Zmarł kardynał Carlo Maria Martini.
Emerytowany arcybiskup Mediolanu. Wybitny teolog. Nieprzeciętny,
niezindoktrynowany umysł.
Zmarł kardynał Carlo Maria
Martini. Emerytowany arcybiskup Mediolanu. Wybitny teolog. Nieprzeciętny,
niezindoktrynowany umysł. Człowiek, który wstrząsnął Watykanem, wskazując nowe
kierunki myślenia w katolickiej etyce, uświadamiając wiernym, że zakazy niczemu
nie służą i namawiając ich do samodzielnego myślenia w najbardziej
kontrowersyjnych sprawach.
W odróżnieniu od większości hierarchów,
kardynał Martini kochał ludzi i chciał ich dobra. W 2006 roku uznał, że
prezerwatywy i legalna aborcja są mniejszym złem, a zapłodnienie in vitro wręcz
dobrem. Choć też mniejszym. Sztuczne zapłodnienie popierał dlatego, że jest
alternatywą dla niszczenia embrionów. Legalizację przerywania ciąży, bo
eliminuje aborcyjne podziemie. W wydanej w 2008 roku książce "Nocne
rozmowy w Jerozolimie" kardynał Martini poszedł jeszcze dalej. Uznał, że Encyklika
Pawła VI "Humanae vitae", poświęcona między innymi stanowisku
Kościoła wobec kwestii regulacji urodzeń i sztucznej antykoncepcji (wg
Benedykta XVI zawierająca sedno nauczania w tej kwestii), wywołała wiele szkód
i negatywnych wydarzeń. Stwierdził, że Kościół powinien przeprosić za zbyt
wiele zakazów nakładanych na wiernych oraz za błędy, ograniczoność poglądów i
surowość stanowiska w delikatnych kwestiach rodziny.
Kardynał Martini był jak samotny,
purpurowy żagiel. Biały byłby, gdyby purpurat w 2005 roku został papieżem.
Stworzyłby wówczas nowy kanon katolickiej moralności. Opartej na formowaniu
sumień, pomaganiu wiernym w odróżnianiu dobra od zła i w wybieraniu dobra.
Nawet, jeśli jest mniejsze.
Niestety, po cofającym Kościół w mroku
średniowiecza JPII, nastał równie wsteczny BXVI. Za ich pontyfikatów, kardynał
Martini był jedynym, a przynajmniej jedynym znanym, który ratował biskupi
honor. Swoimi wypowiedziami w sprawie in vitro, aborcji, eutanazji,
antykoncepcji udowadniał, że kościelna hierarchia nie składa się wyłącznie z
ograniczonych ciemniaków, pozbawionych zdolności samodzielnego, logicznego
myślenia i wiary w Boże miłosierdzie. Każda wypowiedź kardynała otwierała
katolikom oczy zamknięte przez klerykalne doktrynerstwo i pokazywała nowe
horyzonty myślenia. To każdorazowo wstrząsało Watykanem. Teraz wreszcie
odetchnął. Człowiek, który pokazywał, że kościelne nauki można pogodzić z
rozumem, odszedł na wieki.
Papież nie uczestniczył w pogrzebie
najświatlejszego katolickiego hierarchy. Zapewne z wściekłości, że kardynał
Martini nie wyrzekł się przed śmiercią swoich poglądów. Przeciwnie. W swoim
testamencie potwierdził każde słowo, które głosił za życia.
W styczniu 2009 roku umieściłam na blogu
wpis dotyczący kardynała Martiniego. Jest tam limeryk napisany przeze mnie na
Jego cześć. Jak znalazł na epitafium:
Pewien kardynał z Mediolanu,
Narobił w Kościele rabanu.
Odpuścił zło mniejsze
I grzechy najcięższe.
Martini raz! Za zbrodnię stanu!
Dzisiaj zmarł mój Przyjaciel - Waldemar
Kocoń. Nie jestem teraz w stanie napisać o Nim niczego. Może jutro.
prof. Joanna Senyszyn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz