Wraca nowe. W wolnej Polsce wyrzucają z
pracy za poglądy po donosie wolnościowej gazety.
Poczułem się jak za czasów
stalinowskich. Najpierw w starym, żarliwie komsomolskim stylu dziennikarz
Marcin Kowalski wykrył i zdemaskował wrażych agentów obcego mocarstwa, którzy
uwili sobie przytulne gniazdko w Towarzystwie Polsko–Koreańskim. Szajkę
niebezpieczną, bo składającą się z emerytowanego dyplomaty, powiatowego
działacza PSL, homeopaty i miłośnika samolotów bezzałogowych. W ścisłym
kierownictwie szajki, określonej jako „Mali agenci Kima”, obnażył też Jacka
Poniewierskiego zarabiającego na chleb na stanowisku dyrektora biura strategii
PKP PLK.
Tego ohydnego sługusa wrażego Pjongjangu
zdemaskowano w „Gazecie Wyborczej” 10 maja i od razu czujni prezesi PKP
dyrektora Poniewierskiego w trybie pilnym odwołali.
„To skandal, żeby osoba pracująca w
spółce państwowej popierała reżim, w którym są obozy koncentracyjne” –
skomentował decyzję prezes PLP Jakub Karnowski na portalu Rynek-Kolejowy.pl. I
choć formalnie przyczyną utraty pracy przez Poniewierskiego były „zmiany
organizacyjne w spółce”, to „Gazeta Wyborcza” powątpiewa w te wyjaśnienia. Bo,
jak celnie zauważa, agenta Kima wyrzucili, ale dyrektorskiego stanowiska nie
zlikwidowali. Sukces zdemaskowania i wyrzucenia przypisuje sobie.
Panie prezesie Karnowski! Chciałbym
przypomnieć, że państwo polskie nadal utrzymuje stosunki dyplomatyczne z
Koreańską Republiką Ludowo–Demokratyczną. Pomimo istnienia tam „obozów
koncentracyjnych”. Mamy w Pjongjangu ambasadora, polski MSZ regularnie
współpracuje z północnokoreańskim resortem spraw zagranicznych. Warto
przypomnieć, że w czasach kiedy pan prezes Karnowski doradzał ministrowi
finansów Leszkowi Balcerowiczowi, kolega Balcerowicza z ówczesnego rządu AWS –
UW, wiceminister spraw zagranicznych Radek Sikorski podejmował delegację
północnokoreańskiego parlamentu, podobnie jak marszałek Sejmu RP i liczni
parlamentarzyści. Podobnie było w czasie kolejnych wizyt reprezentantów władz
Korei Północnej.
Polska utrzymuje też stosunki
dyplomatyczne z innymi państwami oskarżanymi o utrzymywaniu „obozów
koncentracyjnych” jak USA, Izrael, państwa azjatyckie. Czy za aktywność w
towarzystwach proamerykańskich, izraelskich czy chińskich też wyrzucają z pracy
PKP?
Członkostwo w Towarzystwie
Polsko-Koreańskim nie jest zabronione przez polskie prawo, podobnie jak
propagowanie północnokoreańskich „Idei Juche”. Panu Jackowi Poniewierskiemu nie
udowodniono szpiegostwa na rzecz KRL–D. Realizując swoje zainteresowania w
Towarzystwie Polsko-Koreańskim, nie naruszył żadnego z obowiązujących w Polsce
praw .
Uczynili to, łamiąc art. 32 Konstytucji
Rzeczpospolitej Polskiej prezes PKP i władze tej spółki skarbu państwa
dyskryminując obywatela RP za jego poglądy polityczne. A autor nagonki na
„Małych agentów Kima” w „Gazecie Wyborczej” warunki do łamania prawa
stworzył.
Korea Północna jest państwem
autorytarnym, niedemokratycznym, o autarkicznej gospodarce. Ale pilnie
obserwowanym przez liczne globalne koncerny. Czekające cierpliwie na
nieuchronne tam rynkowe reformy. KRL-D jest też ważnym państwem dla polskiego
transportu kolejowego. Przez jego terytorium przebiega odnoga wielkiej kolei transsyberyjskiej.
Łączącej polski Sławków z proeksportową gospodarką Korei Południowej.
Każde państwo mądrze, długofalowo
prowadzące międzynarodową politykę gospodarczą tworzy różnorodne grupy
eksperckie, lobby polityczne i społeczne. Szuka wspólnot interesów nawet w
dalekich państwach. Polskie elity pomimo obłudnych deklaracji o konieczności
ekonomizacji stosunków międzynarodowych dalej skupia się na recenzowaniu i
pouczaniu innych rządów. Zwłaszcza w przestrzeganiu wolności słowa i innych
praw człowieka. Choć nieraz kocioł przygania garnkowi.
Kiedy władze Północnej Korei zaczną
wprowadzać „wariant chiński”, czyli komercjalizację gospodarki, pan prezes PKP
lub jego następcy będą musieli płacić obcym firmom za ekspertyzy i wynajmować
zagranicznych lobbystów do tworzenia wspólnych polsko-koreańskich przedsięwzięć
i firm. Bo polscy eksperci wcześniej zgniją na bezrobociu.
Znów za humory pana prezesa PKP i żar
komsomolski dziennikarzy zapłacą podatnicy. Czyli my.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz