piątek, 29 marca 2013

Miller lepszy od Tuska. Palikot gorszy od Kaczyńskiego.



Leszek Miller zyskuje coraz większe poparcie społeczeństwa. Z najnowszego sondażu CBOS wynika, że zaufanie do byłego premiera jest większe niż do obecnego szefa rządu, Donalda Tuska.
Sondaż zaufania do polityków został przeprowadzony między 7, a 13 marca. Wynika z niego, że szef SLD, Leszek Miller zyskuje większe zaufanie Polaków niż obecny premier, Donald Tusk. Miller może liczyć na 38 % zaufania społecznego, a Tusk na 36%. Z badania dowiadujemy się również kto jest liderem rankingu nieufności. Jest nim... Janusz Palikot. Okazuje się, że brak zaufania do szefa Ruchu Palikota zadeklarowało 56 % pytanych. Na drugim miejscu znalazł się Jarosław Kaczyński - liderowi PiS nie ufa 51 %. W rankingu nieufności znalazł się również Donald Tusk (45%), marszałek Sejmu Ewa Kopacz (41%) czy minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (38%).

SLD trzy razy mocniejszy niż Ruch Palikota



Gdyby wybory parlamentarne odbyły się pod koniec marca Sojusz Lewicy Demokratycznej mógłby liczyć na 15% wyborców. To wyniki najnowszego sondażu dla Rzeczpospolitej. 
Wybory wygrałaby Platforma Obywatelska z wynikiem 31%. Tuż za nią Prawo i Sprawiedliwość, na które zagłosowałoby 29% ankietowanych. Leszek Miller i jego partia systematycznie zyskują. Tym razem wzorts o 1% daje Sojuszowi 15% poparcia społecznego. To trzy razy więcej niż Ruch Palikota, który balansuje na granicy progu wyborczego z wynikiem 5%. Na podobny wynik może liczyć PSL. Pozostałe partie znalazły się pod progiem wyborczym.

czwartek, 28 marca 2013

Joanna Senyszyn: Gowin nie kuma



Minister Gowin, jak kiedyś Czuma, też nie kuma. Jest dumny, niczym paw, z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Wydaje mu się, że to poparcie dla jego reformy, która degraduje kilkadziesiąt mniejszych sądów, a przez to i miejscowości, w których się znajdują. Nic bardziej błędnego. Gowin nie rozumie, że orzeczenie oznacza jedynie, że nie złamał prawa, co rzeczywiście dla ministra sprawiedliwości byłoby kompromitujące. Wprawdzie czerech sędziów Trybunału zgłosiło zdanie odrębne, ale liczy się większość. 
To nie pierwsze i nie ostatnie kontrowersyjne orzeczenie TK. I nie pierwsze polityczne. Trybunał najwyraźniej ulitował się nad ministrem, który o prawie nie ma pojęcia, a gdyby orzeczenie było inne, musiałby odejść ze stanowiska. Choć może niekoniecznie. Premier Tusk lubi niekompetentnych ministrów, a ostatnio także decyzje, które odbierają Platformie wyborców. Najwyraźniej na starość nie tylko złagodniał.

Teraz Gowin czuje się uskrzydlony. Wydaje mu się, że jest papieżem polskiego wymiaru sprawiedliwości. I niczym Franciszek może sobie pozwalać na wszystko. Niedługo okażę się, czy Sejm zrobi Gowinowi zimny prysznic, a Kuria Rzymska papieżowi. Oby nie taki, jak Janowi Pawłowi I. 

Gawkowski: Oszustwo OFE



OFE to jedno z dzieci spartaczonych reform Buzka. To jeden wielki skok na kasę. Luksusy dla akcjonariuszy OFE, głodowe emerytury dla oszczędzających. Propozycja przedstawiona przez stowarzyszenie OFE potwierdza tylko to co ludzie wiedzą – chodzi o to, żeby nigdy nie zobaczyli pieniędzy tam wpłaconych. Co OFE proponują? To, że emeryturę dostaniesz tylko przez 10 lat, a potem… radź sobie sam. To cywilizacyjny regres do XIX wieku.
OFE to model wyjęty z Chile Pinocheta. Po niemal 30 latach funkcjonowania funduszy okazało się, że 2/3 członków chilijskich OFE nie dostanie żadnej emerytury. Konieczne okazało się przyznanie im zasiłków, na które się składają chilijscy podatnicy. Z zeszłorocznego raportu Komisji Europejskiej wynika, że w 2060 r. łączna emerytura ma wynieść 22% ostatniego wynagrodzenia. Obywatelu, weź kalkulator i wylicz sobie przyszłe świadczenie…

OFE to świetny interes dla ich udziałowców. Fatalny dla reszty. W 2008 r. przepadło prawie 30 mld zł. W styczniu i lutym 2013 r. aktywa OFE spadły o 2,6 mld, czyli stracono wszystko, co w ciągu tych dwóch miesięcy przekazał im ZUS (1,6 mld zł) i 1 mld z tego, co było poprzednio. Jak rozwiązać ten problem? SLD proponuje stworzenie OFE publicznego, do którego może wycofać się z OFE prywatnych. A także zmniejszenie składki na OFE. To plan minimum.

Trzeba powiedzieć uczciwie jedną rzecz, jedynym gwarantem wypłaty emerytur jest państwo. Realnie wysokość emerytur będzie zależeć od wysokości wpłacanych składek emerytalnych oraz dopłaty od państwa, jeśli jakaś osoba nie osiągnie emerytury minimalnej. Ten drugi składnik uzależniony jest od woli politycznej, a więc od presji wyborców. To kartką wyborczą możesz decydować o swojej emeryturze.

Czat na Facebooku: przyszłość Europy według liderów EPP i S&D





Podwójny czat na Facebooku z liderami EPP - Josephem Daulem i S&D Hannesem Swobodą. Obaj zgadzają się, że wyjściem z kryzysu jest koncepcja "więcej Europy", ale różnią się w wielu innych sprawach. Nasi facebookowi fani mieli możliwość porozmawiania z liderami dwóch największych grup politycznych 26 marca. Joseph Daul (EPP) i Hannes Swoboda (S&D) odpowiadali na pytania o sytuację Cypru, kryzys i to, w jaki sposób zachęcić obywateli Europy do głosowania w wyborach w 2014 r.. Pierwszy podwójny czat już za nami - zobacz, o czym jeszcze rozmawiano.
Sytuacja Cypru

Obaj liderzy pytani byli o opinie w sprawie uzgodnionego w tym tygodniu programu pomocy dla systemu bankowego na Cyprze. Szef S&D (Socjaldemokraci) zaznaczył, że jest to bardzo delikatna sprawa. "Wypracowane rozwiązanie jest dużo lepsze niż poprzednia, katastrofalna propozycja. Musimy jednak do całej tej kwestii podchodzić z wielką ostrożnością. O ile prawdą jest, że sektor bankowy na Cyprze jest zbytnio nadmuchany, wszystkich redukcji musimy dokonywać stopniowo, aby nie spowodować większych wstrząsów dla gospodarki" - mówił. Lider EPP (Europejska Partia Ludowa) uznał, że to rozwiązanie jest doskonałym przykładem europejskiej solidarności. "Bez Europy, Cypr zbankrutowałby i stałby się szybko kolejną Islandią, pozostawiając setki tysięcy mieszkańców bez pieniędzy do życia" - stwierdził.

Wybory - co z frekwencją?

Szefowie ugrupowań musieli zmierzyć się także z trudnym pytaniem o sposób zaktywizowania obywateli i poprawienia frekwencji w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zmienić ten trend, według Swobody, można za pomocą odpowiedniego wykorzystania kryzysu gospodarczego. "Kryzys jest głównym punktem wszystkich debat publicznych w Europie. Możemy wykorzystać go do stworzenia bardziej odpowiedzialnej i efektywniejszej Europy" - proponował przewodniczący S&D. Według Daula, potrzeba lepszego poinformowania i wyjaśnienia tego, co robi Europa. "Czy wiesz o tym, że Europa Cię chroni za każdym razem, gdy zapalasz rano światło w swoim mieszkaniu, lub wsiadasz do samochodu? Mamy odpowiednie, opracowane normy, które chronią nasze życie, ale nikt o tym nie mówi!" - zaznaczył szef EPP.

Jeden z uczestników czatu zapytał, czy politycy nie obawiają się dobrego wyniku partii antyeuropejskich w nadchodzących wyborach. Joseph Daul odparł, że nie, bo liczy "na zdrowy rozsądek naszych obywateli" i będzie wzywał do pójścia do urn. Hannes Swoboda odpowiedział, że należy brać pod uwagę nastroje społeczne, bo nie jest to zaledwie chwilowy trend. "Wiele z podejmowanych przez nas działań jest rozczarowujących obywateli, co prowadzi do zanikania poparcia dla Europy. Musimy zmienić nasze polityki" - uznał.

Jedna siedziba PE, czyli o akcji "one seat"

Podczas wirtualnego spotkania, poruszona została także kwestia siedzib Parlamentu Europejskiego. Obaj politycy pytani byli o opinię w sprawie akcji "one seat", która ma na celu stworzenie tylko jednej siedziby Parlamentu. "Parlament Europejski przygotowuje raport na ten temat, jako że większość deputowanych wielokrotnie głosowała już za jedną siedzibą. Przedyskutujmy tę kwestię na poważnie, bez populistycznych haseł i nie zapomnijmy, że Strasburg był wybrany dlatego, że jest symbolem europejskiej jedności i pojednania po II wojnie światowej" - mówił Hannes Swoboda. "Trybunał Sprawiedliwości wypowiedział się w tej sprawie jasno. Traktat powinien być respektowany. Jeśli chcemy rozpocząć dyskusję na temat siedziby PE, musimy także zacząć rozmowy na temat siedzib wszystkich innych unijnych instytucji" - odparł Joseph Daul.

Wyjście z kryzysu

Liderzy pytani byli także o to, kiedy Europa upora się z trawiącym jej gospodarkę kryzysem.  "Wyjdziemy z niego, gdy tylko zmienimy kurs naszych polityk. Prymitywne i ekstremalne środki w postaci cięcia wydatków publicznych oraz inwestycji, tylko przedłużą ten okres" - podkreślił Swoboda. "EPP wierzy w odpowiedzialność, a nasze rządy są odpowiedzialne za swoje państwa i obywateli. Wydajemy tylko te pieniądze, które mamy, a nie te, których brakuje w naszych budżetach" - odparł Daul.

źródło: strona internetowa Parlamentu Europejskiego

Miller: Powinien powstać fundusz publiczny OFE



Nieudana reforma emerytalna Jerzego Buzka kuleje. SLD mówi, że OFE marnotrawią pieniądze, stąd konieczna jest zdecydowana reakcja. Powinien powstać fundusz publiczny z możliwości wyboru dla obywateli.
Szef SLD, Leszek Miller zaznacza, że w przypadku funduszu publicznego nie byłoby przykładów marnotrawienia pieniędzy. Obecnie koszty funkcjonowania OFE wynoszą około jednego miliarda złotych. Jeśli do publicznego OFE zapisałoby się tylko 10% osób to mamy kwotę 20 miliardów złotych, które dobrze zainwestowane mogłyby być pomnażane - mówi Miller.

Drugą zmianą, jaką proponuje Sojusz jest składka na OFE. Według SLD nie powinna wynieść więcej niż 2%. To mogą być kolejne oszczędności w służbie finansów publicznych. Być może sensowne jest w ogóle zlkwidowanie OFE, jednak dopóki rząd tego nie zrobi trzeba szukać rozwiązań na ten czas - powiedział szef SLD. 

Wojciech Szewko, ekspert SLD ds. gospodarczych uważa, że  to, co dzieje się w OFE to efekt nieudanej reformy Jerzego Buzka. Koszty obsługi OFE są bardzo duże. Nasze propozycja otworzenia funduszu publicznego daje wybór. Jeśli ktoś nie jest zadowolony przeniesie swoje środku pod skrzydła państwa. Jeżeli ktoś nadal uważa naiwnie, że fundusze zapewnią mu emeryturę może w nich pozostać - sprecyzował Szewko.

Leszek Miller pytany przez dziennikarzy o sprawę propozycji, która przedstawiły OFE, a mówiące o tym, że emerytury miałby być wypłacane tylko przez 10 lat. To jest skandal który pokazuje, że OFE nie tylko marnotrawią pieniądze, ale także że jest niebezpieczeństwo ich zawłaszczania. Miller twierdzi, że niebezpieczeństwo istnieje, ale są ludzie którzy, chcą lokować tam środki. Zatem obok likwidacji OFE pojawia się nasze propozycja dobrowolnego wyboru - prywatny czy państwowy fundusz. Zdaniem szefa SLD chociażby na przykładzie tzw. rezerwy demograficznej widać, że takie rozwiązanie ma sens - To jest to pociągający przykład.

Rosja: Duma rozpatrzy projekt ustawy penalizującej pochwałę nazizmu



Do rosyjskiej Dumy wpłynął projekt ustawy wprowadzającej kary za zaprzeczanie Holokaustowi i apologetykę nazizmu. Autor projektu, były senator Borys Szpigiel, postuluje wprowadzenie zmian do kodeksu karnego penalizujących publiczną pochwałę nazizmu i zaprzeczanie jakoby Holokaust miał miejsce jako przestępstw zagrożonych karą nawet do 5 lat więzienia i 500 tys. rubli grzywny, jeśli zostałyby popełnione w połączeniu z nadużyciem władzy (na przykład przez państwowego funkcjonariusza) lub z równoczesnym zastosowaniem gróźb albo przemocy.
Podobną kwalifikację miałyby także poniżanie godności ludzkiej ze względu na płeć, rasę, narodowość, język, pochodzenie, religię bądź przynależność do konkretnej grupy społecznej – a zatem sytuacje nie mające bezpośrednich odniesień do ideologii nazistowskiej, a skierowane przeciwko praktykom dyskryminacyjnym.

Szpigiel złożył niedawno mandat do Rady Fedreracji (izby wyższej rosyjskiego parlamentu), gdyż wybrano go na przewodniczącego międzynarodowej organizacji „Świat bez nazizmu” („World without Nazism”), a rosyjskie prawo nie pozwala parlamentarzystom piastować kierowniczych stanowisk z międzynarodowych i zagranicznych organizacjach.

Problem odradzania się nazistowskiej ideologii w Rosji nie jest teoretyczny – mimo zakazu działa w niej szereg nielegalnych ugrupowań odwołujących się do niej i wykorzystujących nazistowską symbolikę.

Rosyjskie prawo przewiduje karę za szerzenie nienawiści rasowej i etnicznej, niemniej normy te nie są ujęte w postaci pojedynczego, zunifikowanego prawa. 

Podobną ustawę przyjęło w maju ubiegłego roku Zgromadzenie Parlamentarne Wspólnoty Niepodległych Państw, do której należy także Federacja Rosyjska. Jej ustawa idzie nawet dalej – postuluje powołanie specjalnego ciała odpowiedzialnego za przeciwdziałanie rehabilitacji nazizmu.

źródło: www.lewica24.pl

środa, 27 marca 2013

Życzenia


Kuriozalne wyniki sondażu TNS Polska



Wczoraj (26 marca 2013 r.) pojawiły się wyniki kuriozalnego sondażu TNS Polska, dotyczącego wyborów do Parlamentu Europejskiego. Respondenci byli w nim pytani nie o to, na kogo oddaliby glos w wyborach, tylko o jedna listę: A. Kwaśniewskiego. Do tego jeszcze bez samego Palikota. Wybór był: pomiędzy Kwaśniewskim, a... Kwaśniewskim. Nie dano żadnej innej alternatywy. Badanie także nie uwzględnia metody, jaką zostało przeprowadzone. A obejmowało 15-latkow, którzy jak wiadomo nie mogą głosować i nie będą głosować w najbliższych wyborach.
Wśród 23 proc. badanych, którzy stwierdzili, że gdyby poszli na eurowybory i zagłosowaliby na listę, której liderem byłby Kwaśniewski, tylko 5 proc. zdecydowanie oddałoby swój glos na listę firmowaną przez byłego Prezydenta. To wskazuje, ze twardy elektorat Europy Plus oscyluje w granicach 5 proc., co jest wynikiem zbliżonym do sondażowego poparcia tego ugrupowania. Warto zwrócić uwagę na datę realizacji badania: 1-4 marca 2013 r. Wszystkie sondaże partyjne realizowane później, w tym sondaż TNS Polska z połowy marca br. wskazują na ponad dwukrotną przewagę SLD nad Ruchem Palikota (SLD: 15 proc., RP 7 proc.).

Piotr Gadzinowski: Krzyż Plus, albo rozmyślania o Męce Pańskiej



Lewica od lat oczekuje Mesjasza. Wiele razy już ogłaszanego. Przez proroczych komentatorów zapowiadanego. Przez wyborców wytęsknionego. 
Tego, który wyciągnie lewicę z czyśćca opozycji. Z piekła beznadziei. Dna dziesięcioprocentowego poparcia wyborczego. 

Ale Mesjasz lewicy jest jak polski pociąg intercity. Pomimo wielokrotnych zapowiedzi nie przychodzi. 

I dlatego zamiast ręce załamywać trzeba Go przywołać, przyciągnąć wręcz. Wszak lewica praktykuje aktywizm. Wierzy w ludzką moc kreowania Historii. 

Zgodnie ze wskazaniem mediów komercyjnych jedynym obecnie kandydatem na Mesjasza lewicy polskiej jest Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent RP i były Mojżesz polskiej lewicy. 

On to przecież wyprowadził postkomuchów z prawicowej, iście egipskiej, niewoli. Przez Morze Czerwone do Ziemi Obiecanej. Do władzy. Zgodnie z relacjami wiernych mu Ewangelistów. 

Ale potem postkomuchy pychą zgrzeszyli, nowy Babilon budować chcieli, za co pomieszało im głowy i języki.

I niezgoda odtąd na lewicy zapanowała.

Ale teraz wielokrotnie zapowiadany Kwaśniewski wreszcie na konferencji prasowej objawił się.

Wyglądał jak Jezus na Golgocie. Zawieszony na logo Europa Plus. Też pomiędzy dwoma łotrami, Palikotem i Siwcem. 

Łukasz Ewangelista zapisał, że wtedy jeden z łotrów stale bluźnił. Nie chciał uszanować nawet ukrzyżowania Mesjasza. Drugi niezachwianie wierzył w Mesjasza. Rzekł do niego:

„Jezusie, przypomnij sobie o mnie, gdy przyjdziesz w blasku twego królewskiego majestatu”. A Jezus rzekł mu: „Zaprawdę powiadam ci, dziś jeszcze będziesz ze mną w raju”. / Łk. XXIII 42-43./

W Polsce plus może być czasem ujemny. 

Przywleczony do roli Mesjasza centrolewicy Aleksander Kwaśniewski musi dźwigać Europę plus jak Chrystus krzyż na Golgotę. Czy lewica może zmartwychwstać bez Drogi Krzyżowej, kaźni? 

Kwaśniewski stoi na początku swej Drogi Plusowej.

Ciężej mu niż poprzednikowi. 

Bo Jezus dźwigał tylko krzyż, a Kwaśniewski Europę plus Palikota. 

Czego (nie) potrzebuje polski oburzony?


http://sld.org.pl/aktualnosci/5257-czego_nie_potrzebuje_polski_oburzony.html

To nie prawda, że w Polsce nie ma Oburzonych. Są, lecz brak im politycznej reprezentacji.
Hasła pewnych środowisk, które widziałyby siebie w tej roli, dowodzą jednak, że brak im elementarnej kompetencji. Stawianie sztandaru z hasłem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych przed ludźmi, którzy czują się wypchnięci ze społeczeństwa, zakrawa na największy szwindel ostatnich lat. Można by sądzić, że ten plan powstał na biurkach doradców premiera, bo jedynym skutkiem realizacji tego postulatu byłoby umocnienie pozycji Platformy Obywatelskiej.

W warunkach głębokiego upartyjnienia polskiej sceny politycznej pomysł JOW należy uznać za głęboko niesłuszny. Ordynacja ta obowiązuje obecnie w wyborach do Senatu, gdzie PO uzyskała reprezentację na poziomie 67 proc. (63 senatorów to kandydaci partii rządzącej, 4 kandydowało z komitetów niezależnych, lecz cieszyli się poparciem ugrupowania Tuska), przy 31 dla PiS  i 2 dla PSL. Przeniesienie tego rezultatu na grunt wyników sejmowych groziłoby wypaczeniem całego systemu, a mit odpartyjnienia parlamentu zburzony został porażką Unii Prezydentów – Obywateli do Senatu, którzy mimo mocnego oparcia, zdołali uzyskać tylko jednego reprezentanta w izbie wyższej.

Wprowadzenie systemu JOW prowadziłoby w polskich warunkach z gwarantowaną przez Art. 96. Konstytucją RP zasadą proporcjonalności, co w praktyce oznacza brak reprezentacji dużej części społeczeństwa w parlamencie. Małe i średnie partie zostałyby wykluczone z podziału mandatów, a obecna polaryzacja pomiędzy PO i PiS – jeszcze mocniej utwardzona. Dobrą ilustracją jest tu przykład Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązujące okręgi jednomandatowe doprowadziły do sytuacji, w której Liberalni Demokraci, pomimo 23 proc. poparcia w wyborach z 2010, mają reprezentację parlamentarną na poziomie 8 proc. wszystkich deputowanych.

W systemie proponowanym przez Kukiza i Dudę zwycięzca bierze wszystko. W praktyce oznacza to, że głosy oddane na kandydata, który nie wygrał wyborów w danym okręgu, są głosami straconymi. W ten sposób najbardziej liczna grupa wyborców – która rzadko kiedy osiąga próg większości bezwzględnej – dyktuje pozostałym przedstawicielstwo parlamentarne danego obszaru.

Jest to tym bardziej niepokojące, że w Polsce istnieją wyraźne korelacje pomiędzy preferencjami politycznymi a miejscem zamieszkania. Wystarczy wejść na strony Państwowej Komisji Wyborczej by wiedzieć, że tzw. „ściana wschodnia” jest bastionem PiS, a Polska północna, zachodnia i centralna to domena PO. Wprowadzenie JOW nie tylko zacieśni klincz między Tuskiem i Kaczyńskim, a także doprowadzi do sytuacji, w której, przykładowo, lewicowy wyborca z tradycyjnie konserwatywnego Krakowa nigdy nie będzie miał swojego reprezentanta w parlamencie.

Tym bardziej, że polskie partie polityczne słyną z podporządkowywania prawa swoim interesom. Po wprowadzeniu JOW niemal na pewno rozpowszechniłoby się zjawisko tzw. gerrymanderingu, czyli manipulowania granicami okręgów wyborczych w taki sposób, by kandydat danej partii uzyskał w nim możliwie jak najlepszy wynik.

„Solidarność”, niosąca za sobą piękną tradycję i ogromne zasługi w budowaniu demokracji, dziś opiewa inicjatywy betonujące scenę polityczną. Związek chce zaistnieć w przestrzeni publicznej poprzez rozpoczęcie debaty o jakości naszego ustroju. To szczytne założenie sprowadza się jednak do szkodliwego pomysłu. Nie rozumiem dlaczego dokonuje się tego na kanwie ruchu oburzonych. Hasło JOW ma służyć wyłącznie umocnieniu pozycji Piotra Dudy, który na tym populistycznym postulacie chce zbudować kapitał polityczny. W przyszłości wykorzysta go do uwiarygodnienia transakcji, dzięki której uzyskałby wysokie miejsce na listach wyborczych, lub – w najlepszym wypadku – będzie mógł podżyrować partiom za miejsca dla swoich zauszników. Zamiast działać w interesie najsłabszych grup społecznych, sięga się po argument, który doprowadzi do całkowitego wykluczenia z życia politycznego. To ewidentna manipulacja, a Duda i Kukiz zachowują się tak, jakby byli najlepszymi kumplami Igora Ostachowicza z Kancelarii Premiera.

Paradoksalnie wydaje się, że lepiej szkodliwość tego pomysłu rozumie Prawo i Sprawiedliwość, które jest przeciwne JOW-om. Kaczyński nie musi się odwoływać do tak nieracjonalnego – z punktu widzenia polskiego oburzonego – hasła, ponieważ i tak jest swoistym depozytariuszem polskiej antyestablishmentowości. PiS – głosząc tezy o zamachu smoleńskim, mówiąc o tym, że Polską rządzi mityczny „układ”, powołując się na istotną wiedzę, która nie może zostać ujawniona – delegitymizuje obecną władzę. Lider tej partii zbiera żniwa oburzonych, i w ten sposób buduje wierny sobie, drugi obieg: własną prasę, think-tanki, środowiska akademickie.

Ze strony prezesa PiS jest to cyniczna gra. Oburzonych traktuje instrumentalnie, wyłącznie jako mięso armatnie w walce o zniszczenie Tuska. Nie chodzi mu przecież o prawa osób znajdujących się na marginesie życia społecznego. Nie jest też przeciwnikiem wprowadzenia ordynacji opartej o JOW dlatego, że uważa ją za niesłuszna, ale dlatego, że godzi ona w jego interesy jako szefa partii. W 2006 roku, gdy JOW-y popierane były jeszcze przez Platformę Obywatelską, bracia Kaczyńscy chcieli „przehandlować” wprowadzenie systemu niemieckiego (w którym połowa posłów wybieranych jest w wyborach proporcjonalnych, a połowa w JOW) w zamian za poparcie PO dla uchwały o samorozwiązaniu Sejmu. Nie doszło do tego tylko z powodu zawiązania koalicji z Samoobroną RP i Ligą Polskich Rodzin.

Powrót Kaczyńskiego do władzy nie przyniósłby nic nowego, ponieważ rządy PiS z lat 2005-2007 pokazały już neoliberalne oblicze tej partii. Skrajnie liberalny dogmatyzm ówczesnej minister finansów, Zyty Gilowskiej, doprowadził do pogłębienia się rozwarstwienia społecznego w sytuacji, w której władze – przy dobrej koniunkturze – dysponowały dostatecznie dużymi środkami, by działać na rzecz spójności społecznej. Postąpiono jednak dokładnie odwrotnie: obniżono podatki dla najbogatszych, zlikwidowano trzecią stawkę w podatku PIT, wprowadzając de facto podatek liniowy (w ubiegłym roku tylko 2 proc. podatników weszło w drugi próg podatkowy), obniżono składkę rentową, w skutek czego uszczuplono budżet o kilkanaście miliardów złotych. Narracja uprawiana przez gospodarczych żołnierzy Kaczyńskiego – np. posła Wiplera – jest dla Polaków równie groźna, co technokratyczny rząd Tuska. W tym kontekście największą zaletą obecnego premiera jest Jarosław Kaczyński, a różnice między partiami obu panów są różnicami czysto estetycznymi.

JOW-y nie są receptą dla odrzuconych przez system. Bardziej niż umacniania obecnych antagonizmów miedzy liderami dwóch, skłóconych partii prawicy potrzebują oni rzeczywistego działania: podniesienia płacy minimalnej, oskładkowania umów śmieciowych, walki z bezrobociem i bezdomnością, zwiększenia dostępności do edukacji i służby zdrowia, w tym celu nie wykluczając wprowadzenia nowych obciążeń fiskalnych, które ograniczone byłyby jednak do najgłębszych kieszeni (podatek bankowy, powrót do zlikwidowanej przez PiS trzeciej stawki w PIT). Każdy, kto ma na względzie interes wykluczonych, powinien dziś występować przeciwko temu, że Platforma Obywatelska wprowadziła odpłatność za drugi kierunek studiów, że minister Radziszewska mówi o wprowadzeniu płatności w służbie zdrowia, że wzrasta bezrobocie. W tych tematach niewiele się jednak dzieje, bo są to hasła zarezerwowane dla lewicowego zestawu poglądów. W istocie rzeczy „Solidarność” jest ruchem wyrażającym prawicową wrażliwość, co tylko potwierdza tezę o nadreprezentacji prawicy w polskim dyskursie politycznym. W końcu 364 na 460 posłów wybranych w ostatnich wyborach uzyskało mandat z komitetów prawicowych – PO i PiS. Im dłużej ta polaryzacja będzie trwała, tym gorzej dla Polski.

Ogromną krzywdą dla Polski jest to, że ruch antysytemowy zawłaszczany jest dziś przez ludzi, którzy – nie dość, że nie znają problemów najsłabszych i najbardziej wymagających pomocy grup społecznych w Polsce – to jeszcze wydają się nie zdawać sobie sprawy ze szkodliwych skutków haseł, które głoszą. W ten sposób katalizują społeczne oburzenie w sposób najbardziej korzystny dla Donalda Tuska.

Aleks Polak

130 organizacji spotka się na Stadionie Narodowym na Kongresie Lewicy



16 czerwca na Stadionie Narodowym w Warszawie odbędzie się przygotowywany od miesięcy Kongres Polskiej Lewicy. Weźmie w nim udział około 130 organizacji. Zaproszone będą też związki zawodowe, jak OPZZ, czy "Solidarność". 
- Wystosujemy zaproszenie do Piotra Dudy, żeby uczestniczył w panelu związkowym na tematy pracy i szacunku pracy i relacji z kapitałem w Polsce, bo te relacje się psują i szkodzą ludziom. To nie będzie temat pierwszoplanowy bo będzie nim przyszłość szeroko rozumiana, ale trudno sobie wyobrazić kongres lewicy, na którym realia dzisiejszego życia i pracy ludzi nie miałyby stanąć - mówił we wtorek na konferencji wiceszef SLD Józef Oleksy.  Były premier podkreślił jednak, że Kongres nie będzie zaczątkiem nowej partii politycznej. - Kongres nie będzie zarzewiem nowej organizacji, to ma być demokratyczna rozmowa 130 podmiotów - przekonywał Oleksy. Jego zdaniem Kongres ma wskazać ramy programowe dla nowoczesnej lewicy. - Chcemy pokazać polskiemu społeczeństwu, zwłaszcza młodym, że istnieje alternatywa, zwłaszcza w dobie kryzysu - tłumaczył wiceszef Sojuszu.

Z kolei sekretarz generalny partii Krzysztof Gawkowski dodał, że kongres ma być przeciwwagą dla myśli neoliberalnej. - Musimy pokazać, jakiej Polski chcemy. Nie będziemy rozmawiać o listach wyborczych i stołkach. Lewica powinna podjąć odpowiedzialność za Polskę, chcemy, żeby Polacy wybrali lewicowy, socjalny pomysł na nasz kraj i jego przyszłość - mówił Gawkowski.

Kongres Lewicy ma między zbudować alternatywę i dać odpowiedź na zużywające się rządy liberalno-prawicowe. Jednym z tematów, jakie zostaną poruszone to kryzys kapitalizmu.

Józef Oleksy zaznaczył, że lewica chce powiedzieć jak widzi przyszłość w kraju, co uważa za szansę a co za barierę wzrostu i rozwoju. Zaznaczył, że nie chodzi o korektę rzeczywistości, ale o jej zmianę. Oleksy dodał, że Polska powinna się "ocknąć" i zobaczyć, że przepustką do XXI jest innowacyjność.
Czerwcowy kongres ma poprzedzić tzw. Ogólnopolski Tydzień Lewicy, czyli seria imprez i debat we wszystkich województwach.

Zaproszenie na Kongres otrzyma też były prezydent Aleksander Kwaśniewski. - Bardzo chcemy, żeby Aleksander Kwaśniewski był uczestnikiem kongresu i komitetu honorowego. Ponawiamy publicznie zaproszenie, by wziął udział i by był z nami, tak jak przez całe lata był z SLD i lewicą - mówił Oleksy. A Włodzimierz Czarzasty zaznaczył, że zaproszony na Kongres nie będzie Janusz Palikot i jego Ruch. - Nie przewidujemy w związku z tym, że jest to kongres lewicy polskiej zaproszenia dla tej partii. Dlatego nie kierujemy, bo nie chcemy tym zaproszeniem pana Palikota urazić - ironizował Czarzasty.

Leszek Miller: Genius loci



Sala Kongresowa, trzy tysiące kobiet z całej Polski. Debata o problemach społecznych, które one odczuwają najdotkliwiej. W deklaracji programowek takie postulaty, jak: dobra edukacja publiczna, skuteczna opieka zdrowotna, zniesienie dyskryminacji, równość płac….
Widzowie TVP, najpowszechniej przecież oglądanej, nie usłyszeli o tym ani słowa. Dlaczego? Bo był to Sejmik Kobiet Lewicy, bo była to debata zorganizowana przez SLD. Z przyczyn politycznych flagowy program telewizji publicznej, jakim są "Wiadomości", okazał pogardę wobec problemów, które przygniatają ludzi, i chamstwo wobec kobiet. One chcą przyjaznego wszystkim państwa - czy to tak wiele? Państwo nigdy nie będzie "przyjazne", jeśli nie będzie jednakowo przyjazne dla kobiet i mężczyzn. W prawicowej Polsce nie można mieć złudzeń, że tylko SLD gwarantuje dokończenie emancypacji. Nie każdy w publicznej telewizji traktowany jest "z buta", tak jak Sojusz. Gdyby gdzieś odbywał się - nie trzytysięczny - powiedzmy stuosobowy zjazd kółek różańcowych z udziałem jakiegokolwiek biskupa, telewizja publiczna na pewno nie przeszłaby obok takiej wiadomości. Pośród redaktorów znajomość katolickiej obrzędowości i języka jest doprawdy imponująca. Polska nie jest wyznaniowa, ale ma wyznaniową telewizję. Problemów z dostaniem się na antenę nie ma też nigdy prezes PiS. Co prawda on sam już nie zawsze kojarzy, gdzie akurat przemawia, ale ponieważ jest najwyższym kapłanem drugiego co do ważności w Polsce "kościoła smoleńskiego", zawsze możemy być pewni jego występu w głównym programie informacyjnym. PO również, ale jest partią rządzącą i choćby z tego tylko powodu jest na antenie najczęściej. To zrozumiałe… Jak i to, że PO rządzi kasą na instytucje publiczne.

SLD natomiast w głównym programie informacyjnym TVP bywa. A jak już bywa, to zawsze w towarzystwie jakieś kontrtezy, szyderstewka. Nazywają to obiektywizmem. Otóż telewizja publiczna może SLD nie lubić, ale o takich wydarzeniach, jak Sejmik Kobiet Lewicy ma obowiązek informować, bo było to wydarzenie ważne. Telewizja publiczna ze wszystkich sił buduje system dwublokowy - PO i PiS. Rozmyślnie ignoruje tę część widowni, której bliższe są wartości lewicowe niż prawicowe, choć przecież pieniądze ludzi lewicy też składają się na budżet państwa, z którego redaktorzy programów informacyjnych TVP żyją. Zdaje się nawet, że żyją ponad stan. Zanosi się, że ubiegłoroczny deficyt wyniesie - bagatela - ok. 200 mln złotych. W PLL LOT, który miał stratę o kilkadziesiąt milionów mniejszą, zmieniono prezesa. Premier Tusk zapowiedział, że LOT nie będzie workiem bez dna. A publiczna telewizja może być takim workiem, w gospodarce rynkowej ma prawa rodem z tak wyśmiewanej przez siebie przeszłości? Niby z jakiej racji? Domagamy się od ministra Budzanowskiego, żeby rada nadzorcza, w której ma on przecież swojego przedstawiciela, wyjaśniła, skąd tak ogromna strata i kto za nią odpowiada. Od tego zależy, czy SLD będzie głosował za przyjęciem sprawozdania KRRiT za ubiegły rok… A swoją drogą jeśli przodkowie niektórych redaktorów telewizji patrzą z góry na rozmodlone popisy swoich progenitur, muszą się w grobie przewracać….

Źródło: SE

Palikot nie kocha Kwaśniewskiego?



Aleksander Kwaśniewski powinien zapoznać się z książkami Janusza Palikota. Powód? Założyciel Ruchu Palikota niezbyt przychylnie wypowiada się o byłym prezydencie. Jak widać, Palikotowi łatwo przychodzi zmiana poglądów.
„Ja Palikot” - to wywiad rzeka z Januszem Palikotem, w którym poseł odsłania mechanizmy działania premiera Donalda Tuska, jego “dworu” i ministrów. Zaskakujące fakty z wewnętrznego życia Platformy Obywatelskiej i nieznane dotąd fakty z prywatnego życia Janusza Palikota. Na tym jednak się nie kończy. Poniższy cytaty jasno i wyraźnie pokazuje pogardliwy stosunek tego polityka do terenowych działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

"Estetyczny wymiar SLD, szczególnie działaczy powiatowych, regionalnych, zupełnie mi nie odpowiadał. Wiedziałem, że są to ludzie, którzy wzięli się ze społecznego błota..." - czytamy w książce.

Nie to jednak obrazuje diametralną zmianę poglądów Janusza Palikota. Szczególnie teraz, gdy pała on miłością do byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego jego wpisy w książkach nie pozostawiają złudzeń, jaki jest prawdziwy stosunek do obecnego partnera politycznego. Oto kilka cytatów dotyczących jednego z założycieli inicjatywy Europa Plus:

- "Nie podobało mi się, że on tę prezydenturę sprowadzał tak bardzo na pozycje kolorowej gazety". 

- "Kwaśniewski był prekursorem takiej bezsubstancyjnej polityki, którą do świetności doprowadził Tusk"

- "I to ja podnosiłem, iż być może tak jest, że gdy ktoś zostaje w Polsce prezydentem, to zaczyna mieć problemy z alkoholem, mając na myśli również Kwaśniewskiego". 

- "Pyta mnie pani o chorobę byłego prezydenta? Tak, jestem przekonany, że ma problemy z alkoholem!" 

- "Dzięki mnie już żadnemu prezydentowi nie upiecze się nietrzeźwość nad grobami polskich żołnierzy, jak to miało miejsce w przypadku Kwaśniewskiego".

Opinia publiczna powoli przyzwyczaja się do politycznego rozdwojenia jaźni Palikota. Czy jednak były prezydent czytał książki Palikota i słowa o sobie?

wtorek, 26 marca 2013

Tadeusz Iwiński: Polskie kobiety – kryzys i co dalej?



„Droga do sukcesu pełna jest kobiet popychających mężów”- tak mawiał wybitny pianista, a gorszy polityk i premier Ignacy Paderewski. Z kolei Alfred de Musset, znany XVIII-wieczny pisarz francuski oceniał, iż „Gdy powiesz kobiecie, że ma najpiękniejsze oczy na świecie, zwróci uwagę, że ma też całkiem niezłe nogi”. Podobnych półżartobliwych, choć niekiedy trafnych ocen u klasyków literatury i sztuki znajdziemy niemało. Ale przecież obecna sytuacja kobiet polskich musi być przedmiotem troski, poważnych analiz i prowadzić do jasnych wniosków. To właśnie było przedmiotem obrad II Sejmiku Kobiet Lewicy w warszawskiej Sali Kongresowej, z udziałem ok. 3 tys. pań z całego kraju.
Ubiegłorocznym tematem dyskusji była przemoc domowa (m.in. w kontekście uchwalonej przez Radę Europy konwencji (wciąż nie ratyfikowanej przez Polskę),mającej na celu przeciwdziałanie temu często lekceważonemu zjawisku, które dotyka ok. 40% kobiet, przy czym średnio 8 pań dziennie pozbawianych jest życia wskutek owej patologii). W tym roku temat nasuwał się sam i brzmiał „KOBIETY PRZECIWKO KRYZYSOWI”. Jak celnie mówiła otwierająca Sejmik Katarzyna Piekarska – wykluczenie i bieda w znacznie większym stopniu dotykają kobiety. Rządzący tego nie widzą, a „nawet uważają, że tak naprawdę jest fantastycznie, skoro dzieci nie rzucają się z apetytem na szczaw w przydrożnych rowach i dlatego to tych rządzących trzeba odesłać na szczaw i na drzewo, niech sobie skubią mirabelki”. Niezależnie od wystąpień gości (w tym znanej mi od lat Węgierki Zity Gurmai, stojącej na czele struktury kobiecej Partii Europejskich Socjalistów), oryginalnego wykładu prof. Elżbiety Mączyńskiej, szefowej Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego ,najciekawsze były dwa panele: „Kobiety pokonują kryzys” (ze świetnym, bardzo realistycznym głosem wiceprzewodniczącej OPZZ Wiesławy Taranowskiej) oraz „Życie codzienne kobiet w kryzysie”.

KOBIETY SĄ W POLSCE LEPIEJ WYKSZTAŁCONE, także bardziej odpowiedzialne i naturalnie – niemal, jak wszędzie na całym świecie (wyjątkiem są np. olbrzymie Indie)-wytrzymalsze oraz żyją dłużej (bo tak, je ukształtowała natura) NIŻ MĘŻCZYŹNI. Zarazem jednak są w dużym stopniu ofiarami kryzysu. Trudniej im łączyć pracę zawodową z wychowaniem dzieci, bywają w różnym stopniu dyskryminowane (np. pod względem płacowym), stąd postulat większej równości jawi się jako oczywistość. Brak należytej opieki nad kobietami w ciąży i prawa do bezpiecznej aborcji, zwłaszcza z ważnych względów społecznych. Fakt, iż W CAŁEJ WARSZAWIE JEST TYLKO 5 TYS. MIEJSC W ŻŁOBKACH mówi sam za siebie ,a przecież na wsiach i w mniejszych miastach sytuacja jest o wiele bardziej dramatyczna.

Daleki od oczekiwań jest ponadto udział kobiet w życiu publicznym.
W polskim Sejmie zasiada obecnie tylko 110 pań na 460 posłów (24%),a w Senacie jedynie 8%. Nie chodzi o to, by porównywać się z państwami skandynawskimi, czy z afrykańską Rwandą (tam jest większość kobiet w parlamencie!), ale trzeba dążyć do poprawy tych wskaźników. Minimalny, wyższy niż dotychczas udział reprezentantów każdej z płci na listach wyborczych, a nawet tzw. metoda „suwakowa” są godne rozważenia. Inna sprawa, że za rzadko kobiety głosują na kobiety (w tej mierze mam inny punkt widzenia niż np. dr hab. Magdalena Środa).Ale pamiętam, gdy równo 20 lat temu doprowadziłem do tego, że na liście SLD w wyborach do Sejmu w okręgu Elbląskim na dwóch pierwszych miejscach znalazły się kobiety (Małgorzata Ostrowska oraz Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska)-co było absolutnym ewenementem, to obie znalazły się w parlamencie. Wreszcie udział pań w zarządach dużych firm powinien się poprawić i w tej mierze nad tego typu dyrektywami pracuje Unia Europejska. Ale to nie dotyczy tylko Polski-w gospodarce, wśród 500 największych firm o charakterze globalnym tylko w 18 szefami są kobiety.

Nie tylko dlatego, iż 2013r. Sejm ogłosił Rokiem Juliana Tuwima lubię jego piękną maksymę o tym, jakie jest MARZENIE KOBIETY – „mieć stopę wąziutką, a żyć na szerokiej”. Dziś nad Wisłą owe marzenia wydają się skromniejsze. Powodem tego jest diagnoza zawarta w Deklaracji końcowej Sejmiku Kobiet Lewicy: „POLSKA NIE JEST JUŻ ZIELONĄ WYSPĄ. Coraz częściej kojarzy się z niedożywionymi dziećmi, brakiem skutecznej opieki medycznej, śmieciowymi umowami, głodowymi emeryturami, homofobią i zakłamaniem”. W tym dokumencie zarazem sformułowano konkretne postulaty-dobrej edukacji publicznej i nowoczesnej edukacji seksualnej, skutecznej opieki zdrowotnej, państwa przyjaznego wszystkim obywatelom, zniesienia dyskryminacji i równości płac. WSZYSCY POLITYCY POWINNI POWIESIĆ SOBIE TEN DOKUMENT NAD BIURKIEM!

Miller: Związki zawodowe są po to by rozwiązywać problemy



Gościem Moniki Olejnik w Radiu Zet, był dziś przewodniczący SLD, Leszek Miller. Zapraszamy do lektury wywiadu.
Monika Olejnik: A gościem Radia ZET jest Leszek Miller przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wita Monika Olejnik, dzień dobry.
Leszek Miller: Dzień dobry pani, dzień dobry państwu.

Monika Olejnik: Malutka drużyna, malutkich bankowców i sklepikarzy, jak pan stawia?

Leszek Miller: No dzisiaj słyszałem wypowiedź trenera tej drużyny, który mówił, że ich założenia taktyczne w każdym meczu polegają na tym żeby przegrać jak najmniejszą różnicą bramek, będą się nastawiać na przegraną z polską drużyną jak najmniejszą różnicą bramek, ciekawe jakie są założenia polskiej drużyny. 

Monika Olejnik: No zobaczymy, ale gdybyśmy dzisiaj przegrali? Nie, to nie, nie, nie.

Leszek Miller: Wydaje mi się to niemożliwe, ale jak pani wie piłka jest okrągła, a bramki są dwie.

Monika Olejnik: A bramki są... Dzisiaj strajk generalny, pierwszy od 30 lat, domagają się związkowcy ulg podatkowych dla przedsiębiorców, utrzymania zatrudnienia w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego, rekompensat dla przedsiębiorstw objętych skutkami pakietu klimatycznego, ograniczenie stosowania umów śmieciowych, likwidacji NFZ, utrzymania emerytur pomostowych dla zatrudnionych w warunkach szczególnych, ale nic nie piszą o sądach, a to w sprawie sądów było referendum.

Leszek Miller: To prawda, że kiedy pytano załogi śląskich przedsiębiorstw, to pytanie dotyczyło sądów. No, ale jak rozumiem związki zawodowego rozszerzyły swoje roszczenia, no i trudno się dziwić, bo z tej listy, którą pani odczytała, to przecież wyzierają autentyczne i realne problemy, którymi dzisiaj żyją ludzie, Zresztą związki zawodowe są po to żeby te problemy wyrażać.

Monika Olejnik: Czyli pan popiera, SLD popiera strajk generalny?

Leszek Miller: My popieramy wszystkie społeczne i socjalne postulaty związków zawodowych, bo byłoby dziwne, gdybyśmy tego nie robili.

Monika Olejnik: Rozumiem, czyli jak rządził Leszek Miller to pan też popierał strajki?

Leszek Miller: Miałem też strajki, o wiele bardziej gwałtowne.

Monika Olejnik: No właśnie i popierał pan te strajki?

Leszek Miller: Przyjeżdżali górnicy, atakowali gmachy publiczne, Rozbrat.

Monika Olejnik: Mieli rację?

Leszek Miller: Częściowo mieli rację.

Monika Olejnik: No właśnie, dlaczego pan nie spełniał ich postulatów?

Leszek Miller: Dlatego, że miałem określoną sytuację społeczno-gospodarczą, jak pani pamięta może, zaczynaliśmy z zerowym wzrostem gospodarczym, olbrzymim bezrobociem i staraliśmy się to cierpliwie tłumaczyć, ale niektóre postulaty oczywiście dało się zrealizować.

Monika Olejnik: A teraz Donald Tusk ma fantastyczną sytuację gospodarczą i może zrealizować te postulaty.

Leszek Miller: Teraz ma o wiele lepszą, chociażby dlatego, że ma miliardy euro, płynących z Unii Europejskiej. W ogóle od 2005 roku, każda władza publiczna w Polsce ma środki, którymi poprzednie władze publiczne nie dysponowały.

Monika Olejnik: Czyli powinien spełnić postulaty?

Leszek Miller: Nie, powinien rozmawiać i cierpliwie tłumaczyć co jest realne, a co nie jest realne. Jeśli chodzi na przykład o umowy śmieciowe, oczywiście, że to jest sprawa realna, zresztą pan premier sam kiedyś wyrażał w tej sprawie zaniepokojenie i ja nie rozumiem dlaczego w tej sprawie nic się nie dzieje. Tu nie chodzi o to, że te umowy występują, tylko chodzi o to, że skala tych umów jest po prostu zbyt duża.

Monika Olejnik: Bo lepsze umowy śmieciowe, niż nic, no, taka prawda.

Leszek Miller: Nie, właśnie chodzi o skalę. Otóż, jak pani wie umowa śmieciowa to jest sytuacja pracownika o wiele gorsza niż wynikająca z innej umowy, z mowy wynikającej z kodeksu pracy chociażby.

Monika Olejnik: Czy Piotr Duda chce przejąć władzę w Polsce, bo on mówi szczerze, że chce obalić rząd.

Leszek Miller: Jeżeli nawet chce to rządu się nie obala, ani strajkiem generalnym, ani na ulicy, tylko za pomocą kartki wyborczej.

Monika Olejnik: No, ale czasami można przyspieszyć to.

Leszek Miller: W naszej polskiej historii to się nie zdarzało.

Monika Olejnik: No zdarzyło się za rządów Jarosława Kaczyńskiego, że sam się właściwie, sam abdykował.

Leszek Miller: Ale do dzisiaj pewnie sam Kaczyński tego nie rozumie, dlaczego to zrobił. Otóż Warszawa była świadkiem potężnych manifestacji, bitwy na ulicach i nigdy, żaden rząd nie ustąpił, dlatego że w systemie demokratycznym, jak już mówiłem, są inne mechanizmy zmiany rządu. Jeżeli pan Piotr Duda chciałby dokonać tej zmiany, no to za pomocą kartki wyborczej.

Monika Olejnik: Za co pan podziwia premiera Tuska?

Leszek Miller: Za to, że dwukrotnie wygrał wybory parlamentarne, to było moje marzenie, które mi się nie udało.

Monika Olejnik: I za co jeszcze. Czyli co on ma w sobie takiego, że wygrywa, chociaż sondaże są złe, chociaż wszyscy mają go dosyć, chociaż wszyscy mówią, że wina Tuska, że rząd jest do niczego.

Leszek Miller: Ma w sobie umiejętność uwodzenia wyborców, a to jest umiejętność w dzisiejszych czasach bardzo ważna.

Monika Olejnik: Czyli pan nie potrafi uwodzić.

Leszek Miller: A po drugie ma coś, czego ja nie miałem, mianowicie ma potężnego sojusznika, który nazywa się Jarosław Kaczyński.

Monika Olejnik: Nie!

Leszek Miller: Tak.

Monika Olejnik: Tak?

Leszek Miller: Tak, dlatego że jest wielu Polaków, którzy myślą sobie bardzo krytycznie o rządach Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska, ale jak się zastanawiają i myślą sobie, że może zdarzyć się rząd Jarosława Kaczyńskiego to zamykają oczy, zatykają nosy i są gotowi głosować na Platformę Obywatelską.

Monika Olejnik: Ale może się tak zdarzyć, że otworzą oczy, nie będą zatykać uszu i zagłosują na Jarosława Kaczyńskiego.

Leszek Miller: Albo na SLD, dlatego że my również jesteśmy dostatecznie silną zaporą przeciwko rządom Jarosława Kaczyńskiego, a jednocześnie mamy to, czego nie ma Platforma Obywatelska, czyli wrażliwość na problemy innych ludzi.

Monika Olejnik: No myślę, że PiS ma wrażliwość na problemy innych ludzi, to widać, słychać i czuć.

Leszek Miller: Ale PiS bardziej się będzie kojarzył z recydywą IV Rzeczypospolitej i z szaleństwem smoleńskim.

Monika Olejnik: Jacek Sasin ostatnio powiedział w wywiadzie, że Władimir Putin miał motywy zgładzenia Lecha Kaczyńskiego.

Leszek Miller: To bzdura, nie widzę żadnych motywów.

Monika Olejnik: Myśli pan, że Władimir Putin nie jest taką osobą, która potrafi zgładzać ludzi? Prezydent Putin?

Leszek Miller: To jest sztuczne wywyższanie znaczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w niczym Putinowi ani nie zawadzał, ani nie przeszkadzał. Co więcej, wie pani, gdyby nie ta tragiczna katastrofa, to przecież wszyscy się domyślają, że dzisiaj Lech Kaczyński byłby już emerytowanym politykiem, nie wygrałby wyborów prezydenckich, a jego wizerunek urósł dzięki tej tragicznej śmierci, co zresztą...

Monika Olejnik: Wie pan, nigdy nie wiadomo, bo nigdy się pan nie spodziewał pewnie wcześniej, że Aleksander Kwaśniewski zostanie prezydentem, potem pan się nie spodziewał, że Lech Kaczyński zostanie prezydentem...

Leszek Miller: Tak, ale wie pani, proszę sobie wyobrazić na przykład Józefa Piłsudskiego, który nie umarł przed wybuchem wojny, tylko żył nadal i przecież zostałby osądzony za tragedię wrześniową. Dzisiaj imię Józefa Piłsudskiego byłoby zupełnie w innym kontekście, czy na przykład premiera Sikorskiego, więc zdarza się w historii tak, że śmierć, nawet tragiczna śmierć wywyższa kogoś.

Monika Olejnik: Apeluje pan do Aleksandra Kwaśniewskiego - „Aleksandrze albo idziesz z nami i budujesz poważną alternatywę polityczną, albo pozostajesz z prawicą laicką i szaleństwem Janusza Palikota”.

Leszek Miller: No tak, najwyższy czas na decyzje, pozwoliłem sobie w imieniu moich koleżanek i kolegów taką ofertę sformułować. Ona pozostaje otwarta, ale nie będzie już powtarzana, bo my nie możemy ciągle zajmować się rozterkami Aleksandra Kwaśniewskiego.

Monika Olejnik: Ale ja myślałam, że pan już nie będzie powtarzał tej oferty, bo oferta została odrzucona, co było widać.

Leszek Miller: Zostałem upoważniony przez swoich kolegów żeby to zrobić jeszcze raz i ta oferta pozostaje otwarta, ale nie będzie już powtarzana.

Monika Olejnik: A do kiedy ma czas Aleksander Kwaśniewski żeby się opowiedzieć.

Leszek Miller: Do momentu, w którym zostanie ogłoszona kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego.

Monika Olejnik: A, czyli ma jeszcze dużo czasu.

Leszek Miller: Dużo. W ogóle jest za dużo czasu, bo dziwię się, że niektórzy ogłosili tą kampanię wyborczą tak wcześnie. My musimy o tym mówić, bo jesteśmy do tego zmuszani, ale oczywiście Polska ma wiele ważniejszych problemów, chociażby związanych z bezrobociem, z dostępem do edukacji, czy do służby zdrowia.

Monika Olejnik: Szaleństwo to mi się kojarzy z szaleństwem Majki Skowron, a na czym polega szaleństwo Janusza Palikota?

Leszek Miller: No codziennie niemalże publicyści, politycy, komentują rozmaite słowa Janusza Palikota, który jest żywym dowodem na to, że nie wszystko co przychodzi do głowy jest myśleniem.

Monika Olejnik: Czyli co na przykład?

Leszek Miller: Na przykład te ostatnie historie dotyczące wieku inicjacji seksualnej...

Monika Olejnik: Oj, niech pan nie idzie tą drogą, bo pozwy się szykują. Pan Rozenek już tutaj krzyczał w studio.

Leszek Miller: No ja wiem o tym, dlatego ja mówię o pewnym problemie, który został zasygnalizowany, czy na przykład obniżenie wieku wyborczego do lat 16. Ja rozumiem, że no pewnie Ruch Palikota zakłada, że wszyscy powyżej 18 lat już się na tym Ruchu poznali, no to teraz jest próba sięgnięcia po tych, którzy mają po 16 lat.

Monika Olejnik: Czy jest pan obrońcą arcybiskupa Głódzia, bo wielu polityków stoi po jego stronie, uważają, że to jest skandal, że anonimowe wypowiedzi księży obrażają arcybiskupa.

Leszek Miller: Nie, nie jestem obrońcą. Jeżeli arcybiskup Głódź i Kościół chcą w tej sprawie zabierać głos, to przecież mogą.

Monika Olejnik: A zabierają, powinni zabrać?

Leszek Miller: Uważam, że tak. Ale Kościół zachowuje się standardowo, to znaczy w sprawach kłopotliwych milczy.

Monika Olejnik: Leszek Miller jest gościem Radia ZET, www.radiozet.pl i Monika Olejnik.

Monika Olejnik: Ale według pana są problemy z Głodziem, arcybiskupa Głodzia, czy to jest wymyślone przez dziennikarzy?

Leszek Miller: W dużym stopniu jest to pewnie wymyślone, dlatego że jak czytam tak zwane anonimowe źródła to zawsze mam wrażenie, że gra jest nieczysta. Ale to nie jest mój problem, dlatego że ja nie jestem członkiem Kościoła, patrzę na Kościół z pewnej odległości.

Monika Olejnik: Ale był pan premierem, a wtedy chyba abp Głódź był biskupem polowym, czyli ważną osobą, tworzył ordynariaty polowe.

Leszek Miller: Tak i często widywałem ówczesnego ministra narodowej Jerzego Szmajdzińskiego w jakiś relacjach i kontaktach z biskupem polowym.

Monika Olejnik: I w dobrych relacjach.

Leszek Miller: Na ogół tak.

Monika Olejnik: Dlaczego na ogół.

Leszek Miller: No bo pewnie między nimi różnie było, ale ja nie mogę zapomnieć bardzo wzruszającej, takiej poruszającej mszy za duszę i pamięć Szmajdzińskiego i przemówienie, które wtedy wygłosił biskup Głódź.

Monika Olejnik: Jak pan myśli, dlaczego Jolanta Kwaśniewska odchodzi od Kongresu Kobiet? Czy czuje pan tutaj politykę, czy czuje pan, że za bardzo Leszek Miller zbliżył się do Kongresu Kobiet?

Leszek Miller: Nie wiem naprawdę, niedawno, w ubiegłą niedzielę odbyliśmy drugi kongres, drugi sejmik kobiet lewicy, gdzie trzy tysiące pań dyskutowało o istotnych dla Polski problemach. Jolanta Kwaśniewska, z tego co wiem, była również zaproszona na sejmik kobiet lewicy, ale również nie mogła przybyć.

Monika Olejnik: Czyli co, myśli pan, że po prostu nie ma czasu, nie ma w tym jakiegoś podtekstu politycznego?

Leszek Miller: Tego nie wiem. Nie wiem po prostu jaka jest sytuacja, być może sama pani Jolanta Kwaśniewska mogłaby coś w tej sprawie powiedzieć.

Monika Olejnik: A dlaczego tak naprawdę nie chce pan żeby była taka trójca, Palikot, Miller, Kwaśniewski, ale Kwaśniewski oczywiście by rządził, a pan byłby drugi.

Leszek Miller: Nie, nie chodzi o to, po prostu Ruch Palikota to jest prawica laicka, a nie lewica, zresztą niedawno szef liberałów europejskich, pan Guy Verhofstadt napisał znamienną rzecz adresując to do Palikota, napisał, że liberałowie potrzebują Polski, a Polska potrzebuje liberałów. Więc ja nie mam nic przeciwko liberalnej partii oczywiście, tylko no trudno żeby programowo pożenić te dwie rzeczy. Zresztą, jak pani słucha wypowiedzi Ruchu Palikota, a zwłaszcza jak się obserwuje głosowania w sejmie, to widać tę różnicę, jak na dłoni.

Monika Olejnik: Ale był taki moment, że byliście już zbliżeni przecież i co się stało?

Leszek Miller: No to było zbliżenie, ale w takim jednym tylko obszarze, mianowicie pani ma na myśli zapewne nasze wspólne stanowisko do niebezpieczeństwa odradzania się nacjonalizmu i faszyzmu w Polsce i uczczenia pamięci, kolejnej rocznicy zamordowania Gabriela Narutowicza. No, ale to są oczywiście istotne rzeczy, ale w sprawach podstawowych, czyli tych społecznych, socjalnych, gospodarczy to my jesteśmy dwiema, różnymi partiami.

Monika Olejnik: Pan zaprasza Aleksandra Kwaśniewskiego, ale z drugiej strony działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej obrażają Aleksandra Kwaśniewskiego. No, jakieś takie dzieciaki, które nie wiem, mają po 20 lat wymyślają Kwaśniewskiemu, nie uważa pan, że to przesadza, jaki oni mają dorobek w ogóle?

Leszek Miller: No, każdy ma prawo do swoich poglądów, natomiast miarodajne poglądy wygłasza przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Monika Olejnik: I pan nie obraża Aleksandra Kwaśniewskiego?

Leszek Miller: No oczywiście, że nie.

Monika Olejnik: No, a oni dlaczego obrażają?

Leszek Miller: To wynika z ich temperamentu. W polityce mówi się różne rzeczy i proszę też pozwolić żeby nasi młodzi koledzy, młode koleżanki też mieli możliwość powiedzenia tego, co czują, jakie mają emocje i co na ten temat sądzą.

Monika Olejnik: A jak Aleksander Kwaśniewski by przybył na kongres lewicy to mógłby się spotkać z gwizdami, zamiast oklaskami.

Leszek Miller: Nie, nie sądzę, na pewno byłby mile witanym gościem i nie należy wykluczać, że tak będzie, to znaczy, że przybędzie.

Monika Olejnik: No tak, ale jeżeli do tego momentu nie zdecyduje się na porzucenie Palikota, to może być wygwizdany.

Leszek Miller: Nie, nie sądzę, gwarantuję pani, że nikt nie będzie gwizdał, a wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego zostanie wysłuchane.

Monika Olejnik: A skąd pan może wiedzieć co zrobią młodzi działacze, którzy są pełni temperamentu.

Leszek Miller: To poproszę, to poproszę młodych kolegów żeby nie uciekali się do takich form ekspresji.

Monika Olejnik: A co Daniel Olbrychski będzie robił? Z szablą przybędzie?

Leszek Miller: Daniel Olbrychski został zaproszony do komitetu honorowego i bardzo się cieszę, że przyjął tą godność. Józef Oleksy tworzy taki komitet honorowy, który będzie składał się z kilkudziesięciu osób i tam spotka pani różne osoby.

Monika Olejnik: Kogo na przykład jeszcze?

Leszek Miller: No ponieważ trwają telefoniczne uzgodnienia, itd., więc uzgodniliśmy, że same zainteresowane osoby najpierw będą o tym mówić, potwierdzą, co potem opublikujemy listę.

Monika Olejnik: Czyli świat kultury będzie obecny, tak?

Leszek Miller: No chcielibyśmy żeby przynajmniej te najważniejsze nazwiska, niewątpliwie Daniel Olbrychski jest takim nazwiskiem.

Monika Olejnik: Jak pan myśli, co będzie 10 kwietnia?

Leszek Miller: Będzie kolejna rocznica Smoleńska.

Monika Olejnik: Ale, czy te postulaty, które są wysuwane, czy pan też nie odnosi takiego wrażenie, że coś się rząd pogubił z tą katastrofą?

Leszek Miller: Generalnie mam zastrzeżenia, że rząd jest zbyt pasywny. I, że służby rządowe, także i ta specjalna komisja Jerzego Millera nie reaguje dostatecznie szybko i dostatecznie kompetentnie w odniesieniu do tych wszystkich bzdur, którymi karmiona jest opinia publiczna, bo mnie bardzo niepokoi, że odsetek Polaków wierzących w zamach i w te wszystkie bzdury narasta.

Monika Olejnik: A co by pan zrobił 10 kwietnia, gdyby pan był premierem, wtedy?

Leszek Miller: Teraz już niewiele można zrobić.

Monika Olejnik: Nie, ale wtedy, 10 kwietnia, czy premier popełnił błędy?

Leszek Miller: Zawsze można coś lepiej zrobić, mnie trudno powiedzieć, bo ja nie mam wszystkich przecież informacji, nie jestem w stanie odtworzyć tamtej sytuacji, ale generalnie rzecz biorąc wydaje mi się, że premier zachował się tak jak trzeba.

Monika Olejnik: A czy jak trzeba zachowała się opozycja wobec Tomasza Arabskiego, kiedy był przesłuchiwany na ambasadora?

Leszek Miller: Mówi pani o...

Monika Olejnik: Tak, o ostatniej komisji.

Leszek Miller: ostatniej komisji...

Monika Olejnik: Tak.

Leszek Miller: Bo, my jako opozycja zachowaliśmy się właściwie uważając, że nie ma żadnego związku nominacja na ambasadora z ewentualnymi zarzutami dotyczącymi organizacji lotu do Smoleńska. Na marginesie uważam i powiem to zupełnie dobitnie, że z moich doświadczeń dokładnie wiem, że za wizyty prezydenta, jego loty zagraniczne odpowiada kancelaria prezydenta, a nie premiera.

Monika Olejnik: To skąd to się wzięło, że teraz kancelaria premiera ma odpowiadać.

Leszek Miller: No to jest jeszcze jeden zarzut z serii tych smoleńskich bredni, którymi się posługuje PiS i Antoni Macierewicz.

Monika Olejnik: Ale z drugiej strony mamy przecież, sąd prosi prokuraturę żeby ponownie zajęła się sprawą przygotowywania lotu.

Leszek Miller: Być może coś odkryto właśnie jeśli chodzi o zachowania się urzędników kancelarii prezydenta. Problem polega na tym, pani redaktor, że według mnie ci wszyscy główni odpowiedzialni za tą tragedię nie żyją.

Monika Olejnik: Dziękuję bardzo, Leszek Miller był gościem Radia ZET, dziękuje Monika Olejnik.

Leszek Miller: Dziękuję bardzo.

Źródło: Radio Zet