Gościem programu „Fakty po faktach” w
TVN24 był były premier, przewodniczący SLD, Leszek Miller. Rozmowa dotyczyła
rekonstrukcji w rządzie Donalda Tuska. - Przez rekonstrukcję rządu kupuje się
czas. Zawsze jak się zmienia ministra, albo jeszcze lepiej: kilku, to odwraca
się uwagę mediów i opinii publicznej od problemów, bo skupia się uwagę na tych
nowych postaciach - ocenił Miller. I dodał, że można
tak dojechać nawet do końca kadencji przy czym każda kolejna zmiana wywiera
coraz słabszy efekt.
Miller uważa, że
jeżeli taka wymiana ma ponieść za sobą coś więcej niż zmianę personalną, to
premier ma do wyboru trzy opcje. - Pierwszą z nich jest zrezygnowanie
przez PO z koalicji i przetrwanie do końca kadencji w rządzie mniejszościowym.
Kolejną jest zmiana koalicji przez jej poszerzenie albo przewartościowanie. Ostatnia
propozycja Millera to ogłoszenie przez Tuska przyspieszonych wyborów.
Leszek Miller stwierdził także, że
Donald Tusk musi się na coś zdecydować, bo jeżeli dojdzie jedynie do prostej
zmiany jednych na drugich ministrów, to będzie to taki sygnał ze strony
premiera: Okej, dojadę do końca kadencji. Zrobię jeszcze dwie, trzy
podobne zmiany i jakoś do końca dotrwam.
Leszek Miller powiedział również, że
widać wyraźnie, że zegarki ministra Nowaka, Stadion Narodowy czy związki
partnerskie to nie są problemy, które ekscytują ludzi. - Rząd
przystąpił do walki z bezrobotnymi, a nie do walki z bezrobociem. Trzeba wrócić
do Clintona i przypomnieć jego słowa: "Gospodarka, głupcze". Kryzys
już nie puka do naszych drzwi. On już się zadomowił w naszych domach i
mieszkaniach, a teraz czuje się coraz lepiej - ocenił były premier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz