środa, 13 lutego 2013

Lidia Geringer de Oedenberg: Budżet (nie)zgody unijnej



Po wielogodzinnych negocjacjach i wcześniejszych „ustawkach” kuluarowo-gabinetowych oznajmiono zwycięstwo … wszystkich.
Pierwotny projekt siedmiolatki przedstawiony przez Komisję Europejską opiewał na ponad 1000 mld euro. Budżet zredukowano jak chciał Premier Cameron do 908 mld euro (w płatnościach) i ocalono jak pragnął Prezydent Hollande do wysokości 960 mld (w zobowiązaniach). Co to oznacza?
Kraje członkowskie liczą na to, że 52 mld euro z „zobowiązań” nigdy nie zostaną wydane. To bardzo ryzykowne założenie, gdyż w praktyce dopuszcza – 52 mld euro deficytu, którego z definicji nie powinno być w budżecie unijnym.

Ponadto przez miesiące mydlono nam oczy „tylko” zamrożeniem budżetu, a w konsekwencji po raz pierwszy zamiast kilkuprocentowego wzrostu – zredukowano jego wysokość o ponad 3 %.

Polsce przypadło 72,9 mld euro w polityce spójności na następne 7 lat. Dużo? Zważywszy, że w obecnym budżecie mieliśmy niecałe 68 mld euro, wynik negocjacji wydaje się dla nas korzystny, o ile oczywiście starczy dla Polski pieniędzy w mocno dziurawym budżecie.
Jest jeszcze jedno „ale”. Jeśli porównujemy „stare” i „nowe” warto wspomnieć ile wyniosą nasze realne „zyski netto”, czyli kwoty jakie pozostaną po odliczeniu polskiej składki do unijnego budżetu, a ta od naszego wejścia do UE znacznie wzrosła…

Jej wysokość zależy w każdym kraju członkowskim od Dochodu Narodowego Brutto, VAT- u oraz pobranych ceł. Wraz z dochodami rośnie składka. Ciesząc się wzrostem gospodarczym należy też uwzględniać swoisty unijny „podatek” od przyrostów. W przypadku Polski w nowej perspektywie finansowej (opierając się na prognozach rządowych) nasza składka może wzrosnąć nawet o 90% w stosunku do „starej”. W efekcie oznacza to wynik „zysków netto” mniejszy o 10-12 mld euro niż w latach 2007-2013. To dalej nie jest mało, ale mówiąc o sukcesie i podając konkretne liczby warto być bardziej precyzyjnym…*

Teraz ruch jest po stronie Parlamentu Europejskiego, który może przyjąć lub odrzucić propozycję Rady. Szefowie największych grup politycznych w naszej Izbie mocno zastanawiają się nad zawetowaniem „cudownego” kompromisu. Co to oznacza w praktyce? Kolejne negocjacje i najprawdopodobniej w następnym roku przejście na tzw. prowizorium budżetowe, które nie jest wygodne, ale możliwe. A bazując na wyższym o 3% pułapie z obecnego budżetu – może być korzystne dla wszystkich.

W najbliższych tygodniach wyklaruje się nasze stanowisko. Głosowanie może mieć miejsce najwcześniej 12-13 marca br. Bez względu na naszą decyzję, wiadomo jednak, że budżet na pewno nie będzie niższy, niż zaproponowany obecnie.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz