Minister Boni jest na
pensji u premiera Tuska, ale pracuje na szkodę Polski i Polaków. Jego decyzje
służą nie państwu i obywatelom, ale interesom Kościoła katolickiego, jako
watykańskiej instytucji, która swoim bogactwem, aferami, pazernością, butą
oburzyła nowo wybranego papieża Franciszka.
Ofiarowanie Kościołowi 0,5 proc.
naliczonego podatku jest prezentem dla ciała. Bynajmniej nie Chrystusa. Dla i
tak już spasionych ciał hierarchów. Mogą mieć kłopot ze skonsumowaniem
wydartych z budżetu państwa milionów, bo Franciszek chce Kościoła „ubogiego dla
ubogich”. Będą musieli udawać umiarkowanie w jedzeniu, piciu i korzystaniu z
przyjemności życia. Jak źle pójdzie, biskupi przepych zejdzie do podziemia i
mercedesy trzeba będzie zamienić na autobusy. Chyba że Episkopat Polski
dostanie dyspensę. Za szczególne zasługi w ukrywanie duchownych pedofilów i
łupieniu wiernych, bo innych zasług nie widać.
Ponieważ papież Franciszek takiej
dyspensy z pewnością nie da, mogą liczyć tylko na Boniego Wszechmogącego, który
właśnie dał biskupom drugi w tym miesiącu prezent. Trochę dla ducha, ale
głównie też dla ciała. Mianowicie, bez żadnych podstaw prawnych odmówił wpisu
do Rejestru Kościołów i innych związków wyznaniowych Kościoła Latającego
Potwora Spaghetti. Boni nie zarejestrował konkurencji dla Kościoła
katolickiego, gdyż wydaje mu się ona żartobliwa. A przecież jest on powołany do
oceny nie kanonów wiary, a jedynie poprawności formalno-prawnej wniosku o wpis.
Czyżby Boni bał się reakcji biskupów? A
może tego, że więcej odpisów z podatku zrobią na swój Kościół parafianie niż
katolicy? Wstyd, panie ministrze Boni, że choć nie rozstaje się pan z różańcem,
jest pan człowiekiem tak małej wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz