W
środę, 13 marca, Parlament Europejski będzie głosował pierwszy raz w swojej
historii nad reformą Wspólnej Polityki Rolnej. Jest to możliwe dzięki zmianom
wprowadzonym w Traktacie Lizbońskim. Niestety nie udało się w komisjach
wprowadzić zmian chroniących drobnych rolników przed dominacją agrobiznesu.
„Zazielenienia” wspólnej polityki rolnej chciałaby też Komisja
Europejska. Zgodnie z jej propozycją 30 procent bezpośrednich dopłat dla
rolników byłoby uzależnione od spełnienia trzech dodatkowych kryteriów
środowiskowych, jej propozycje odrzucił jednak komitet rolnictwa PE, który
podjął decyzję odzwierciedlającą pozycję państw członkowskich lobby agrobiznesu
Copa-Cogeca.
W tym obszarze jednak pojawia się konflikt interesów – Rada
Europejska, reprezentująca opinie państw członkowskich, wprowadziła zmiany
pozwalające rządom samodzielnie ustalać kryteria i stwarzając możliwość, aby w
charakterze dopłat bezpośrednich można było wykorzystywać środki przeznaczone w
budżecie UE na ochronę środowiska i rozwój obszarów wiejskich. Według włoskiego
socjalisty Paolo de Castro, oznaczałoby to podwójne finansowanie i jako takie
stało w sprzeczności z zasadami Światowej Organizacji Handlu.
Jest jednak nadzieja, że w plenarnym głosowaniu eurodeputowani
Zielonych, socjalistów i liberałów przywrócą oryginalne brzmienie propozycji
KE, odrzucając przynajmniej część poprawek komisji, nawet jeśli nie uda się
przeforsować propozycji Zielonych.
„To zadziwiające, że komisja rolnictwa postanowiła osłabić lub
odrzucić każdy punkt propozycji KE, w końcu wcale niebędącej najbardziej
postępową instytucją w Europie, dotyczący 'zazielenienia' Wspólnej Polityki
Rolnej” – mówi holenderski eurodeputowany Zielonych Bas Eickhout.
W opinii Eickhouta wszystko będzie zależało od tego, jak
zagłosują poszczególni posłowie, jego zdaniem mogą ujawnić się w tej mierze
silne tendencje narodowe, wskutek których niektórzy mogą zagłosować wbrew
opinii swoich ugrupowań w PE a zgodnie z przeświadczeniem, że poprawki komisji
są zgodne z narodowym interesem ich państw.
„Skandalem nie jest to, że Wspólna Polityka Rolna stanowi 40%
unijnego budżetu, ale że cały ten budżet stanowi raptem 1 procent PKB Unii
Europejskiej! Budżet WPR stanowi zatem mniej niż 0,5 procent unijnego PKB. Jak
na sektor kluczowy dla naszej przyszłości to śmieszna kwota, jeśli porówna się
ją z podobnymi programami USA czy Brazylii. Tak czy siak, propozycja budżetu ze
strony Komisji Europejskiej tnie go o 11 procent” – wyjaśnia w zamieszczonym
przez „Zielone Wiadomości” wywiadzie José Bové, eurodeputowany francuskich
Zielonych.
Środki powinny trafiać w pierwszym rzędzie nie do wielkich
przedsiębiorstw agrobiznesowych, traktujących produkcję rolną jakby był to
przemysł, ale do indywidualnych rolników. Dlatego Zieloni chcieliby
wprowadzenia limitu kwoty dopłaty bezpośredniej, jaką mógłby uzyskać pojedynczy
beneficjent, do 100 tysięcy euro. W ten sposób unijne środki nie byłyby
marnotrawione i trafiałyby do tych odbiorców, którzy z punktu widzenia
Europejczyków są najważniejsi dla przyszłości rolnictwa UE. Ponad 75 procent
europejskich konsumentów sprzeciwia się nie tylko wprowadzaniu żywności
modyfikowanej genetycznie, ale także preferuje lokalną żywność i łańcuchy
dostaw, produkty wysokiej jakości, rolnictwo przyjazne dla środowiska, a zatem
małe i średnie gospodarstwa rolne.
„Zielone postulaty nie powinny być postulatami konsumenckimi czy
ekologicznymi. Powinny być za to propozycją całego modelu produkcji żywności,
który uwzględnia potrzeby jej najważniejszych uczestników, czyli rolników –
mówi Bové. – Projekt reformy rolnictwa bez ich udziału byłby niemożliwy do
zrealizowania. Pierwszą rzeczą, jakiej musimy dokonać, jest wyjście z ram
Wspólnej Polityki Rolnej i przedefiniowanie jej celów. Następnie powinniśmy
użyć narzędzi dostępnych nam na poziomie krajowym, europejskim i regionalnym.”
Źródło: Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz