojskowi. Są zgorzkniali, wycofani, nie chce im się chodzić na wybory. A teraz ktoś do nich mówi o ich przeszłości - i to w pozytywnym świetle. Najważniejsze jednak było zwrócenie uwagi mediów. Dzięki "Gierkowi" Sojusz przez dwa tygodnie był w centrum uwagi mediów. To bezcenne - ocenił socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.



Cały wywiad dostępny jest TUTAJ >

Fan Becherovki prezydentem. Czechy bardziej na lewo



Niewielu Polaków przepada za becherovką - likierem zawierającym ponad 30 ziół, wprowadzonym do sprzedaży ponad 200 lat temu, a wymyślonym przez czeskiego lekarza z Karlovych Varów Jana Bechera. Ja także nie, choć da się to pić -  z tonikiem (ta kombinacja nosi nazwę "beton") lub z niektórymi sokami. Bodaj najbardziej znany zwolennik tego napoju Milosz Zeman (jako premier zabrał Leszka Millera i mnie równo przed 10 laty do dawnego Karlsbadu,aby pokazać produkcję becherovki w zakładzie należącym obecnie do brytyjskiej grupy Pernod Ricard) został dziś - w drugiej turze pierwszych powszechnych wyborów prezydenckich - głową państwa naszych południowych sąsiadów (dotąd tego wyboru dokonywały obie izby parlamentu) - napisał na swoim profilu na Facebooku poseł Tadeusz Iwiński. 
"Im straszniejszy przeciwnik,tym sławniejsze zwycięstwo" głosi znane czeskie przysłowie.To raczej nie był ten przypadek,gdyż konkurentem Zemana w decydującym starciu (w I turze brało udział aż 9 kandydatów w mniej niż 11-milionowym kraju) był stateczny szef dyplomacji, 75-letni Karl Schwarzenberg-dawniej sekretarz legendarnego prezydenta Vaclava Havla, wywodzący się z książęcej,austriacko-czeskiej rodziny.Socjaldemokrata Zeman-były przewodniczący Izby Poselskiej i szef mniejszościowego, lewicowego rządu (1998-2002),który w marcu obejmie swój urząd po eurosceptyku Vaclavie Klausie,to trochę enfant terrible czeskiej polityki.Jowialny,a nawet rubaszny,słynie z ciętego języka i niemal zawsze ścierał się z dziennikarzami.Po wycofaniu się z czynnej polityki napisał kilka bulwersujących książek o kulisach tejże polityki,cieszących się bardzo dużą popularnością.Trochę jak "Wańka-wstańka" odchodził i wracał.Dekadę temu przegrał batalię o prezydenturę właśnie z Klausem (ten- paradoksalnie- obecnie go popierał),a trzy lata temu jego niewielkie ugrupowanie Partia Praw Obywateli nie weszło do parlamentu.Teraz nastąpił triumfalny comeback (różnica między konkurentami wyniosła ok. pół miliona głosów).

To w sumie dobra wiadomość.Czechy w ostatnich latach-m.in. wskutek stanowiska Klausa (choć prezydent nie ma tam formalnie wielkich uprawnień)-zajmowały w Unii Europejskiej pozycję podobną do Wielkiej Brytanii.Nie przystąpiły np. do paktu fiskalnego,nie przyjęły waluty euro i ograniczały regulacyjną funkcję państwa.Teraz powinno się to zmienić !

Sukces Zemana potwierdza przy tym widoczną w ostatnim czasie w Europie tendencję do wzrostu wpływów lewicy.Pokazały to m.in. ubiegłoroczne zwycięstwa socjaldemokratów i socjalistów na Słowacji i Litwie,we Francji i Rumunii.W przyszłym miesiącu powinno to nastąpić również we Włoszech,a decydujące o układzie sił na kontynencie starcie odbędzie się we wrześniu w Niemczech.Sukces odniesiony kilka dni temu w Dolnej Saksonii przez SPD i Zielonych,którzy utworzyli rząd w tym landzie,pozwala z pewnym optymizmem oczekiwać jesiennej batalii nad Renem (niezależnie od wciąż silnej pozycji partii CDU i samej kanclerz Angeli Merkel).Lewicowych prezydentów mają też obecnie m.in. :Słowenia (od grudnia ub.r.),Chorwacja ,Słowacja i Estonia. W samych zaś Czechach w następnych wyborach parlamentarnych lewica powinna bez trudu pokonać konserwatywną ekipę Petra Necasa. Stwierdzam wszakże,iż stopień spożycia becherovki nad Wełtawą nie ma związku z orientacją politryczną obywateli ! We wszystkich ugrupowaniach jest on znaczący i podobny.

Autor: Tadeusz Iwiński

Tylko cztery partie dostają się do Sejmu!



Sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski wskazuje jasno. Tylko cztery partie w Sejmie. Sojusz zdobywa 65 mandatów. Ruch Palikota ani jednego. 
Badanie z dnia 23.01.2012 wskazuje, że Platforma Obywatelska może liczyć na 31% poparcia społecznego. Tuż za nią Prawo i Sprawiedliwość, które zdobywa 29%. Daje to odpowiedni 181 i 169 miejsc w Sejmie. 

Sojusz Lewicy Demokratycznej stabilizuje swoje wyniki i ma 11%. Daje to przy uwzględnieniu wyników pozostałych partii 65 mandatów. Do Sejmu weszłoby jeszcze Polskie Stronnictwo Ludowe z wynikiem 8% i 45 miejscami dla swoich członków.

Gdyby wybory odbyły się pod koniec stycznia do Sejmu nie wchodzi Ruch Palikota z wynikiem 4%. Tym samym partia Janusza Palikota nie zdobywa ani jednego miejsca w ławach poselskich.  

sobota, 26 stycznia 2013

Wojciech Olejniczak: Twarz Platformy



Nie może być tak, że minister sprawiedliwości wychodzi na sejmową mównicę i stwierdza, że dana ustawa jest niekonstytucyjna. A następnie wchodzi premier i apeluje do posłów o przyjęcie tej ustawy. Ktoś tutaj musi zostać zdymisjonowany. I raczej nie jest to premier.
Donald Tusk postawił dzisiaj wszystko na jedną kartę. Wygłosił ważne przemówienie. Chciałoby się powiedzieć historyczne. Niestety nic z tych rzeczy. Platforma Obywatelska nie pozwoliła Tuskowi przejść do historii walki o prawa obywatelskie.

Premier znalazł się za to w bardzo trudnej sytuacji wewnętrznej. Widać, że nie kontroluje własnej partii. Nie we wszystkich sprawach koalicja ma większość…

Jeśli Tusk nie zdecyduje się na twarde decyzje to dla wielu Platforma będzie miała twarz poseł Pawłowicz, przepraszam, posła Gowina.


SLD: komisja infrastruktury powinna zająć się sytuacją PKP



SLD chce, by sejmowa komisja infrastruktury na najbliższym posiedzeniu zajęła się sytuacją w PKP. Zdaniem posłów Sojuszu to minister transportu Sławomir Nowak jest odpowiedzialny za to, że w piątek rano doszło do strajku na kolei. 
- Związkowcy byli gotowi do rozmów i zawieszenia protestu - zapewniał w piątek  rzecznik partii Dariusz Joński. Dodał, że to właśnie minister transportu nie wykorzystał szansy na zażegnanie strajku i to przez niego wielu Polaków miało dziś duże problemy z dojazdem do pracy.

Rzecznik Sojuszu zapowiedział, że jego klub zwróci się z wnioskiem, aby sprawą PKP na najbliższym posiedzeniu zajęła się komisja infrastruktury. 

Z kolei europoseł SLD Bogusław Liberadzki podkreślił, że choć strajki są dolegliwe dla społeczeństwa, to są dziś nieuniknione. - Gdy koleje znalazły się w kryzysie, gdy jest kilkadziesiąt spółek, w których prezesi zarabiają po 60, a wiceprezesi po czterdzieści kilka tysięcy złotych - argumentował Liberadzki.

Między godziną 7 a 9 rano z powodu strajku w całej Polsce zatrzymano ponad 340 pociągów, czyli ok. 1/3 wszystkich, które w tym czasie wyjechały na tory. Związkowcy chcą utrzymania ulg na przejazdy koleją na obecnych zasadach. Pracodawcy proponują natomiast, by pracownicy mieli 99 proc. ulgę, emeryci kolejowi 80 proc. i żeby ulgi nie obejmowały przejazdów w pierwszej klasie.

Związki partnerskie - osobista porażka Donalda Tuska.



W Sejmie odbyło się głosowanie nad projektami ustawy o związkach partnerskich. Swój projekt złożył Sojusz Lewicy Demokratycznej, Ruch Palikota oraz Platforma Obywatelska. Sejm jednak odrzucił wszystkie trzy projekty. Nawet Platforma Obywatelska głosowała przeciwko swojemu pomysłowi.
Widać wyraźnie, że mamy dysharmonię pomiędzy podziałami ideowymi a podziałem strukturalnym.Podział strukturalny jest gdzieś daleko na prawo pomiędzy PiS a PO, czyli partią konserwatywno-narodową a konserwatywno-liberalną. Ten spór toczy się o władzę. Ale tak naprawdę autentyczny spór jest zupełnie w innym miejscu. Jest on właśnie  wewnątrz PO  - ocenił Ryszard Kalisz. 

Głosowanie w sprawie ustaw o związkach  partnerskich to bez wątpienia osobista przegrana Donalda Tuska. Premier zaangażował się w skierowanie projektów ustaw o związkach partnerskich do sejmowej komisji. I przegrał. Jego przywództwo zostało zakwestionowane. 54 posłów odmówiło mu poparcia (46 przeciwko, 8 wstrzymujących). To głosowanie również pokazuje jak silną frakcją w PO jest nurt konserwatywno-katolicki. Dodatkowo sam minister sprawiedliwości orzekł, że projekty ustaw są niekonstytucyjne. Premier natomiast, że są konstytucyjne i wezwał do ich poparcia. Szef SLD, Leszek Miller uważa, że w tej kadencji Sejmu, żaden projekt ustawy, nie ma szans na przeprowadzenie. - Jeśli obywatele Rzeczypospolitej chcą, aby było stanowione bardziej postępowe prawo, obywatele Rzeczypospolitej muszą zmienić skład Sejmu - powiedział Przewodniczący.

Sojusz notuje wzrost o 3,1%. Mamy już poparcie na poziomie 15,2%!



Jest najnowszy sondaż uliczny przeprowadzony w dniach 19-25.01.2013 przez ewybory.eu na reprezentatywnej próbie losowej 2000 dorosłych mieszkańców Polski. Błąd oszacowania wynosi ok. 2 procent.
Oto jak kształtują się zmiany w stosunku do poprzedniego sondażu: PO (-1.6%), PiS (-5.7%), SLD (+3.1%), RP (+1.2%), PSL (+2.1%), SP (+3.0%), KNP (-0.7%), PJN (+0.4%), PPP (-0.5%). Największy wzrost odnotował Sojusz Lewicy Demokratycznej. 

Polemika z Rozenkiem...



W piątek (25.01) na konferencji prasowej rzecznik prasowy Ruchu Palikota Poseł Andrzej Rozenek, komentując słowa przewodniczącego L. Millera, powiedział: „Lewica wcale nie ma takiej twarzy. Lewica nie pomawia, nie oszukuje i nie oskarża. Niestety Leszek Miller zaprzecza temu co mówię, ale to jest twarz Leszka Millera, a nie lewicy”.
Jak nazwać zatem twarz przewodniczącego, który utrzymuje w swoim Klubie posła, który według mediów miał wyłudzać pieniądze z Kancelarii Sejmu? 1600 zł. miesięcznie. Jak nazwać lidera, który trzyma w swoich szeregach posła, który „zawodowo” zajmuje się maltretowaniem norek (donosi o tym Gazeta Wyborcza i obrońcy zwierząt do prokuratury)? Jak wreszcie określić, kogoś, kto tolerował próbę wyłudzenia biletów na EURO2012, czy toleruje człowieka, który jest oskarżany o podróbki? To postawa, wrażliwego, trzymającego się standardów polityka? Nie. To Janusz Palikot, który co i rusz przybiera nowe maski. Jednego dnia był dobrotliwym socjalistą, który chciał budować fabryki. Drugiego krwawym liberałem, który organizował kongres przedsiębiorczości. A dziś? Dziś jest wielkim moralistą, który wyrzuca Wandę Nowicką. Czymże jest 40 tys. zł. Wandy Nowickiej w porównaniu z milionami, które rozpłynęły się z konta Janusza Palikota, gdy wchodził on do polityki.

Z niecierpliwością czekamy na wnioski Ruchu Palikota. Chętnie się do nich odniesiemy. A podstaw do tego mamy wiele. Proszę nam wierzyć.

SLD

środa, 23 stycznia 2013

Ed Miliband: "Cameron to słaby premier"



Jutrzejsze przemówienie Davida Camerona określi go jako premiera słabego, kierowanego przez własną partię a nie przez narodowe interesy ekonomiczne.
W październiku 2012 sprzeciwił się referendum na temat pozostania/wyjścia ze względu na niepewność, którą mogło to wywołać w stosunku do naszego kraje. Jedyna rzecz jak uległa zmianie od tego czasy to ta, że stracił kontrolę nad własną partią i jest zbyt słaby aby robić to, co właściwe, dla własnego kraju. Wszyscy wiedzę, że priorytetami dla Wielkiej Brytanii są praca i wzrost gospodarczy, których potrzebujemy. Otrzymywaliśmy ostrzeżenie za ostrzeżeniem od brytyjskiego biznesu, dotyczące niebezpieczeństw związanych z wytworzeniem lat niepewności dla Wielkiej Brytanii.

To przemówienie nie uczyni nic dla młodej osoby szukającej pracy, dla małego biznesu martwiącego się o spłatę pożyczki, dla rodziny, której standard życia uległ obniżeniu.

Brytania potrzebuje premiera, który powoduję zmianę w Europie już teraz, zapewniając, że postawimy pracę i wzrost ponad politykę oszczędnościową i bezrobocie.

Wypowiedzi polityków europejskich po przemówieniu D.Camerona

Martin Schulz: Potrzebujemy Wielkiej Brytanii jako pełnoprawnego członka UE, nie kryjącego się w porcie w Dover.

Hannes Swoboda: Tragikomiczna przemowa Davida Camerona wypadła daleko od jakichkolwiek oczekiwań, czy to lewicowych czy prawicowych, brytyjskich czy kontynentalnych. Powinien spędzić mniej czasu poszukując miejsca na swoje przemówienie a więcej poszukując sposobów na wykorzystanie przez Wielką Brytanie obecności w UE. Pan Cameron rozpoczął dziś absurdalnie wczesną kampanię obliczoną na reelekcję, z obietnicą renegocjacji miejsca Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej za 2,5 roku,  a później przedłożeniem tej decyzji pod głosowanie Brytyjczyków.

Piotr Gadzinowski: Poddanie poczty polskiej



Być federastą w Polsce to publicznie popierać wejście naszego kraju do strefy euro. Czyli wyrzec się narodowej waluty. To popierać pakt fiskalny. Ale często z socjalnymi zastrzeżeniami. Bo polscy federaści, czyli ci tworzący federację zwolenników tworzenia federacyjnej Unii Europejskiej, mają różne poglądy polityczne. Są niczym pożądana przez nich Unia. Sfederalizowana, ale pluralistyczna lokalnymi różnorodnościami.
Federastów polskich krajowe media ustawiają w kontrze do polskich patriotów. Zwłaszcza tych, którzy za swój podstawowy patriotyczny cel uważają wydojenie wspólnego budżetu przy minimalizacji obowiązków wspólnotowych. Niestety w tak skonstruowanej alternatywie federaści będą na spalonych medialnie pozycjach. Zwłaszcza kiedy sztandarowy medialnie federasta Janusz Palikot straszy przemęczony naród polski przymusową nauką języka angielskiego, jako urzędowego w sfederalizowanej UE. 

Choć uczyć się zawsze warto.

Ale przecież można federalizować Unię też od dołu. Od federalizowania codziennych interesów obywateli. 

Nie mamy już formalnych granic państwowych. Nadal mamy granice komunikacyjne. Rozmawiając telefonicznie między naszymi krajami, nadal płacimy myto, czyli roaming. Ma być zlikwidowany w 2015 roku, ale warto pilnować faktycznej likwidacji tej bariery integracyjnej. 

Mamy wspólną, błękitną flagę, niczym pogodne niebo. Ale wspólnej przestrzeni powietrznej w UE jeszcze nie mamy. Gdyby taką stworzyć i dać szanse liniom lotniczym fruwać najkrótszymi drogami, to każdy z latających oszczędziłby na bilecie i czasie przelotu. Do tego doszłyby jeszcze korzyści z mniejszego zanieczyszczenia środowisk naturalnego. 

Skoro będziemy mieli wspólną przestrzeń powietrzną, to czemu nie stworzyć federacyjnej europejskiej linii lotniczej? Podobnej do przyszłej, sfederalizowanej Unii. Wspólnie zarządzanej wobec ekspansywnej konkurencji z Dalekiego i Bliskiego Wschodu, ale z zachowaniem kolorytu, tradycji lokalnych przewoźników.

Schodząc na ziemię, powinniśmy pomyśleć o wspólnej, europejskiej szybkiej kolei. Chińczycy mają już odcinki łączące odlegle o tysiące kilometrów prowincje. Warto wiedzieć, że każda ze skomunikowanych prowincji czasem różni się od drugiej lokalnym językiem, kulturą, klimatem bardziej niż kraje europejskiej wspólnoty między sobą. Ale wspólna kolej, wspólny bilet kupiony za wspólną walutę wszystkich we wspólnej „chińskości” łączy. 

Skoro mamy mieć wspólną walutę i wspólne niebo, to czemu nie stworzyć wspólnej poczty? 

Zwłaszcza usług kurierskich przy zakupach internetowych. Obecny system komunikacji w naszej Unii nadal blokuje wymianę towarów, usług, inicjatyw pomiędzy nadal niezintegrowanymi państwami.

Polscy patrioci sprzeciwiają się federalizacji Unii, bo uważają ja za zdradę narodowych wartości.

Ale czy mamy dalej bronić słabej poczty polskiej, linii lotniczej czy złotówki tylko dlatego, że w ubiegłym wieku były symbolem odzyskanej niepodległości? 
Źródło: Blog Piotra Gadzinowskiego - Lewica24.pl

Miller: Niech pan zacznie od swoich dzieci



Obecne prawo antynarkotykowe, które umożliwia prokuratorowi odstąpienie od ścigania osoby posiadającej małe ilości narkotyków, jest odpowiednie i jego zmiana nie jest potrzebna. Ta formuła jest wystarczająca – stwierdził Leszek Miller w programie Fakty po Faktach w TVN24. 
Jaki stosunek do legalizacji marihuany ma SLD? - U nas nie ma chętnych do dalszej liberalizacji. Jak słyszę kogoś, kto uważa, że narkotyki powinny być dostępne, to mówię: niech pan zacznie od swoich dzieci – powiedział wprost. Dodał także, że gdyby przy obecnym składzie Sejmu rozpoczęła się dyskusja nad zmianą tego prawa, to byłaby większa chęć do jego zaostrzania, niż liberalizacji.

SLD: nowela ustawy śmieciowej nie uwzględnia kwestii przetargów



Posłowie SLD popierają projekt nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Mają jednak jedno ale: bo rząd odrzuca postulat samorządowców, by umożliwić spółkom gminnym organizowanie odbioru odpadów komunalnych bez przetargów. 
Zdaniem posłów Sojuszu nowelizacja umożliwi bardziej elastyczne naliczanie opłat za odbieranie odpadów komunalnych.Dziś obowiązują cztery obowiązujące sposoby naliczania, które mogą być niesprawiedliwe społecznie. 

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, wybór spółki odbierającej śmieci od właściciela nieruchomości należy tylko i wyłącznie do gminy. W drodze przetargu będzie ona wybierać jeden podmiot świadczący usługi na całym jej terenie, a w przypadku większych gmin - na określonym obszarze. Te przepisy są krytykowane przez samorządowców. 

Z ubolewaniem stwierdzamy, że rząd cały czas odrzuca postulat samorządowców, by umożliwić spółkom gminnym postępowanie bezprzetargowe i powierzenie tym spółkom zadania własnego gminy, jakim jest gospodarka odpadami komunalnymi, powołując się na argumenty europejskie oraz konstytucyjne. Te argumenty są nieprawdziwe - mówił w środę poseł SLD Zbyszek Zaborowski. I dodał: - Rząd tak naprawdę działa w interesie wielkich koncernów międzynarodowych. Gospodarka odpadami komunalnymi ma być zmonopolizowana przez duże firmy - taki jest prawdziwy cel nowelizacji z 2011 roku, dziś tylko kosmetycznie poprawianej.

Zaborowski podkreślił, że rząd nie chce czekać na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. Zdaniem posła obecne zapisy ustawy są niekonstytucyjne.

Sojusz konsekwentnie opowiada się za tym, by odbiór odpadów komunalnych mógł być organizowany bez przetargów przez spółki gminne. - Oczywiście podtrzymujemy poprawkę dotyczącą możliwości powierzenia spółce gminnej tego zadania bez przetargu. Niestety nasza nowelizacja w tym zakresie utknęła w komisji, nie jest procedowana na posiedzeniu plenarnym Sejmu, natomiast poprawka będzie rozstrzygana w piątek - powiedział Zaborowski. 

W środę w Sejmie na zaproszenie SLD odbyła się tez konferencja z udziałem ok. 400 spółdzielców. Dyskusja dotyczyła tzw. „ustawy śmieciowej”. 

Oleksy: Kongres będzie początkiem drogi do odebrania władzy prawicy



W majowym Kongresie Polskiej Lewicy organizowanym przez SLD weźmie udział kilkadziesiąt organizacji - nie tylko partii politycznych, czy związków zawodowych, ale np. antyglobaliści i ruch powstały przeciwko ACTA. Według wiceszefa SLD Józefa Oleksego kongres będzie pierwszym krokiem do odebrania władzy prawicy. 
Mamy propozycję nie tylko kongresu programowego, ale też całego tygodnia lewicy polskiej, który byłby poprzedzony wydarzeniami kulturalnymi, społecznymi, eventami - zapowiedział w środę sekretarz generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski. 

Z kolei Oleksy zaznaczył, że kongres ma być "przełomem w pewnej otwartości". - Uznajemy, że Sojusz nie wyczerpuje potencjału polskiej lewicy społecznej, jest dużo organizacji, ruchów sprzeciwu, wyspecjalizowanych stowarzyszeń, które rozumują lewicowo, ale nie chcą być partiami - tłumaczył były premier. 

I dodał, że kongres ma być też początkiem drogi do odebrania władzy liberalnej prawicy, która się zużywa i wymaga alternatywy. Alternatywą ma być właśnie społeczna lewica. 

W najbliższym czasie powstanie komitet honorowy, a także komitet organizacyjny majowego kongresu. SLD przygotował listę kilkudziesięciu organizacji, które chciałby zaprosić na kongres. Mają to być m.in. partie polityczne, związki zawodowe, organizacje kobiece, ekologiczne oraz ruchy alterglobalistyczne. 

Według polityków SLD kongres nie ma być zaczątkiem nowego ugrupowania politycznego, a przedsięwzięciem o charakterze programowym, m.in. podkreśleniem różnorodności polskiej lewicy. 

Lidia Geringer de Oedenberg: Internet wygrywa z fast foodem, alkoholem i seksem



“Z którego z nawyków byłbyś z stanie zrezygnować na rok, w zamian za dostęp do Internetu?”To pytanie zostało zadane przez grupę Boston Consulting, w badaniach przeprowadzonych w 13 krajach.
80% respondentów odpowiedziało, że byłoby skłonne zrezygnować z fast foodów, 75% z alkoholu, a 27% z seksu, by tylko zatrzymać dostęp do Internetu. Wyniki te ilustrują jak ważną rolę odgrywa Internet w naszym życiu codziennym. Wśród 2, 4 mld Internautów, trudno znaleźć osoby, które nie miałyby e-maila, konta na Facebooku lub Twitterze, albo które nigdy nie odwiedziły innych portali społecznościowych takich jak YouTube, LinkedIn czy Picasa.

Internet zawładnął nie tylko naszymi sposobami komunikowania się, wolnym czasem i metodami szeroko rozumianej konsumpcji, wpłynął także na zaangażowanie w życie publiczne swoich użytkowników. Mimo, że większość obywateli w życiu codziennym nie emocjonuje się polityką, w Internecie jednakże sytuacja wygląda inaczej.

Jeśli można było wywołać rewolucję za pośrednictwem Facebooka, czego dowodem jest Arabska Wiosna, wpłynąć na legislację skrzykując się w sieci na Wall Street, obalić ACTA – wyciągając z ciepłych domów na mróz setki tysięcy Internautów –politycy skonstatowali, że mają do czynienia z namacalną siłą użytkowników sieci wpływającą na ukształtowanie sceny politycznej, czy stanowienie prawa.

Tę „siłę” z jednej strony sami wykorzystują jako narzędzie komunikacji do własnych kampanii, ale też stale próbują “regulować” przepływy w sieci, często pod pozorem zapewnienia użytkownikom bezpieczeństwa – usiłować wprowadzać cenzurę usprawiedliwioną dobrem publicznym.

Stale rodzą się nowe pomysły „okiełznania” Internetu, niektóre bardzo poważne, jak ten debatowany pod koniec 2012 r. w Dubaju na Konferencji Międzynarodowego Związku Komunikacji (ITU) – agendy ONZ, gdzie niektóre państwa szczególnie naciskały na wprowadzenie do sieci kontroli, czy nawet wstrzymywania przepływów w necie. Dyskusje były tak burzliwe, że po kilkunastu dniach negocjacji kompromisowy tekst dalej nie jest ani jasny ani satysfakcjonujący nawet dla członków ITU. Co prawda w części dotyczącej bezpieczeństwa użyto nowego sformułowania określającego bezpieczeństwo nie „w” sieci, tylko „dla” sieci, co miało przesunąć punkt ciężkości w stronę techniczno–infrastrukturalną, a nie merytoryczną przesyłów, ale po ukazaniu się kompromisowego tekstu 14 grudnia ub. roku stało się jasne, że poszczególne państwa mają bardzo różne wizje rozumienia tych zapisów. Szczególnie zapędy cenzorskie kilku państw z „ograniczoną demokracją” wyraźnie pokazują, że nie chodzi im o szeroko rozumiane bezpieczeństwo obywateli, ale raczej legalizację opresji na obywatelach.
Po upadku ACTA nie będzie już możliwe przynajmniej w UE przemycić coś cichcem w skomplikowanych regulacjach.

The Economist * opublikował w swojej pierwszej edycji w tym roku ciekawy artykuł, porównujący aktywność rodzących się w latach 60-tych ruchów ekologicznych z rozwojem obecnych ruchów “cyfrowych”. Z analizy ekspertów wynika, że aktywiści internetowi wpływają znacznie skuteczniej na polityków, niż niegdyś ekolodzy i w znacznie krótszym czasie opanowali metody efektywnego używania narzędzi politycznych.

Weźmy za przykład kampanie prezydenckie Baracka Obamy, szczególnie tę z 2008 r. po raz pierwszy opartą głównie na społecznościowych kanałach dotarcia do wyborców, rekrutowania wolontariuszy i do pozyskiwania funduszy na kampanię. Kolejnym przykładem może być używanie e-dyplomacji czy e-usług przez rządy i liderów politycznych do komunikowania się z wyborcami. Polityka wyraźnie przenosi się do Internetu.

W kontrapunkcie do tej tezy parę dni temu francuski kanał France 2 wyemitował ciekawą debatę na temat roli politycznej aktywności w sieci w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej w 2012 r. Okazało się, że pomimo niezwykle intensywnej działalności w sieci obu kandydatów z II tury – Sarkozy’ego i Hollande’a, ten drugi z uporem naciskał także na równoległą, tradycyjną kampanię “od drzwi do drzwi” i wygrał. Zdaniem analityków postawił na zaufanie wyborców, a to skuteczniej zyskuje się w kontaktach bezpośrednich.

Co kraj to obyczaj.
Mam wrażenie, że polskie społeczeństwo dotknięte alergią na rodzimych polityków, nie chodzi co prawda na wybory (przynajmniej jego połowa), ale siedząc przed telewizorem czy w necie – obficie obsypane „wysypką” – czerpie rozkosz z bolesnego drapania.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg