Politykowi polskiemu można zaglądać do
grobu jego dziadka i metryki prababci, do kieszeni jego kochanki już nie.
W Polsce przy ocenie kompetencji
polityków dalej stosuje się nazistowsko-feudalne kryteria. Kompetentny polityk
to „nasz polityk”. Prawdziwy Polak i katolik. Konkurencji przyprawia się gębę
„nienaszego”. Dla potwierdzenia ekshumuje się „dziadka z Wehrmachtu”, albo
wierci do ostatnich pokładów parafialne metryki w poszukiwaniu praszczura
„Mazowera”.
Ekshumacje to ulubione zajęcia polityków
polskich z pierwszej połowy XXI wieku, kiedyś dokopią się do tego badacze.
W Polsce w czasie kampanii wyborczych
politycy i kandydaci na polityków podpierają się w ulotkach i na billboardach
wizerunkami swoich żon, dzieci, psów, kotów, kanarków. I Aleksandra
Kwaśniewskiego. Robią to często ci, którzy nie są pewni swych kwalifikacji i
potrzebują takich medialnych protez.
Nierzadko fałszywych. Warto tu
przypomnieć billboardy kandydata na prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego pokazujące
go w otoczeniu „ wzorowej polskiej rodziny”. Czyli Małżonki, Córki, Zięcia i
Wnuczki. Jak się potem okazało zięć był w trakcie procesu rozwodowego, a ojca
nowego „poczętego życia” w rodzinie do zdjęcia nie poproszono.
Czy takie kłamstwa należy od razu
ujawniać?
Zwłaszcza, że nie było to pierwsze
odstępstwo od „wartości chrześcijańskich” i „społecznej nauki Kościoła
katolickiego” w rodzinach polityków, którzy używają państwowego przymusu. Do
narzucania innym respektowania i stosowania tych wartości i nauk. Paradoksalnie
to wśród polskich prawicowych polityków, zadeklarowanych katolików roi się od
rozwodników, niekiedy nawet recydywistów.
Czy politykowi grzmiącemu z trybuny w
obronie katolicki wartości można przypomnieć, że grzmi będąc w stanie
katolickiego grzechu? Czy uznać jego prawo do prywatności?
W Polsce nie ceni się uczciwości
polityka, zgodności jego poglądów z życiem osobistym, a zwłaszcza stałości jego
poglądów. Rozgrzesza się ich formułą, że „Tylko krowa nie zmienia
poglądów”.
Krowa, choć daje mleko, jest w Polsce
istotą głęboko pogardzaną. Bo daje się doić jak Unia Europejska.
Pan europoseł Jacek Kurski, ryczący
medialnie niczym przysłowiowa bezmleczna krowa, nakazał tygodnikowi „Nie” przy
użyciu przymusu państwowego, milczenie o swym, rzekomym romansie. W imię
ochrony godności swojej rodziny, rodziny pani dyrektor swojego biura
poselskiego i powszechnych wartości rodzinnych.
Ten sam Jacek Kurski nie zważając na
deklarowane przez siebie wartości nie tylko ekshumował Donaldowi Tuskowi
„dziadka z Wehrmachtu”. Pamiętam jak w 2007 roku Roman Giertych w czasie
sejmowej debaty o becikowym udowodnił Kurskiemu serię kłamstw i wypunktował
jego „antyrodzinną” działalność.
Za także tamte kłamstwa Wyborcy
nagrodzili Jacka Kurskiego posadą euro posła i funduszami na pensje dla pani
dyrektor biura.
Teraz stale publicznie deklarujący swój
głęboki katolicyzm, przywiązanie do wartości głoszonych przez Radio „ Maryja” i
państwowego przymusu w narzucaniu ich innym euro poseł Kuski nie chce się
publicznie wyspowiadać. Choć sam innych do spowiedzi wzywał.
Czy wypada mediom zmuszać Kurskiego do
publicznego wyjaśnienia zarzucanych mu grzechów ?
Politykowi polskiemu można zaglądać do
jego kieszeni. Musi ujawniać swoje oświadczenia majątkowe.
Ale jego rodzina już nie musi. Nie musi
żona, kiedy ustalą odrębność majątkową. Nie muszą dzieci. Rodzice też nie. Ani
nieformalni partnerzy życiowi. Bo w Polsce liczy się jedynie pochodzenie
narodowe rodziny polityka, a nie jej stan majątkowy.
Nie istotne jest czy rodzina wzbogaciła
się w czasie jego politykowania na jego działaniach korupcyjnych, czy
sitwiarskich.
I gdyby pojawiła się informacja, że euro
poseł, albo euro posłanka mają romans i wspólny „deal” korupcyjny to media
prawicowe pewnie przemilczałyby to w imię ochrony wartości rodzinnych, a
lewicowe skupiły by się na romansie. Gdyby była to posłanka prawicowa.
Piotr Gadzinowski
Źródło: Blog Piotra Gadzinowskiego -
Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz