Widać wyraźnie, że
premier i jego otoczenie mają problemy wizerunkowe. To wywiera presję na
Platformę Obywatelską i jej klub parlamentarny. Taka sytuacja jest niewygodna,
ale na pewno nie można mówić o przełomie. To nie jest moment, kiedy można
ogłaszać całkowitą porażkę rządu. Wszystko jeszcze może on odrobić - widać to na
przykładzie premierów, którzy rządzili przed nim. - powiedział były premier,
Leszek Miller w rozmowie z Agatonem Kozińskim dla Polska the Times.
Leszek Miller uważa,
że problemy Tuska spowodował szereg zdarzeń i faktów, które często były
mało istotne, ale dość bolesne. - Na pewno
Ministerstwo Transportu ma wiele poważniejszych problemów niż zegarki ministra
Nowaka. Tak samo jak resort sportu ma ważniejsze zadania i większe wyzwania związane
z polskim sportem niż koncert Madonny. Ale te oba przypadki są szalenie nośne
medialnie i propagandowo. Nagromadzenie się tych faktów powoduje narastające
przekonanie, że rząd sobie nie radzi i znajduje się w fazie schyłkowej.
Były premier na pytanie dziennikarza
dotyczące tego co powinien zrobić Donald Tusk, by ten spadek zatrzymać i się
odbić odpowiedział: Premier ma teraz trzy
możliwości. Po pierwsze, przyśpieszyć rekonstrukcję rządu. To dobry sposób na
kupowanie czasu. Każdy nowy minister przynosi nową nadzieję, ogniskuje uwagę
mediów. Gdyby więc premier zdecydował się na zmiany, zwłaszcza większej grupy
szefów resortów, to zyskałby czas na oddech. Premier może pójść jeszcze dalej.
Nie zmieniać pojedynczych ministrów, tylko dokonać głębszej rekonstrukcji, a
nawet zdecydować się na rząd mniejszościowy. Albo pójść w drugą stronę -
powiększyć koalicję, dopraszając do niej jeszcze kogoś.A trzeci to
przyśpieszone wybory. Wszystkie trzy są realne, choć podejrzewam, że premier
zdecyduje się na wariant pierwszy, czyli rekonstrukcję rządu.- ocenił Miller.
Leszek Miller przyznał również, że
powiększenie koalicji o SLD byłoby trudne. - Programy SLD
i PO coraz bardziej się rozchodzą, w poważnych sprawach coraz częściej
głosujemy inaczej. Jednak takiej ewentualności nie wykluczył - Oczywiście, nie
wykluczam żadnej ewentualności, także takiej, że do koalicji rządowej jednak
wejdziemy. W polityce nigdy nie mówi się nigdy. Ale nastawiam się na to, że
prędzej zostaniemy członkiem koalicji po wyborach niż przed nimi.
Miller odniósł się również do stanowiska
pełnionego przez Tuska. Jego zdaniem zauważalny jest proces naturalnego
zużycia. - Widać proces naturalnego zużycia,
wypalania się. Proszę pamiętać, że Tusk jest rekordzistą, jeśli chodzi o
długość trwania na stanowisku Prezesa Rady Ministrów. Czas jest pod tym
względem nieubłagany i prowadzi do wypalenia. W naturalny sposób premier nabrał
rutynowych zachowań - powtarza te same działania, które siłą rzeczy budzą
mniejsze zainteresowanie niż kiedyś.
Leszek Miller przypomniał również, że
Donald Tusk poprosił o wotum zaufania dla swego rządu w październiku ubiegłego
roku. - I wtedy nikt nie rozumiał, czemu
on to robi. Przecież nie był zagrożony. - powiedział. I dodał: Wtedy wystąpiłem w Sejmie i zwróciłem uwagę, że premier występuje
o wotum zaufania do swego rządu bez specjalnego powodu. Skoro w takiej sytuacji
wyciąga działo dużego kalibru, to co zrobi, gdy naprawdę znajdzie się w
kłopotach? Owszem, jest mnóstwo dywagacji o problemach rządu, słychać
głosy, że wszystko się zaraz posypie, ale to przejaw myślenia życzeniowego.
Dlatego, że solidnie wygląda sama Platforma. Nie widzę nikogo, kto mógłby dążyć
do jej rozbicia - tak jak w SLD zrobił to Marek Borowski. Nie ma szans, by na
taki ruch zdecydowała się Ewa Kopacz.- powiedział w wywiadzie szef SLD.
Szef Sojuszu został zapytany także, o to
czy partię PO mógłby rozbić Grzegorz Schetyna oraz czy jest ona wewnętrznie
zablokowana i podzielona. - Grzegorz Schetyna nie dysponuje
dzisiaj żadną władzą publiczną, która mogłaby być magnesem dla jego przyszłych
zwolenników. Borowski, jako marszałek, taką władzą dysponował. Dlatego nie
sądzę, by Schetyna zdecydował się na taki manewr. - ocenił.
Odpowiadając na dalszą część pytania
odpowiedział: Pewne procesy trudno zatrzymać,
na przykład utratę wiarygodności. Gdy piętrzą się problemy wizerunkowe, zaczyna
się spadek w sondażach, to w pewnym momencie taki zjazd szalenie trudno
zahamować. Ale dopóki PO w sondażach utrzymuje się powyżej 20 proc., to żadne
istotne tendencje odśrodkowe w tej partii nie powstaną.
- Różnych historii
niekorzystnych dla premiera Tuska pojawia się coraz więcej. Właściwie nie ma
dnia, by coś nie wyciekło. Na przykład zamieszanie z wiceministrem transportu
Tadeuszem Jarmuziewiczem, który miał rzekomo zjeść obiad w restauracji z
przedstawicielami jednej z firm budowlanych. Pojedyncza historia nie miałaby
większego wpływu, ale to jest kolejna podobna sytuacja. Na dłuższą metę takie
pogłoski o jakiś dziwnych konszachtach są groźne. Jeśli będzie ich pojawiać się
więcej, poparcie dla rządu i PO spadnie bardzo szybko.
Leszek Miller uważa, że Tusk ma mało
czasu - Tusk musi szybko reagować.
Genialnie z pata konfliktu wewnątrzpartyjnego wyszedł w 2005 r. Ariel Szalon.
Był premierem, szefem partii Likud, ale nie mógł porozumieć się z bardzo
wpływowym Beniaminem Netanjahu. W pewnym momencie zebrał więc swoich
zwolenników, wystąpił z partii i założył własne ugrupowanie Kadima - i wygrał z
nim kolejne wybory. Tusk już raz zastosował ten manewr. Przecież Platforma Obywatelska
powstała na podobnej zasadzie. Tusk porozumiał się z Maciejem Płażyńskim i
wspólnie wyszli z Unii Wolności, by założyć - przy wsparciu Andrzeja
Olechowskiego - własne ugrupowanie. Uznał, że takie rozwiązanie jest lepsze niż
kolejne nieudane próby porozumienia się z Bronisławem Geremkiem i Tadeuszem
Mazowieckim. Zaryzykował własną grę i na tym wygrał.
Miller odniósł się również do słów
Bronisława Komorowskiego na temat rekonstrukcji rządu - Od pewnego czasu widać, że prezydent zaczyna się coraz bardziej
rozpychać. Coraz częściej recenzuje pracę rządu, zaprasza do swojej kancelarii
ekspertów zajmujących się dziedzinami, które nie leżą w jego kompetencjach. To
naturalny odruch wynikający z faktu, że w konstytucji mamy zapisaną dwugłową
egzekutywę. Z biegiem czasu to zjawisko będzie się nasilać, będzie wywoływać
problemy na linii premier - prezydent. Znam to z autopsji.
Zdaniem szefa SLD jeśli krytyka ze
strony prezydenta będzie coraz silniejsza, to w PO zaczną się ujawniać jego
zwolennicy. A jeśli Komorowski zechce poświęcić czas na wzmocnienie swego
zaplecza partyjnego, to ten krąg będzie się cały czas powiększał. - Prezydent co jakiś czas będzie wypuszczał sygnały do społeczeństwa,
mówił, że wie, jakie problemy mają Polacy i próbuje to uzmysłowić rządowi - ale
ten rząd jest, jaki jest. - ocenił.
Były premier ocenił także, że nie można
wykluczyć triumfu PiS, choć jego zdaniem może mieć problemy ze stworzeniem
większości. - Tym bardziej, że swoje piętno
na nowym rządzie będzie chciał odcisnąć Komorowski. On teraz jest przyczajony,
ale po zwycięstwie wyborczym zacznie mocniej rozpychać się łokciami. Będzie
starał się znaleźć sposób na to, by zapisać się w historii. Bez względu na to,
kto będzie premierem w 2015 r., będzie miał z nim ciężkie życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz