http://sld.org.pl/aktualnosci/5257-czego_nie_potrzebuje_polski_oburzony.html
To nie prawda, że w Polsce nie ma Oburzonych. Są, lecz brak im
politycznej reprezentacji.
Hasła pewnych środowisk, które widziałyby siebie w tej roli,
dowodzą jednak, że brak im elementarnej kompetencji. Stawianie sztandaru z
hasłem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych przed ludźmi, którzy
czują się wypchnięci ze społeczeństwa, zakrawa na największy szwindel ostatnich
lat. Można by sądzić, że ten plan powstał na biurkach doradców premiera, bo
jedynym skutkiem realizacji tego postulatu byłoby umocnienie pozycji Platformy
Obywatelskiej.
W warunkach głębokiego upartyjnienia polskiej sceny politycznej
pomysł JOW należy uznać za głęboko niesłuszny. Ordynacja ta obowiązuje obecnie
w wyborach do Senatu, gdzie PO uzyskała reprezentację na poziomie 67 proc. (63
senatorów to kandydaci partii rządzącej, 4 kandydowało z komitetów
niezależnych, lecz cieszyli się poparciem ugrupowania Tuska), przy 31 dla PiS
i 2 dla PSL. Przeniesienie tego rezultatu na grunt wyników sejmowych
groziłoby wypaczeniem całego systemu, a mit odpartyjnienia parlamentu zburzony
został porażką Unii Prezydentów – Obywateli do Senatu, którzy mimo mocnego
oparcia, zdołali uzyskać tylko jednego reprezentanta w izbie wyższej.
Wprowadzenie systemu JOW prowadziłoby w polskich warunkach z
gwarantowaną przez Art. 96. Konstytucją RP zasadą proporcjonalności, co w
praktyce oznacza brak reprezentacji dużej części społeczeństwa w parlamencie.
Małe i średnie partie zostałyby wykluczone z podziału mandatów, a obecna
polaryzacja pomiędzy PO i PiS – jeszcze mocniej utwardzona. Dobrą ilustracją
jest tu przykład Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązujące okręgi jednomandatowe
doprowadziły do sytuacji, w której Liberalni Demokraci, pomimo 23 proc.
poparcia w wyborach z 2010, mają reprezentację parlamentarną na poziomie 8
proc. wszystkich deputowanych.
W systemie proponowanym przez Kukiza i Dudę zwycięzca bierze
wszystko. W praktyce oznacza to, że głosy oddane na kandydata, który nie wygrał
wyborów w danym okręgu, są głosami straconymi. W ten sposób najbardziej liczna
grupa wyborców – która rzadko kiedy osiąga próg większości bezwzględnej –
dyktuje pozostałym przedstawicielstwo parlamentarne danego obszaru.
Jest to tym bardziej niepokojące, że w Polsce istnieją wyraźne
korelacje pomiędzy preferencjami politycznymi a miejscem zamieszkania.
Wystarczy wejść na strony Państwowej Komisji Wyborczej by wiedzieć, że tzw.
„ściana wschodnia” jest bastionem PiS, a Polska północna, zachodnia i centralna
to domena PO. Wprowadzenie JOW nie tylko zacieśni klincz między Tuskiem i
Kaczyńskim, a także doprowadzi do sytuacji, w której, przykładowo, lewicowy
wyborca z tradycyjnie konserwatywnego Krakowa nigdy nie będzie miał swojego
reprezentanta w parlamencie.
Tym bardziej, że polskie partie polityczne słyną z
podporządkowywania prawa swoim interesom. Po wprowadzeniu JOW niemal na pewno
rozpowszechniłoby się zjawisko tzw. gerrymanderingu, czyli manipulowania
granicami okręgów wyborczych w taki sposób, by kandydat danej partii uzyskał w
nim możliwie jak najlepszy wynik.
„Solidarność”, niosąca za sobą piękną tradycję i ogromne zasługi
w budowaniu demokracji, dziś opiewa inicjatywy betonujące scenę polityczną.
Związek chce zaistnieć w przestrzeni publicznej poprzez rozpoczęcie debaty o
jakości naszego ustroju. To szczytne założenie sprowadza się jednak do
szkodliwego pomysłu. Nie rozumiem dlaczego dokonuje się tego na kanwie ruchu
oburzonych. Hasło JOW ma służyć wyłącznie umocnieniu pozycji Piotra Dudy, który
na tym populistycznym postulacie chce zbudować kapitał polityczny. W
przyszłości wykorzysta go do uwiarygodnienia transakcji, dzięki której
uzyskałby wysokie miejsce na listach wyborczych, lub – w najlepszym wypadku –
będzie mógł podżyrować partiom za miejsca dla swoich zauszników. Zamiast
działać w interesie najsłabszych grup społecznych, sięga się po argument, który
doprowadzi do całkowitego wykluczenia z życia politycznego. To ewidentna
manipulacja, a Duda i Kukiz zachowują się tak, jakby byli najlepszymi kumplami
Igora Ostachowicza z Kancelarii Premiera.
Paradoksalnie wydaje się, że lepiej szkodliwość tego pomysłu
rozumie Prawo i Sprawiedliwość, które jest przeciwne JOW-om. Kaczyński nie musi
się odwoływać do tak nieracjonalnego – z punktu widzenia polskiego oburzonego –
hasła, ponieważ i tak jest swoistym depozytariuszem polskiej
antyestablishmentowości. PiS – głosząc tezy o zamachu smoleńskim, mówiąc o tym,
że Polską rządzi mityczny „układ”, powołując się na istotną wiedzę, która nie
może zostać ujawniona – delegitymizuje obecną władzę. Lider tej partii zbiera
żniwa oburzonych, i w ten sposób buduje wierny sobie, drugi obieg: własną
prasę, think-tanki, środowiska akademickie.
Ze strony prezesa PiS jest to cyniczna gra. Oburzonych traktuje
instrumentalnie, wyłącznie jako mięso armatnie w walce o zniszczenie Tuska. Nie
chodzi mu przecież o prawa osób znajdujących się na marginesie życia
społecznego. Nie jest też przeciwnikiem wprowadzenia ordynacji opartej o JOW
dlatego, że uważa ją za niesłuszna, ale dlatego, że godzi ona w jego interesy
jako szefa partii. W 2006 roku, gdy JOW-y popierane były jeszcze przez
Platformę Obywatelską, bracia Kaczyńscy chcieli „przehandlować” wprowadzenie
systemu niemieckiego (w którym połowa posłów wybieranych jest w wyborach
proporcjonalnych, a połowa w JOW) w zamian za poparcie PO dla uchwały o
samorozwiązaniu Sejmu. Nie doszło do tego tylko z powodu zawiązania koalicji z
Samoobroną RP i Ligą Polskich Rodzin.
Powrót Kaczyńskiego do władzy nie przyniósłby nic nowego,
ponieważ rządy PiS z lat 2005-2007 pokazały już neoliberalne oblicze tej
partii. Skrajnie liberalny dogmatyzm ówczesnej minister finansów, Zyty
Gilowskiej, doprowadził do pogłębienia się rozwarstwienia społecznego w
sytuacji, w której władze – przy dobrej koniunkturze – dysponowały dostatecznie
dużymi środkami, by działać na rzecz spójności społecznej. Postąpiono jednak
dokładnie odwrotnie: obniżono podatki dla najbogatszych, zlikwidowano trzecią
stawkę w podatku PIT, wprowadzając de facto podatek liniowy (w ubiegłym roku
tylko 2 proc. podatników weszło w drugi próg podatkowy), obniżono składkę
rentową, w skutek czego uszczuplono budżet o kilkanaście miliardów złotych.
Narracja uprawiana przez gospodarczych żołnierzy Kaczyńskiego – np. posła
Wiplera – jest dla Polaków równie groźna, co technokratyczny rząd Tuska. W tym
kontekście największą zaletą obecnego premiera jest Jarosław Kaczyński, a
różnice między partiami obu panów są różnicami czysto estetycznymi.
JOW-y nie są receptą dla odrzuconych przez system. Bardziej niż
umacniania obecnych antagonizmów miedzy liderami dwóch, skłóconych partii
prawicy potrzebują oni rzeczywistego działania: podniesienia płacy minimalnej,
oskładkowania umów śmieciowych, walki z bezrobociem i bezdomnością, zwiększenia
dostępności do edukacji i służby zdrowia, w tym celu nie wykluczając
wprowadzenia nowych obciążeń fiskalnych, które ograniczone byłyby jednak do
najgłębszych kieszeni (podatek bankowy, powrót do zlikwidowanej przez PiS
trzeciej stawki w PIT). Każdy, kto ma na względzie interes wykluczonych,
powinien dziś występować przeciwko temu, że Platforma Obywatelska wprowadziła
odpłatność za drugi kierunek studiów, że minister Radziszewska mówi o
wprowadzeniu płatności w służbie zdrowia, że wzrasta bezrobocie. W tych
tematach niewiele się jednak dzieje, bo są to hasła zarezerwowane dla
lewicowego zestawu poglądów. W istocie rzeczy „Solidarność” jest ruchem
wyrażającym prawicową wrażliwość, co tylko potwierdza tezę o nadreprezentacji
prawicy w polskim dyskursie politycznym. W końcu 364 na 460 posłów wybranych w
ostatnich wyborach uzyskało mandat z komitetów prawicowych – PO i PiS. Im
dłużej ta polaryzacja będzie trwała, tym gorzej dla Polski.
Ogromną krzywdą dla Polski jest to, że ruch antysytemowy zawłaszczany
jest dziś przez ludzi, którzy – nie dość, że nie znają problemów najsłabszych i
najbardziej wymagających pomocy grup społecznych w Polsce – to jeszcze wydają
się nie zdawać sobie sprawy ze szkodliwych skutków haseł, które głoszą. W ten
sposób katalizują społeczne oburzenie w sposób najbardziej korzystny dla
Donalda Tuska.
Aleks Polak
Źródło: centrumdaszynskiego.org.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz