Kiedy dziarscy młodzieńcy z Ligi
Republikańskiej napadali na emerytów maszerujących w pochodach
pierwszomajowych, kiedy obrzucili granatami dymnymi zebranie ruchu „NIE” i
zablokowali wyjście ewakuacyjne, wtedy polskie media milczały. Sympatyzowały po
cichu z „patriotyczną” młodzieżą zagrzewającą się do czynów bojowymi okrzykami
„Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” i ich programem: „A na
drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”.
W drugiej połowie lat
dziewięćdziesiątych radykalizm Ligi podobał się też polskiej prawicy i
liberalnemu centrum, zaskoczonym sukcesami wyborczymi SLD. Aktywiści Ligi
nawoływali do zerwania z polityką „grubej kreski”, napadali na spotkania z
udziałem prezydenta Kwaśniewskiego, jako pierwsi uczynili swymi bohaterami ostatnich
antykomunistycznych partyzantów, zwąc ich romantycznie „Żołnierzami wyklętymi”.
Działalność Ligi cieszyła się poparciem
takich „państwowców” jak Jan Maria Rokita. Niektórzy liderzy Ligi zrobili potem
kariery polityczne – Mariusz Kamiński w PiS, Julia Pitera w PO.
Ziarna nienawiści i przemocy w walce
politycznej przez nich zasiane zakiełkowały na radykalnej prawicy. Wśród
polskich nazioli i kiboli. Ci do walki z „czerwoną hołotą” i ołtarzy ku czci
„Żołnierzy wyklętych” dodali „Polskę dla Polaków”, hajlowanie, mieczyki
Chrobrego i swastyki.
W czasach już niedawnych, kiedy narodowi
naziole napadali na lewicowe imprezy krajowe, media głównego nurtu
wspominały o tym półgębkiem. Bo lewactwo musi znać swe miejsce w szyku.
Zaś niektórzy politycy prawicy kibicowali naziolom. Bo chociaż ci łysole
pachnieli faszyzmem, to jednak bili lewactwo w słusznej sprawie. Wypalali
sierpa i młota ze zdrowego ciała narodu. A że swastyką? Cóż, cel uświęca
środki.
Larum krajowe media zagrały dopiero,
kiedy naziole przyszły po nich. Kiedy zaczęli palić wozy transmisyjne telewizji
uważających się za prawicowe. Kiedy „czerwoną hołotą” nie byli już anarchiści i
skłotersi, lecz uniwersytety z Adamem Michnikiem, Magdaleną Środą, Zygmuntem
Baumanem. Kiedy miejsce na drzewach zaproponowali nie wymierającym
postkomuchom, lecz prawicowym politykom rządzącej koalicji. A nawet prawicowemu
prezydentowi Wrocławia Rafałowi Dutkiewiczowi, który u siebie nazioli
wyhodował.
Dzisiaj „czerwoną hołotą” jest pani
poseł PO Julia Pitera, bo stara lewica zajęta jest umieraniem, a młoda nie ma
znamion establishmentu. Dzisiaj „Żydokomuną” są redaktorzy „ Gazety Wyborczej”
i „ TVN”, bo naziolscy polscy patrioci twórczo zaadoptowali ustawy
norymberskie. Dzisiaj „Żydem” jest premier Donald Tusk. I na nic jego
kaszubskie papiery i dziadek z Wehrmachtu.
Kiedy wiosną 1997 roku dziarscy
„patrioci” z Ligi Republikańskiej napadli w Krakowie na zebranie ruchu „NIE”,
wezwana policja zatrzymała niektórych ze sprawców. W Krakowie wszyscy się znają
i napadnięci wskazali napastników. Ale szybko potem z komisariatu zginęły
zarekwirowane napastnikom kastety i łańcuchy, zginęły też resztki gazowych
granatów. Śledztwo prowadzono wnikliwie, przez lata. W międzyczasie sprawcy
zmężnieli, wyłysieli, zapuścili brody, zgolili wąsy. Okazywano ich świadkom
napadu po trzech, czterech latach, by doprowadzić do umorzenia postępowania
prokuratorskiego.
Dzisiaj naziole też mogą liczyć na
sympatyków w organach prawa i sprawiedliwości. Wymownie milczą o ich wybrykach
hierarchowie polskiego Kościoła katolickiego. Pobłażają im prawicowi politycy,
nawet pretendent do fotela przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, pan poseł
Jarosław Gowin.
Pobłażają im też prawicowi publicyści.
Zwłaszcza ci, którzy oburzają się, że w niemieckim serialu „Nasze matki, nasi
ojcowie” przedstawiono polskich partyzantów z AK jako antysemitów. Ale
przyzwalają, by do tradycji i symboli AK odwoływali się liderzy narodowców
deklarujący się jako „nawiedzeni antysemici”.
Skoro jednak swastyka może wypędzić z
Polski szatańskiego sierpa i młota to prawicowy patriota przymyka oczy i
klęknie przed swastyką. „Polska dla Polaków” warta jest swastyki.
Źródło: Blog Piotra Gadzinowskiego -
Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz