Wystąpienie w imieniu Klubu Poselskiego
SLD w debacie w Sejmie nad Informacją Ministra Spraw Zagranicznych o
założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2013 roku.
Panie Marszałku,
Wysoki Sejmie,
Wybitny XVIII-wieczny poeta angielski
Samuel Johnson mawiał, że: ”Dobrze jest mieć wyobraźnię jako towarzysza
podróży, ale koniecznie trzeba wziąć rozsądek za przewodnika”. I właśnie z tego
punktu widzenia powinniśmy dokonywać wszelkich analiz, także w materii, którą
się dziś zajmujemy- bardziej niż poprzez kontrowersyjne paralele historyczne.
Należy zgodzić się, iż najważniejszą
rolą dyplomacji jest obecnie wspieranie procesu unowocześniania państwa,
gospodarki i społeczeństwa, dalsze działanie na rzecz zmniejszania dystansu
cywilizacyjnego dzielącego nas od państw najwyżej rozwiniętych. W przeciwnym
razie Polska znalazłaby się na marginesie procesów globalnych, a powinno też
chodzić o to, by zająć odpowiadające naszemu potencjałowi miejsce w nowej
architekturze 7-miliardowego świata, przekształcającej się coraz bardziej w
układ wielobiegunowy. Jak zawsze szczególnie istotna jest budowa przyjaznego
najbliższego otoczenia zewnętrznego i z tego punktu widzenia potrzeba
kontynuowania i rozwoju historycznych procesów pojednania oraz
współpracy z trzema naszymi największymi sąsiadami- Niemcami, Rosją i
Ukrainą, choć znajdują się one naturalnie w rozmaitych stadiach
zaawansowania.
Niezmiennie ważne jest zachowanie
wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa, bo choć Polsce nie grozi zbrojna
napaść ani- jak się wydaje-dramatyczna ingerencja polityczna bądź ekonomiczna z
zewnątrz, to w naszym żywotnym interesie leży stabilność nowej
konstrukcji geostrategicznej, powstałej na przełomie XX i XXI wieku
zarówno w Europie, jak i strefie euroatlantyckiej. Dlatego też dziwią
niepotrzebne i ahistoryczne sformułowania Pana Ministra o Polsce Ludowej jako
„kosztownym eksperymencie” i stanie wojennym jako „sposobie na utrzymanie
monopolu władzy”, wypowiedziane na wczorajszym posiedzeniu Sejmowej Komisji
Spraw Zagranicznych. Absolwent Oxfordu i pierwszy Polak, jaki znalazł
się niedawno na liście 100 „Top Global Thinkers” magazynu „Foreign Policy
„ (m.in. za wypowiedź, iż „Bankierów należy wynagradzać proporcjonalnie do
kapitału, który generują, nie zaś do długu, który robią”)- gratuluję !- nie
może nie wiedzieć, że to porozumienia międzynarodowe z końca II wojny
zaowocowały podziałem Europy na strefy wpływów, zaś stan wojenny nadal oceniany
jest przez większość rodaków jako „mniejsze zło”.
Powyższe filary naszej polityki
nie zmieniają wszak faktu, że wciąż odczuwa się brak strategicznej wizji
Polski w świecie w dłuższej perspektywie i nie toczy się szersza debata
na ten temat. Ubiegłoroczny dokument „Priorytety polskiej polityki zagranicznej
2012-2016” jest już częściowo nieaktualny. Pewna bierność strategiczna dostrzegalna
jest nawet w obszarze polityki unijnej, słusznie uważanej za dla nas kluczową.
Umacnianie Unii Europejskiej oraz pogłębianie integracji w jej ramach, to
imperatyw polskiej polityki. Wiąże się z tym działanie na rzecz umacniania
światowej pozycji Unii, gdyż tylko w ten sposób Polska może mieć wpływ na
kształt decyzji podejmowanych w skali globalnej. Ponadto w tej konfiguracji
zapobiec możemy takiemu ewentualnemu podziałowi Europy, w którym ponownie
stalibyśmy się państwem frontowym.
Klub SLD z zadowoleniem przyjmuje
pragmatyzm rządu w stosunkach z Francją rządzoną przez socjalistów, co może
ożywić współpracę w obrębie Trójkąta Weimarskiego. Mamy też szanse ustanowienia
bardziej zrównoważonych relacji we współdziałaniu z Niemcami i Francją. Zastrzeżenia
budzi natomiast narracja spraw wspólnotowych i praktyka polegająca na
koncentracji na tym, co można „wywalczyć” w Brukseli. Brakuje rzetelnej debaty
o tym, co wnosimy do Unii, jaki jest nasz wkład i jak słyszalny jest nasz głos.
To rząd Leszka Millera wprowadził Polskę do Unii, ale- w ramach swoistej
sztafety- obecny gabinet prawie 40-milionowego państwa powinien tryskać
pomysłami jak gejzer i występować z konkretnymi inicjatywami w sprawie dalszego
rozwoju tej organizacji. Bo przecież Unia musi znaleźć skuteczne
odpowiedzi na trwający kryzys, nie ograniczające się do „zaciskania pasa”, lecz
owocujące wzrostem gospodarczym i tworzeniem miejsc pracy. Niestety nie widać
takich inicjatyw, a zdarzają się nawet różnice stanowisk w wystąpieniach najwyższych
przedstawicieli polskich władz.
Nie brak pesymistycznych prognoz i ocen
co do przyszłości Unii Europejskiej ani sygnałów ostrzegawczych. Ostatnio np.
Timothy Garton Ash napisał wprost, że „Bez nowych sił, bez pozytywnej
mobilizacji elit i społeczeństw Unia wprawdzie przetrwa jako skomplikowana
układanka traktatów i instytucji, ale efektywność jej działań i rzeczywiste
znaczenie będą stopniowo spadać, tak jak niegdyś znaczenie Świętego Cesarstwa
Rzymskiego”. Takie sygnały należy brać poważnie. A niedostatku pomysłów i
inicjatyw nie zastąpi „ćwierkanie” na Twitterze- będącym skądinąd nowoczesnym i
potrzebnym narzędziem – oznaczające swoistą tabloidyzację polskiej polityki
zagranicznej. Wśród ostatnich przykładów są takie, iż „ premier Tusk uczył
kanclerz Merkel wymowy polskiego nazwiska jej dziadka”, a „minister spraw
zagranicznych wręczył lady Ashton ceramiczny imbryk i filiżanki z
Bolesławca”. To wszystko należy robić, ale chyba jednak zachowywać powagę
przy komunikowaniu o takich wydarzeniach.
SLD wyrażał aprobatę dla osiągnięć
szczytu UE w sprawie budżetu dla Polski, ale mamy świadomość szeregu
niewiadomych. Suma 73 mld euro w funduszach strukturalnych i spójności nie jest
ostatecznie przesądzona. Rząd zaaprobował deficyt budżetu Unii na poziomie 51
mld euro, co jest niezgodne z Traktatem Lizbońskim, zaś eurodeputowani PO i PSL
otrzymali instrukcję głosowania w Strasburgu za przedłożonym projektem.
Znaleźli się w wyraźnej mniejszości, a nawet zostali izolowani we własnej
grupie politycznej w Parlamencie Europejskim, głosując razem z konserwatystami
brytyjskimi, polskimi i czeskimi. Nie umocniło to autorytetu Polski i ujawniło,
jak znaczna jest rozbieżność słów z czynami. Oby gratulacje Pana Ministra dla
Premiera nie okazały się przedwczesne! Liczymy jednak, że rząd utrzyma obiecane
już społeczeństwu środki unijne, a zarazem wykaże się mądrą troską o Unię
jako całość i jej zdolność pokonywania kryzysu. Pomijam w tym miejscu sprawę
wykorzystania tych środków, która nie jest tak dobra, jak się to przedstawia,
by wspomnieć tylko kwestię pieniędzy na koleje oraz wyśmiewane dopiero co przez
„Der Spiegel” pewne inwestycje, na czele ze słynnymi już Termami w Lidzbarku
Warmińskim, wymagającymi ogrzewania.
Ponieważ jest to drugie expose szefa
polskiej dyplomacji w tej kadencji Sejmu, a- jak mawiał klasyk- „Drugie
małżeństwo to triumf nadziei nad doświadczeniem”, chciałoby się mieć nadzieję,
iż rząd wyciągnie właściwe wnioski zarówno z dobrych, jak i złych doświadczeń
swej polityki zagranicznej. Wspomnę jedynie co do negatywów sfery unijnej- o
wciąż nie podpisanej przez Polskę Karcie Praw Podstawowych, zapewniającej w
swych 54 artykułach ochronę prawną obywateli, o niechęci do zainicjowania
publicznej debaty nt. plusów i minusów przystąpienia do strefy euro i
prezentacji odnośnej mapy dochodzenia do niej oraz o braku - sygnalizowanej
wcześniej-polskiej wizji umacniania Wspólnoty, w tym poprzez wspólną politykę
obronną. Niestety nie doczekaliśmy się jej i dzisiaj.
Panie Marszałku-inne, nawet ważne
kwestie, z braku czasu klubowego, jestem zmuszony poruszyć w ogromnym skrócie.
Co do polityki wschodniej, to wciąż nie jest wykorzystany w pełni potencjał
wzajemnych relacji. W stosunkach z Rosją ważny pozytywny krok to dobrze
rozwijający się mały ruch graniczny między mieszkańcami Obwodu
Kaliningradzkiego z jednej strony, a dużej części Warmii i Mazur oraz Pomorza z
drugiej. Dość wyraźnie wzrosła ostatnio wymiana handlowa- do prawie 40 mld
dol. rocznie, choć biznesmeni rosyjscy narzekają na ograniczanie możliwości
inwestowania nad Wisłą. Istnieje potrzeba wykorzystania cennych doświadczeń
procesu pojednania polsko-niemieckiego, szczególnie co do wymiany młodzieży. To
właśnie w stosunku do studentów wizy powinny zostać zniesione jak najszybciej,
a następnie dla przedstawicieli sfery nauki i kultury. Warto należycie
przygotować się do Roku Rosji w Polsce i Polski w Rosji w 2015 oraz do 70.
rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimiu. Intensyfikować należy działalność
Centrum Polsko- Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia oraz jego odpowiednika z
drugiej strony. Równocześnie od kilku lat brakuje wizyt oficjalnych na
najwyższym szczeblu, choć warto odnotować, niedawny pobyt w naszym kraju
przewodniczącego Dumy Państwowej Siergieja Naryszkina. Naszych relacji nie
powinna zdominować katastrofa smoleńska i sprawa zwrotu wraku samolotu. Ponadto
zadbać trzeba o poprawę-niekiedy niskiego- poziomu obsługi konsularno- wizowej
w polskich placówkach na terenie Rosji, a także Ukrainy.
Odnośnie do stosunków z tym ostatnim
państwem, to powinniśmy niezmiennie wspierać jego proces zbliżania do Unii
Europejskiej, w tym zawarcie umowy stowarzyszeniowej Z uznaniem należy
odnieść się do aktywności prezydenta Bronisława Komorowskiego na tym
polu. Nie powinno to jednak przeszkadzać w zajmowaniu jasnego stanowiska
przez władze polskie w związku z 70. rocznicą tragedii wołyńskiej oraz w
reagowaniu na nacjonalistyczne wystąpienia w zachodniej części Ukrainy.
Wydaje się, że niestety w impasie
znalazła się cała strategia Partnerstwa Wschodniego i szczyt w Wilnie może
przesądzić o jego dalszych losach. Polska nie przejawia też aktywności, jeśli
chodzi o unijną strategię wobec Azji Centralnej. Dwa razy odwołano wizytę
prezydenta Kazachstanu w Warszawie. Ożywienie dostrzega się natomiast w
działalności Grupy Wyszehradzkiej. W tym kontekście jednak pragnę zaakcentować,
iż Polska nie powinna nadal nie reagować na naruszanie od dłuższego czasu przez
władze węgierskie standardów europejskich, jeśli chodzi o zmiany w konstytucji,
funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, czy traktowanie opozycji. Tym bardziej,
iż rządzący Fidesz należy do tej samej rodziny politycznej- Europejskiej
Partii Ludowej, co PO i PSL.
Za słabość naszej polityki uważamy brak
realnej, strategicznej odpowiedzi na ukształtowanie się nowych światowych
centrów politycznych i gospodarczych, w tym w Azji Południowo- Wschodniej i w
Ameryce Łacińskiej. Niewystarczająco jawi się aktywność Polski na tych
obszarach, również w krajach arabskich (np. w Libii czy Egipcie), niezależnie
od pojedynczych wizyt. Przez ponad 5 lat premier Tusk -w przeciwieństwie choćby
do czołowych unijnych przywódców- nie zawitał w ogóle do Afryki, nawet do
takich mocarstw regionalnych, jak RPA i Nigeria. Osobną sprawą jest stan
stosunków z Chinami- drugą gospodarką światową. Niecały rok temu premier Wen
Jiabao przedstawił w Warszawie 12-punktowy program współpracy z Polską i innymi
państwami Europy Środkowej. Jak dotąd stopień jego realizacji jest niewielki,
przy rosnącym deficycie obrotów handlowych.
Przy okazji- wyjątkowo niski jest poziom
naszej pomocy rozwojowej, a sam sposób jej pojmowania przez MSZ trzeba uznać za
kuriozalny, biorąc pod uwagę kryteria ONZ i podejście takich organizacji
pozarządowych, jak np. Polska Akcja Humanitarna. W zasadniczym stopniu
chodzić bowiem powinno o realizację ośmiu tzw. Milenijnych Celów Rozwojowych.
W odniesieniu do obszernie naświetlonego
przez Pana Ministra wątku bezpieczeństwa, w tym modernizacji technicznej
polskiej armii za sumę 140 mld zł w najbliższej dekadzie i powstaniem tzw. sił
odstraszania, nieco paradoksalnie przytoczę popularne przysłowie w Argentynie-
ojczyźnie nowego papieża. Brzmi ono; „Życie jest jak tango, kto nie tańczy jest
głupcem”. Ale dziś w naszym kraju NIE ma nastroju do powszechnego tanga, ze
względu na sytuację społeczno- ekonomiczną, narastające bezrobocie i
pogłębiające się nierówności. Warto więc zastanowić się nad zamiarem
rządu przeznaczenia tak ogromnych sum na cele obronne i rozważyć, czy części
tych środków nie skierować na naukę, służbę zdrowia bądź politykę społeczną.
Przecież członkostwo w NATO gwarantuje nam bezpieczeństwo, a ponadto dobrze
rozwija się współpraca wojskowa ze Stanami Zjednoczonymi. I zapowiedziana
właśnie przez USA rezygnacja z czwartej fazy projektowanego systemu tarczy
antyrakietowej w Polsce nie wydaje się zmniejszać naszego poczucia
bezpieczeństwa.
Konkludując- żyjemy
bez wątpienia w czasach NIEPEWNOŚCI w wielu wymiarach. Niepewność jest tym, co
„zmusza do myślenia”, jak zauważał Albert Camus, a zarazem tym, co „mobilizuje
człowieka do wykazania wszystkich swoich wartości”, by użyć słów Ericha Fromma.
Tymczasem Polska wykorzystuje w swej polityce zagranicznej szereg atutów, ale
przecież daleko nie wszystkie !
Warszawa 20 III 2013r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz