Z Robertem Walenciakiem, redaktorem
naczelnym „Dziennika Trybuna” rozmawia Agata Czarnacka Lewica24.pl.
AC: Jaki będzie pierwszy
numer? Czy będziecie podtrzymywać socjalne zacięcie widoczne w „zerówce”?
RW: Zdecydowanie.
Polska jest przecież krajem, w którym sprawy socjalne są najbardziej
istotne, najbardziej bolą każdego. Nie bolą tych, co co rządzą, im jest
dobrze, ale pozostałych – tak. Więcej - uważam, że w dzisiejszej Polsce
sprawy socjalne bolą nie tylko pracowników, nie tylko tych, którzy nie mają
pracy i muszą jej szukać, ale bolą również przedsiębiorców. To jest dla Donalda
Tuska najbardziej niebezpieczne, bo grupa, na której się opierał, która miała
być twardym elektoratem PO, kruszeje. Biznes widzi, że ten kraj jest źle
zarządzany. Widzi, że jedni, typu pan Grad, mają pieniędzy aż po sufit, a
drudzy nie mają nic.
Drugi istotny element
obrazu, który „Dziennik Trybuna” chciałby pokazać – chcemy rozbić duopol
PO-PiS. Tę ich ustawkę. Że oni tłuką się między sobą , i w ten sposób ściągają
zainteresowanie publiczności...
AC: Więc jak spróbujecie
to zrobić w pierwszym numerze?
RW: W pierwszym
numerze będziemy pisali między innymi o „Niezbędniku Lewicy”. Chcemy w ten
sposób zacząć debatę, może nawet bitwę o świadomość społeczną. O „przełamanie
hegemonii”, jak to określa środowisko Krytyki Politycznej.
AC: Duopol PO-PiS
przejawia się również w pamięci historycznej?
RW: W stu procentach.
Dlatego ich tak zabolał „Niezbędnik”. Te sześćdziesiąt stron zawierających
kilkadziesiąt haseł, napisanych bardzo prostym językiem i wydrukowanych w
nakładzie tysiąca egzemplarzy. Jakiż odezwał się wrzask!
Mówiąc szczerze, choć
obserwuję życie polityczne od ponad dwudziestu lat, nie przypominam sobie
takiej reakcji. Na tak niewielką książeczkę! Tego w Polsce nie było. A dlaczego
ich tak bardzo zabolało? Dlatego, że i PiS, i PO stworzyły sobie własne
religie, własne obrazy świata. To jest „zielona wyspa”, to jest „religia
smoleńska” czy religia „zdrady w Magdalence”. I nagle pojawił się
„Niezbędnik”, który rozwala ten obraz, polemizuje z nim. Nagle okazuje się, że
pewne prawdy nie były prawdami. I okazuje się, że PRL, który miał być „czarną
nocą” w historii Polski, wcale nią nie był...
AC: Zgadzasz się w
całości z „Niezbędnikiem”?
RW: A z czym tam się
można nie zgodzić? Że Gierek zbudował 270 tysięcy mieszkań to jest kłamstwo czy
prawda? To jest prawda, to jest oczywiste.
A wiesz dlaczego
„Niezbędnik” boli? Bo jest wyrzutem sumienia dla piewców „zielonej wyspy”. Taki
Tusk to czyta i co widzi?
Żeby byłą jasność – w
tej dyskusji nie chcę bronić Polski Ludowej, wybielać jej. To zamknięty
rozdział historii. Sęk tylko w tym, że ostatnio Polska Ludowa pięknieje, a to
dlatego, że coraz brzydsza jest III RP. I to ludzie widzą. To ich wścieka. Ci
ludzie w większości w ogóle nie pamiętają tamtych czasów, a jak pamiętają, to
większość z nich w tamtych czasach dostawali w dupę. I co z tego! Dziś żyją w
III RP, i ta Trzecia Rzeczpospolita im brzydnie. To tak samo, jak piękniała w
Polsce Ludowej II Rzeczpospolita, która też skądinąd była marnym państwem. Ale
wydawała się tym bardziej cudowna, im brzydsza była Polska Ludowa.
AC: Wróćmy do gazety: z
kim będziecie robić wywiady?
RW: Na pewno nie z
celebrytkami! Chciałbym natomiast rozmawiać z osobami nie tyle funkcjonującymi
w polskiej polityce – bo ci najchętniej obrzucają się błotem – ile z ludźmi,
którzy są jakby obok, którzy dotykają życia publicznego, ale też życia
normalnego Polaka. Konkretne nazwiska? Jest grupa pisarzy, reżyserów. Ludzi
czujących Polskę, którzy mają więcej do powiedzenia niż większość naszych
polityków.
Współczesna polityka
polska jest dziedziną dość specyficzną. To głównie PR, a ta prawdziwe procesy
decyzyjne się ukrywa. Pieniądze, ich redystrybucja, szanse dla ludzi – o tym
się nie mówi. A o czym się mówi? Opis polityki w mediach establishmentowych, to
opis zabaw towarzyskich – nic więcej. Kto o kim i co brzydko powiedział. Więc
bohaterami są Niesiołowski, Palikot, Kaczyński. To opis zabaw towarzyskich –
nic więcej.
AC: Do jakiego
paradygmatu politycznego będziecie się odwoływać? Do socjaldemokracji?
RW: Jak najbardziej.
Istnieje bardzo ciekawa dyskusja na temat tego, co to jest lewica. Można
zauważyć, że im ludzie bardziej wykształceni, tym bardziej dzielą włos na
czworo, zastanawiają się co jest prawdziwą lewicą, a co nie. A
przeciętny człowiek nie ma takich dylematów, on instynktownie wie, co to jest
lewica: równe szanse dla wszystkich, sprawiedliwość społeczna, pewien ład
społeczny, który zapewnia, że wszyscy w państwie czują się dobrze. Rozbijanie
tego na lewicę socjalną i lewicę kulturową jest nieporozumieniem. Lewica jest
integralna. Nie można być lewicowym kulturowo, a prawicowym w sferze socjalnej.
Bo wtedy nie jest to już lewica, ale jej karykatura.
AC: Myślisz, że w Polsce
opcja socjaldemokratyczna jest dobrze reprezentowana?
RW: Jeżeli tak się
nazywa – to istnieje. Natomiast w Polsce partie socjaldemokratyczne i w ogóle
politycy lewicy, są w gruncie rzeczy pragmatykami. Mniej przywiązują się do zasad,
raczej wolą robić to co przynosi im korzyści.
Politykiem, który
działał trochę inaczej, był Leszek Miller. Wolał utopić SLD, ale wprowadzić
Polskę do Unii Europejskiej. Flirtował z Kościołem, bo w ten sposób chciał go
spacyfikować, tak, by nie sprzeciwiał się referendum europejskiemu. Działał
wbrew interesom swojej partii, wbrew elektoratowi, ale Polska weszła w
pierwszej transzy do Unii Europejskiej. Być może w długim okresie czasu to się
opłacało...
AC: Wielu zarzuca mu
flirtowanie z biznesem, pracodawcami.
RW: Wierzył, że dzięki
temu będzie dużo miejsc pracy i w związku z tym zdobędzie punkty u wyborców.
Okazało się, że się pomylił. Ale tak naprawdę i on, i jego następcy, w dużym
stopniu działają tak anie inaczej dlatego, że w opinia publiczna wytwarza
takie a nie inne zapotrzebowanie i przekonanie. Mówi: to jest słuszne, to jest
niesłuszne. A tą opinią publiczną są wiodące media. Dlatego są one tak ważne,
bo narzucają tematy i ton publicznej dyskusji. W realu to wygląda tak, że
dyskusja nawet się nie zaczęła, a już wiadomo jak się skończy. Kto będzie górą,
a kto przegranym. To wszystko można sformatować. Więc bez problemów mogę sobie
wyobrazić sytuację, że w wyborach wygrywa partia lewicowa, ale co z tego, skoro
i tak skazana jest na realizowanie prawicowej polityki. Bo media, dzień w
dzień, przedstawiają rządowi agendę spraw do załatwienia, mówią co słuszne a co
nie. Na tym polega życie. Media są częścią systemu politycznego. Grają w tej
grze. W takiej atmosferze muszą się poruszać politycy. Media są jak wiatr.
Wieją w tę stronę, w tamtą, siamtą. A polityk musi się do tego wiatru ustawiać.
AC: Wróćmy może jeszcze
do profilu politycznego. Przyznajesz się do sympatii socjaldemokratycznych,
zrozumiałam, że mocnych. Jednocześnie się zgadzamy, że w Polsce
socjaldemokracja jest raczej pragmatyczna, uwarunkowana historycznie. Miller
był już u władzy, ale zawsze miał ręce – można rzec – spętane historią.
Ale systemy socjaldemokratyczne funkcjonują całkiem blisko: jest model
niemiecki, szwedzki, duński... Który będzie wam najbliższy?
RW: Każdy wzorzec jest
uwarunkowany narodowościowo. Szwedzi są inni niż Polacy, i inni niż Francuzi.
Inaczej ukształtowała nas historia, klimat... Nie można więc socjalizmu
francuskiego porównywać z socjalizmem szwedzkim. Spójrz na nasz zakątek Europy
- inny był realny socjalizm w Polsce w czasach Układu Warszawskiego, a
inny był w Czechach i NRD.
Z tego wynika jedna
rzecz: polska socjaldemokracja będzie taka, jacy są Polacy. Z ich bagażem
historycznym, kulturowym, z ich przyzwyczajeniami. Z tym, co zmienia się
najwolniej.
Chociaż... sprawni
politycy, potrafią w tym się poruszać. Kiedyś Kwaśniewski opowiadał o
swojej rozmowie z Kohlem. Kohl mówił mu: tak naprawdę każdy Niemiec, jeśli
chodzi o sprawy socjalne, jest socjaldemokratą, w sprawach ochrony środowiska
jest zielony, a w sprawach biznesu jest chadekiem lub wolnym liberałem. A
polityka, a zwłaszcza kampania wyborcza, polega na tym, żeby nacisnąć
odpowiedni guzik wrażliwości. Żeby pokazać temu człowiekowi, co jest w tej
chwili najważniejsze. To także funkcjonuje w Polsce. Pamiętasz, jak po wyborach
2001 roku arcybiskup Życiński lamentował, że Polska to homo sovieticus? A potem
minęły cztery lata, i homo sovieticus zniknął, nagle staliśmy się narodem
prawicowców.
W Polsce pięknie
wciska guziki na przykład Kaczyński – guziki ksenofobii, dumy narodowej,
podziwu wobec sąsiadów i zarazem pogardy wobec nich. On tym świetnie gra. Ale
nie tylko tym. Zwróć uwaga jak gra naszym poczuciem równości i sprawiedliwości.
Socjaldemokraci uważają, że skoro jest nierówno i niesprawiedliwie, to trzeba
stworzyć szansę tym biedniejszym, pociągnąć ich do góry. A Kaczyński, gdy
rządził, miał przekaz bardziej prosty – wsadźmy do więzienia tego
bogatszego. Przeprowadźmy go ze sznurkiem na szyi. Wtedy będzie dobrze! Tak
było z doktorem G., tak miało być z Blidą.
AC: Wy też chcecie
wciskać guziki?
RW: Jeżeli już, to
chcę wciskać guziki równych szans edukacyjnych. Żeby nie było tak, że chłopak z
małej miejscowości jest na starcie w gorszej sytuacji od chłopaka z
miejscowości dużej. Tego będziemy się domagali w pierwszym numerze –
przywrócenia punktów za pochodzenie. Uważam, że to był bardzo dobry,
sprawiedliwy system, który dawał szansę wszystkim.
Zwróć uwagę, kto
studiuje na Uniwersytecie Warszawskim, a kto studiuje na małych uczelniach
prowincjonalnych. W Polsce w dalszym ciągu nawet nie tyle status majątkowy, ile
to, gdzie mieszkasz, warunkuje twoje całe całe życie. Urodziłaś się w malej
miejscowości i już masz pod wiatr. Oczywiście – znajdziesz dwadzieścia
przykładów ludzi, którzy się przebili. Tylko to są jednostki, a ja jednak
nawołuję o całościowe spojrzenie. To jest pierwsza, podstawowa sprawa, o którą
trzeba się dziś bić.
Druga sprawa to
organizacja państwa. Państwo jest fatalnie zorganizowane. Jeżeli spojrzeć na
III RP historycznie, to okaże się, że każde ministerstwo staje się z roku na
rok coraz grubsze, coraz więcej ludzi w nim pracuje, ale zarazem resort coraz
mniej może. To jest w ogóle fenomen, że państwo coraz mniej może, a
jednocześnie tak rośnie nam biurokracja. Tę bezsilność państwa widać
szczególnie w służbie zdrowia, ale też w odniesieniu do OFE.
AC: Jak będzie proporcja
newsów do publicystyki?
RW: Normalna. To jest
najprostsza odpowiedź. Pierwsza strona będzie newsowa, druga – komentarze,
trzecia, czwarta, piąta – wiadomości krajowe, szósta, siódma, ósma – gospodarka
i świat. W środku publicystyka. Ludzie są do tego przyzwyczajeni. Nie zamierzam
szokować ich formą, bo nie tego oczekują. Siłą gazety nie jest ściganie
się na newsy, ale dokonanie ich mądrej selekcji. Oddzielenia ziarna od plew. I
do tego komentarz.
AC: Powiedz mi jeszcze,
do jakiego czytelnika chcecie dotrzeć?
RW: I młodego, i
starego.
AC: Duże miasta, małe
miasta?
RW: Sama nazwa
„Dziennik Trybuna” mówi, że chcemy w jakimś stopniu nawiązać do dawnej
„Trybuny”. Chcemy dotrzeć do czytelnika, który kupował dawną „Trybunę” i który
ma eseldowskie poglądy. Ten czytelnik jest dla nas cenny, jest dla nas ważny.
On nie ma własnej gazety, jest wypluty poza nawias debaty publicznej, jest
obrażany. Należy mu się dobre słowo. Należy mu się publicystyka, która będzie
potrafiła ocenić Polskę Ludową taką, jaka ona była naprawdę.
Chcemy pozyskać też
młodych. Jeszcze pięć lat temu takie słowa brzmiałyby jak fantasmagoria, ale
dziś już nie. Polska się zmieniła. Jeżeli popatrzysz, jaka Polska była dziewięć
lat temu, to wtedy było o wiele mniej lewicy – o wiele mniej blogów lewicowych
czy publicystów mówiących o lewicy. Dziś nawet ci publicyści, którzy wtedy byli
prawicowi, są lewicowi.
Polska się zmieniła,
zmienił się nasz ogląd III Rzeczpospolitej, inaczej dziś patrzymy na
kapitalizm. Rośnie nam pokolenie młodzieży, która jest bardzo radykalna, ale
nie tylko prawicowo. W coraz większym stopniu jest też radykalna lewicowo.
Powiedziałbym, że grupa lemingów wśród młodych jest coraz mniejsza. Do tych
ludzi chciałbym dotrzeć.
Jeszcze jest jedna
grupa, o której nie mówiliśmy, grupa lewicowo nastawionych intelektualistów.
Inteligentów. Dziesięć lat temu trudno było znaleźć pracownika naukowego, który
by otwarcie mówił, że ma poglądy lewicowe – już nie mówiąc, że chciałby bronić
tych poglądów – a teraz jest to rzeczą normalną. Więcej - to, co w tej chwili
najciekawsze, najbardziej twórcze, najbardziej świeże, jest na lewicy – na
lewicowych blogach, portalach, spotkaniach. Byłoby grzechem tego trendu nie
zauważyć, i nie próbować wykorzystać.
Źródło: Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz