Uzbrojone po uszy
jednostki specjalne, policja pilnująca przed zamachowcami wejść do parlamentu
oraz towarzyszące temu uliczne rozruchy - takie sceny rozgrywały się niedawno w
Biszkeku - stolicy Kirgistanu, gdzie opozycja chciała siłą przejąć władzę. A w
centrum tego wszystkiego dzielny marszałek Sejmu Jerzy Wenderlich, który akurat
w tym czasie przebywał z wizytą w tym kraju - informuje Super Express. Któż by
się spodziewał, że w trakcie wizyty wicemarszałka Sejmu Jerzego Wenderlicha w
Kirgistanie dojdzie tam do tak poważnych rozruchów i próby zamachu stanu -
pisze gazeta.
Marszałek Sejmu otrzymał informację o próbie przejęcia
kirgiskiego parlamentu przez zamachowców właśnie wtedy, gdy udawał się, wraz z
kilkoma tamtejszymi politykykami, do miasta Dżalalabad - czytamy w Super
Expresie - Doszły do nas informacje, że trwają tam jakieś poważne
rozruchy, pozamykano więc przełęcze, aby ci zamachowcy nie mogli się przedostać
do parlamentu. Następnego dnia, kiedy miałem spotkania w Biszkeku, parlament
był już otoczony przez policję oraz specjalne, uzbrojone jednostki. Sytuacja
była dynamiczna. Nie bałem się jednak - opowiadał gazecie, Jerzy Wenderlich.
Dlaczego doszło do próby przejęcia parlamentu siłą? -
zastanawia się Super Express. Jak się okazało, zamachowcom chodziło o próbę
upaństwowienia kirgisko-kanadyjskiej kopalni złota Kumtor - odpowiada i
informuje jednocześnie, że na szczęście naszemu marszałkowi nic się nie stało,
wrócił do Polski cały i zdrowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz