środa, 22 maja 2013

Walenciak: Lewicowy czytelnik jest dziś wypluty poza nawias debaty publicznej




Z Robertem Walenciakiem, redaktorem naczelnym „Dziennika Trybuna” rozmawia Agata Czarnacka Lewica24.pl. 
AC: Jaki będzie pierwszy numer? Czy będziecie podtrzymywać socjalne zacięcie widoczne w „zerówce”? 

RW: Zdecydowanie. Polska jest przecież krajem, w którym  sprawy socjalne są najbardziej istotne, najbardziej bolą każdego. Nie bolą tych, co co rządzą,  im jest dobrze, ale pozostałych – tak. Więcej  - uważam, że w dzisiejszej Polsce sprawy socjalne bolą nie tylko pracowników, nie tylko tych, którzy nie mają pracy i muszą jej szukać, ale bolą również przedsiębiorców. To jest dla Donalda Tuska najbardziej niebezpieczne, bo grupa, na której się opierał, która miała być twardym elektoratem PO, kruszeje. Biznes widzi, że ten kraj jest źle zarządzany. Widzi, że jedni, typu pan Grad, mają pieniędzy aż po sufit, a drudzy nie mają nic.

Drugi istotny element obrazu, który „Dziennik Trybuna” chciałby pokazać – chcemy rozbić duopol PO-PiS. Tę ich ustawkę. Że oni tłuką się między sobą , i w ten sposób ściągają zainteresowanie publiczności...

AC: Więc jak spróbujecie to zrobić w pierwszym numerze?

RW: W pierwszym numerze będziemy pisali między innymi o „Niezbędniku Lewicy”. Chcemy w ten sposób zacząć debatę, może nawet bitwę o świadomość społeczną.  O „przełamanie hegemonii”, jak to określa środowisko Krytyki Politycznej.

AC: Duopol PO-PiS przejawia się również w pamięci historycznej?

RW: W stu procentach. Dlatego ich tak zabolał „Niezbędnik”. Te sześćdziesiąt stron zawierających kilkadziesiąt haseł, napisanych bardzo prostym językiem i wydrukowanych w nakładzie tysiąca egzemplarzy. Jakiż odezwał się wrzask! 

Mówiąc szczerze, choć obserwuję życie polityczne od ponad dwudziestu lat, nie przypominam sobie takiej reakcji. Na tak niewielką książeczkę! Tego w Polsce nie było. A dlaczego ich tak bardzo zabolało? Dlatego, że i PiS, i PO stworzyły sobie własne religie, własne obrazy świata. To jest „zielona wyspa”, to jest „religia smoleńska” czy religia „zdrady w Magdalence”.  I nagle pojawił się „Niezbędnik”, który rozwala ten obraz, polemizuje z nim. Nagle okazuje się, że pewne prawdy nie były prawdami. I okazuje się, że PRL, który miał być „czarną nocą” w historii Polski, wcale nią nie był...

AC: Zgadzasz się w całości z „Niezbędnikiem”?

RW: A z czym tam się można nie zgodzić? Że Gierek zbudował 270 tysięcy mieszkań to jest kłamstwo czy prawda? To jest prawda, to jest oczywiste.

A wiesz  dlaczego „Niezbędnik” boli? Bo jest wyrzutem sumienia dla piewców „zielonej wyspy”. Taki Tusk to czyta i co widzi? 

Żeby byłą jasność – w tej dyskusji nie chcę bronić Polski Ludowej, wybielać jej. To zamknięty rozdział historii. Sęk tylko w tym, że ostatnio Polska Ludowa pięknieje, a to dlatego, że coraz brzydsza jest III RP. I to ludzie widzą. To ich wścieka. Ci ludzie w większości w ogóle nie pamiętają tamtych czasów, a jak pamiętają, to większość z nich w tamtych czasach dostawali w dupę. I co z tego! Dziś żyją w III RP, i ta Trzecia Rzeczpospolita im brzydnie. To tak samo, jak piękniała w Polsce Ludowej II Rzeczpospolita, która też skądinąd była marnym państwem. Ale wydawała się tym bardziej cudowna, im brzydsza była Polska Ludowa. 

AC: Wróćmy do gazety: z kim będziecie robić wywiady?

RW: Na pewno nie z celebrytkami! Chciałbym natomiast rozmawiać z osobami nie tyle funkcjonującymi w polskiej polityce – bo ci najchętniej obrzucają się błotem – ile z ludźmi, którzy są jakby obok, którzy dotykają życia publicznego, ale też życia normalnego Polaka. Konkretne nazwiska? Jest grupa pisarzy, reżyserów. Ludzi czujących Polskę, którzy mają więcej do powiedzenia niż większość naszych polityków. 

Współczesna polityka polska jest dziedziną dość specyficzną. To głównie PR, a ta prawdziwe procesy decyzyjne się ukrywa. Pieniądze, ich redystrybucja, szanse dla ludzi – o tym się nie mówi. A o czym się mówi? Opis polityki w mediach establishmentowych, to opis zabaw towarzyskich – nic więcej. Kto o kim i co brzydko powiedział. Więc bohaterami są Niesiołowski, Palikot, Kaczyński. To opis zabaw towarzyskich – nic więcej. 

AC: Do jakiego paradygmatu politycznego będziecie się odwoływać? Do socjaldemokracji?

RW: Jak najbardziej. Istnieje bardzo ciekawa dyskusja na temat tego, co to jest lewica. Można zauważyć, że im ludzie bardziej wykształceni, tym bardziej dzielą włos na czworo, zastanawiają się  co jest prawdziwą lewicą, a co nie.  A przeciętny człowiek nie ma takich dylematów, on instynktownie wie, co to jest lewica: równe szanse dla wszystkich, sprawiedliwość społeczna, pewien ład społeczny, który zapewnia, że wszyscy w państwie czują się dobrze. Rozbijanie tego na lewicę socjalną i lewicę kulturową jest nieporozumieniem. Lewica jest integralna. Nie można być lewicowym kulturowo, a prawicowym w sferze socjalnej. Bo wtedy nie jest to już lewica, ale jej karykatura.

AC: Myślisz, że w Polsce opcja socjaldemokratyczna jest dobrze reprezentowana?

RW: Jeżeli tak się nazywa – to istnieje. Natomiast w Polsce partie socjaldemokratyczne i w ogóle politycy lewicy, są w gruncie rzeczy pragmatykami. Mniej przywiązują się do zasad, raczej wolą robić  to co przynosi im korzyści.

Politykiem, który działał trochę inaczej, był Leszek Miller. Wolał utopić SLD, ale wprowadzić Polskę do Unii Europejskiej. Flirtował z Kościołem, bo w ten sposób chciał go spacyfikować, tak, by nie sprzeciwiał się referendum europejskiemu. Działał wbrew interesom swojej partii, wbrew elektoratowi, ale Polska weszła w pierwszej transzy do Unii Europejskiej. Być może w długim okresie czasu to się opłacało... 

AC: Wielu zarzuca mu flirtowanie z biznesem, pracodawcami.

RW: Wierzył, że dzięki temu będzie dużo miejsc pracy i w związku z tym zdobędzie punkty u wyborców. Okazało się, że się pomylił. Ale tak naprawdę i on, i jego następcy, w dużym stopniu działają tak anie inaczej dlatego, że w  opinia publiczna wytwarza takie a nie inne zapotrzebowanie i przekonanie. Mówi: to jest słuszne, to jest niesłuszne. A tą opinią publiczną są wiodące media. Dlatego są one tak ważne, bo narzucają tematy i ton publicznej dyskusji. W realu to wygląda tak, że dyskusja nawet się nie zaczęła, a już wiadomo jak się skończy. Kto będzie górą, a kto przegranym. To wszystko można sformatować. Więc bez problemów mogę sobie wyobrazić sytuację, że w wyborach wygrywa partia lewicowa, ale co z tego, skoro i tak skazana jest na realizowanie prawicowej polityki. Bo media, dzień w dzień, przedstawiają rządowi agendę spraw do załatwienia, mówią co słuszne a co nie. Na tym polega życie. Media są częścią systemu politycznego. Grają w tej grze. W takiej atmosferze muszą się poruszać politycy. Media są jak wiatr. Wieją w tę stronę, w tamtą, siamtą. A polityk musi się do tego wiatru ustawiać.

AC: Wróćmy może jeszcze do profilu politycznego. Przyznajesz się do sympatii socjaldemokratycznych, zrozumiałam, że mocnych. Jednocześnie się zgadzamy, że w Polsce socjaldemokracja jest raczej pragmatyczna, uwarunkowana historycznie. Miller był już  u władzy, ale zawsze miał ręce – można rzec – spętane historią. Ale systemy socjaldemokratyczne funkcjonują całkiem blisko: jest model niemiecki, szwedzki, duński... Który będzie wam najbliższy?

RW: Każdy wzorzec jest uwarunkowany narodowościowo. Szwedzi są inni niż Polacy, i inni niż Francuzi. Inaczej ukształtowała nas historia, klimat... Nie można więc socjalizmu francuskiego porównywać z socjalizmem szwedzkim. Spójrz na nasz zakątek Europy -  inny był realny socjalizm w Polsce w czasach Układu Warszawskiego, a inny był w Czechach i NRD. 

Z tego wynika jedna rzecz: polska socjaldemokracja będzie taka, jacy są Polacy. Z ich bagażem historycznym, kulturowym, z ich przyzwyczajeniami. Z tym, co zmienia się najwolniej.

Chociaż... sprawni politycy, potrafią w tym się poruszać.  Kiedyś Kwaśniewski opowiadał o swojej rozmowie z Kohlem. Kohl mówił mu: tak naprawdę każdy Niemiec, jeśli chodzi o sprawy socjalne, jest socjaldemokratą, w sprawach ochrony środowiska jest zielony, a w sprawach biznesu jest chadekiem lub wolnym liberałem. A polityka, a zwłaszcza kampania wyborcza, polega na tym, żeby nacisnąć odpowiedni guzik wrażliwości. Żeby pokazać temu człowiekowi, co jest w tej chwili najważniejsze. To także funkcjonuje w Polsce. Pamiętasz, jak po wyborach 2001 roku arcybiskup Życiński lamentował, że Polska to homo sovieticus? A potem minęły cztery lata, i homo sovieticus zniknął, nagle staliśmy się narodem prawicowców. 

W Polsce pięknie wciska guziki na przykład Kaczyński – guziki ksenofobii, dumy narodowej, podziwu wobec sąsiadów i zarazem pogardy wobec nich. On tym świetnie gra. Ale nie tylko tym. Zwróć uwaga jak gra naszym poczuciem równości i sprawiedliwości. Socjaldemokraci uważają, że skoro jest nierówno i niesprawiedliwie, to trzeba stworzyć szansę tym biedniejszym, pociągnąć ich do góry. A Kaczyński, gdy rządził, miał przekaz bardziej prosty  – wsadźmy do więzienia tego bogatszego. Przeprowadźmy go ze sznurkiem na szyi. Wtedy będzie dobrze! Tak było z doktorem G., tak miało być z Blidą.

AC: Wy też chcecie wciskać guziki?

RW: Jeżeli już, to chcę wciskać guziki równych szans edukacyjnych. Żeby nie było tak, że chłopak z małej miejscowości jest na starcie w gorszej sytuacji od chłopaka z miejscowości dużej. Tego będziemy się domagali w pierwszym numerze – przywrócenia punktów za pochodzenie. Uważam, że to był bardzo dobry, sprawiedliwy system, który dawał szansę wszystkim. 

Zwróć uwagę, kto studiuje na Uniwersytecie Warszawskim, a kto studiuje na małych uczelniach prowincjonalnych. W Polsce w dalszym ciągu nawet nie tyle status majątkowy, ile to, gdzie mieszkasz, warunkuje twoje całe całe życie. Urodziłaś się w malej miejscowości i już masz pod wiatr. Oczywiście – znajdziesz dwadzieścia przykładów ludzi, którzy się przebili. Tylko to są jednostki, a ja jednak nawołuję o całościowe spojrzenie. To jest pierwsza, podstawowa sprawa, o którą trzeba się dziś bić.

Druga sprawa to organizacja państwa. Państwo jest fatalnie zorganizowane. Jeżeli spojrzeć na III RP historycznie, to okaże się, że każde ministerstwo staje się z roku na rok coraz grubsze, coraz więcej ludzi w nim pracuje, ale zarazem resort coraz mniej może. To jest w ogóle fenomen, że państwo coraz mniej może, a jednocześnie tak rośnie nam biurokracja. Tę bezsilność państwa widać szczególnie w służbie zdrowia, ale też w odniesieniu do OFE.

AC: Jak będzie proporcja newsów do publicystyki? 

RW: Normalna. To jest najprostsza odpowiedź. Pierwsza strona będzie newsowa, druga – komentarze, trzecia, czwarta, piąta – wiadomości krajowe, szósta, siódma, ósma – gospodarka i świat. W środku publicystyka. Ludzie są do tego przyzwyczajeni. Nie zamierzam szokować ich formą, bo nie tego oczekują.  Siłą gazety nie jest ściganie się na newsy, ale dokonanie ich mądrej selekcji. Oddzielenia ziarna od plew. I do tego komentarz. 

AC: Powiedz mi jeszcze, do jakiego czytelnika chcecie dotrzeć?

RW: I młodego, i starego. 

AC: Duże miasta, małe miasta?

RW: Sama nazwa „Dziennik Trybuna” mówi, że chcemy w jakimś stopniu nawiązać do dawnej „Trybuny”. Chcemy dotrzeć do czytelnika, który kupował dawną „Trybunę” i który ma eseldowskie poglądy. Ten czytelnik jest dla nas cenny, jest dla nas ważny. On nie ma własnej gazety, jest wypluty poza nawias debaty publicznej, jest obrażany. Należy mu się dobre słowo. Należy mu się publicystyka, która będzie potrafiła ocenić Polskę Ludową taką, jaka ona była naprawdę. 

Chcemy pozyskać też młodych. Jeszcze pięć lat temu takie słowa brzmiałyby jak fantasmagoria, ale dziś już nie. Polska się zmieniła. Jeżeli popatrzysz, jaka Polska była dziewięć lat temu, to wtedy było o wiele mniej lewicy – o wiele mniej blogów lewicowych czy publicystów mówiących o lewicy. Dziś nawet ci publicyści, którzy wtedy byli prawicowi, są lewicowi. 

Polska się zmieniła, zmienił się nasz ogląd III Rzeczpospolitej, inaczej dziś patrzymy na kapitalizm. Rośnie nam pokolenie młodzieży, która jest bardzo radykalna, ale nie tylko prawicowo. W coraz większym stopniu jest też radykalna lewicowo. Powiedziałbym, że grupa lemingów wśród młodych jest coraz mniejsza. Do tych ludzi chciałbym dotrzeć. 

Jeszcze jest jedna grupa, o której nie mówiliśmy, grupa lewicowo nastawionych intelektualistów. Inteligentów. Dziesięć lat temu trudno było znaleźć pracownika naukowego, który by otwarcie mówił, że ma poglądy lewicowe – już nie mówiąc, że chciałby bronić tych poglądów – a teraz jest to rzeczą normalną. Więcej - to, co w tej chwili najciekawsze, najbardziej twórcze, najbardziej świeże, jest na lewicy – na lewicowych blogach, portalach, spotkaniach. Byłoby grzechem tego trendu nie zauważyć, i nie próbować wykorzystać. 

Źródło: Lewica24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz