W poniedziałek Kaczyński przedstawia prof. Piotra
Glińskiego, jako kandydata na premiera rządu pozaparlamentarnego. Ten wygłasza
regularne expose i mantruje "mój rząd zrobi to", "mój rząd
zmieni tamto" etc. Mijają dwa dni, wszyscy szefowie partii wypowiedzieli
się jasno co sądzą o "nowym premierze" a w zasadzie o tym co zrobił
mu Kaczyński, a i tak PiS wozi profesora po mieście sejmową limuzyną.
Gdyby to były sceny z filmu powiedziałbym: "ale to już
było". Mieliśmy przecież Jima Carrey'a w "Truman Show", mieliśmy
"Big Brothera" kilka sezonów i inne podobne eventy. Nikt przy
zdrowych zmysłach i podstawowej znajomości arytmetyki nie wierzy, żeby szopka
serwowana nam przez Prawych i Sprawiedliwych miała choć promilowe szanse na
sukces ale wszyscy się tym ekscytują.
Na domiar śmiesznego, dzisiaj, Tadeusz Cymański, którego
osobiście bardzo lubię, wpisuję się ten "premierowy obłęd" i wygłasza
swoje expose, w którym sadzi podobne androny co jego Gliński. Ma ich 10 punktów
i nie będę ich cytował, bo można je dziś znaleźć w każdym portalu
informacyjnym. Oczywiście hasła są szczytne, tyle tylko, że nie poparte żadnymi wyliczeniami a jedynie
szacunkami. Cymański, kandydat na szefa rządu, tym razem Solidarnej Polski, ma
oczywiście takie same szanse, a w zasadzie jeszcze mniejsze, niż jego kolega
naukowiec.
Kolejnym zachłyśniętym jakimś zepsutym, warszawskim
powietrzem, okazał się realny tym razem, wicepremier Pawlak, który ni z gruchy
ni z pietruchy, zaczyna rozmawiać z opozycją o możliwości ich poparcia dla
PSL-owskich pomysłów na ratowanie gospodarki. Tłumacząc to na nasze, członek
koalicji, chce wraz z opozycją przeforsować coś innego niż to co planuje rząd.
Przepraszam za kolokwializm, ale o co tu, kurwa, chodzi?
Wszyscy zdają sobie sprawę, że nadciąga kryzys, nikt nie wie jak się do niego
przygotować i jak mu zaradzić. I co robią nasi politycy? Lecą w gumę. To
dramatyczna konstatacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz