poniedziałek, 3 września 2012

Kaczyński płaci za swoje własne błędy


Jarosław Kaczyński wygłosił przemówienie programowe nieistniejącego rządu. Znacznie ciekawsze od smoleńskich rozważań i insynuacji. Też wolę Kaczyńskiego z kalkulatorem, niż z zapałkami. Tyle, że kalkulator Kaczyńskiego jest chyba zepsuty.

Część propozycji Kaczyńskiego jest nie do zaakceptowania. Chociażby rezygnacja z posłania sześciolatków do szkół, czy zrównanie statusu lekcji religii z lekcjami języka polskiego, czy historii. To grube anachronizmy.

Części nie sposób jednak odrzucić. Są one zbieżne z tym co lewica mówi od lat. Kasy mieszkaniowe z premiami od państwa, przywrócenie gabinetów lekarskich do szkół, sprzeciw wobec komercjalizacji szpitali. Czyli wszystko co wiąże się z opiekuńczą rolą państwa.

Kaczyński – znowu go pochwalę - trafnie zauważa, że problemem państwa polskiego są niskie dochody do budżetu, które nie pozwalają na sfinansowanie tych i innych ambitnych projektów. I tutaj dochodzimy do istoty problemu. Komu zawdzięczamy ten niedobór środków? PiS-owi! 

To za rządów PiS-u ugrupowanie Kaczyńskiego ręka w rękę z Platformą zlikwidowała 40 proc. stawkę podatku dla osób o najwyższych dochodach. To wtedy zlikwidowano podatek spadkowy (kuriozum na skalę europejską!), który obciążał głównie najmajętniejszych. To wówczas pochopnie obniżono składkę rentową, na czym najwięcej zyskali najbogatsi. 

Na zmianach w systemie podatkowym i w polityce społecznej za rządów PiS-u najbogatsi zyskali 264 zł, najubożsi tylko 42 zł miesięcznie. Za rządów PO najbogatsi zyskali 550 zł, najubożsi zaledwie 10 zł. Sam budżet kilkadziesiąt miliardów zł wpływów.

Gdyby nie te ruchy dzisiaj Kaczyński nie musiałby pisać od nowa trzech ustaw o PIT, CIT i VAT, czy wprowadzać podatek obrotowy.

Kaczyński jednak ma od dawna zgodności słów z czynami . Najpierw głosi hasła „Polski solidarnej”, a później robi ultraliberałkę Zytę Gilowską ministrem finansów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz