Miller: Unia jest i będzie. A lewica w
niej.
Wbrew temu, co twierdzi premier Viktor
Orbán, to nie Unia jest przyczyną kryzysu gospodarczego. Jest odwrotnie – tylko
ona może ten kryzys pokonać.
Wbrew temu, co twierdzi premier Viktor
Orbán, to nie Unia jest przyczyną kryzysu gospodarczego. Jest odwrotnie – tylko
ona może ten kryzys pokonać. Pod warunkiem, że znajdzie dość determinacji i
trafnie odpowie na pytanie, dlaczego Europejczycy potrzebują Unii Europejskiej.
Kryzys nie zaczął się w Europie, ale w
USA, które od lat realizowały neoliberalną politykę gospodarczą. Niczym
nieskrępowana działalność instytucji finansowych doprowadziła tamtejszą
gospodarkę na skraj przepaści. Kłopot Unii polega na tym, że nie potrafi
skutecznie przeciwstawić się tej fali zza Atlantyku - bo brakuje jej wizji,
solidarności i rozdzierana jest narodowymi egoizmami.
Wzłotym okresie UE, w latach 90. i na
początku nowego stulecia, Europie przewodzili socjaliści. W zdecydowanej
większości państw starej Unii rządzili lub współrządzili socjaldemokraci. Cele
Wspólnoty były wtedy jasne: wielkie poszerzenie onowe państwa zEuropy
Środkowo-Wschodniej i pogłębienie procesu integracji. Moi ówcześni partnerzy –
Brytyjczyk Tony Blair, Niemiec Gerhard Schröder czy Szwed Göran Persson – nie
mieli wątpliwości, że Unia musi się bardziej integrować. Wiedzieli, że aby
zapewnić jej obywatelom pomyślność, proces integracji musi się rozwijać.
w ostatnich latach we Wspólnocie
dominowały rządy prawicowe i konserwatywne. Prym wiódł duet
francusko-niemiecki,„Merkozy”. Ale to już etap zamknięty. Wielką nadzieję na
zmianę w Europie przyniosło zwycięstwo w wyborach prezydenckich we Francji
socjalisty François Hollande’a. Przewartościowało ono sposób myślenia odrodze
wyjścia zkryzysu gospodarczego.
Nowy gospodarz Pałacu Elizejskiego zdążył
już zmusić konserwatywne rządy do rozmowy o uzupełnieniu dotychczasowej
strategii walki Z kryzysem otakie cele jak rozwój, innowacje i zatrudnienie.
Pomału przebija się przekonanie, że potrzebny jest nowy pakt między
racjonalnością rynków awytrzymałością społeczeństw, które nie godzą się na
dalsze cięcia socjalne i wyrzeczenia.
Europa stoi dziś przed arcyważnym wyborem:
czy nadal, jak chcą konserwatyści,będzie prowadzić politykę a la Merkozy,
której najważniejszym celem ma być dalsza redukcja deficytu i udziału państwa w
gospodarce? Czy przeorientuje ją, jak domagają się socjaldemokraci, w stronę
zwiększenia nakładów na inwestycje w rozwój i tworzenie nowych miejsc pracy?
Bez wątpienia musi wygrywać druga opcja. Opcja tych, którzy nie konserwują, ale
rozwijają. Odpowiedzią na kryzys musi być dalsze pogłębianie integracji
europejskiej. Wniedokończonej i niepełnej integracji leżą bowiem źródła
obecnych kłopotów. Unia jest wspólnotą gospodarczą, ale nie wspólną gospodarką.
Prowadzi współpracę socjalną, ale nie wspólną politykę socjalną. Sprzyja
kooperacji wielu instytucji, ale nie buduje wspólnych instytucji.
Wspólnota musi wrócić na właściwą ścieżkę,
z której zeszła pod rządami prawicy. Nie ma alternatywy dla Zjednoczonej
Europy, która zapewniła spokój i dobrobyt swoim społeczeństwom. Ten spokój
idobrobyt nie mają w dziejach naszego kontynentu precedensu. By ten stan
przetrwał, Unia potrzebuje jasnych priorytetów. Po pierwsze, trzeba
utrzymać strefę euro. Wbrew temu, co twierdzą populiści, to w interesie
obywateli Grecji i innych państw leży zachowanie wspólnej waluty. Wyjście ze
strefy euro oznaczałoby olbrzymie straty iobniżenie stopy życiowej obywateli, i
to z dnia na dzień. Również w interesie Polski leży przyjęcie euro, jednak
dopiero po spełnieniu wszystkich kryteriów iwmomencie atrakcyjnym dla nas
ipożądanym przez innych. Z zachowaniem pewności, że nie pogorszy się poziom
życia Polaków. Po drugie, Unia musi uregulować międzynarodowe transakcje
finansowe i funkcjonowanie instytucji finansowych. Tak aby zyski płynące z nich
zasilały unijny budżet. Po trzecie, trzeba zainwestować wbadania naukowe i
rozwój technologiczny w ramach wspólnej polityki badań i Rozwoju. Wprowadzenie
twardych kryteriów,również dotyczących procentu PKB wydatkowanego na naukę i
rozwój szkolnictwa wyższego, ma szczególne znaczenie w Polsce, która na te
dziedziny wydaje rażąco mało. Istotnego znaczenia nabiera zapewnienie
powszechnego dostępu do internetu oraz innych technologii informatycznych
ikomunikacyjnych. Po czwarte, potrzebny jest nowy traktat, który
określiłby rozwój Europy pokryzysowej. Traktat, który będzie prowadził do
głębszej integracji: z rzeczywistym prezydentem wybieranym wogólnoeuropejskich
wyborach, wzmocnionymi uprawnieniami Parlamentu Europejskiego iinstytucjami
federacji państw zjednoczonych Europy.
Prointegracyjne myślenie i działanie
niezbędne są w naszym kraju. Polska nie przystąpiła do Unii dla chwilowego
interesu. To jest wybór historyczny istrategiczny. Tymczasem gabinet premiera
Tuska dalej jest więźniem protokołu brytyjskiego ograniczającego stosowanie
całości przepisów Karty Praw Podstawowych wobec polskich obywateli, co jest
reliktem rządów PiS-u. Również czas polskiej prezydencji nie został
należycie wykorzystany. Nie staliśmy się motorem Unii, jak oczekiwano. Nie
nadaliśmy jej nowej energii idynamizmu. Mimo wszystko jestem optymistą. W
kolejnych europejskich wyborach wygrywają partie lewicowe, a tacy politycy jak
Viktor Orbán spychani są na margines Unii. To dobra wiadomość dla Europy.
Dzięki temu koncert egoizmów narodowych zastąpi wspólna odpowiedzialność za
przyszłość Europy. Unia będzie nie tylko silna, ale iwspólna, a im bardziej
wspólna, tym bardziej silna.
Leszek Miller
źródło: Gazeta Wyborcza - strona 20 -
Magazyn 8.09.2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz