Wydany przez Centrum im. Daszyńskiego
„Niezbędnik historyczny lewicy” wzbudził emocje wśród komentatorów polskiego
życia publicznego. Zgodnie z oczekiwaniami dominujący nurt medialny przyjął tę
publikację z niechęcią, która wyrażana jest w różnoraki sposób.
Część środków masowego przekazu (a
zwłaszcza jedna z prywatnych telewizji, która powstała m.in. dzięki
uprzywilejowanej pozycji biznesowej w PRL swych założycieli związanych w
przeszłości z gierkowską TVP) postanowiła wykpić treść tej publikacji, skupiając
się na dekadzie Gierka. Niestety, w materiale zabrakło przebitek ze słynnym
Studiem 2 prowadzonym przez państwa Walterów w latach 70. ubiegłego wieku.
Natomiast pewien znany filozof i były
duchowny emocjonalnie i na serio zaatakował „Niezbędnik”, pisząc, że gdyby nie
PRL nasi rodzice „mogliby podróżować, leżeć bykiem na Majorce, kończyć studia w
różnych miejscach na świecie”.
Z kolei publicystka „Gazety Wyborczej”
postanowiła zrobić długą wyliczankę, co zostało w „Niezbędniku” pominięte lub
niewystarczająco obszernie opisane. Całkowicie w ten sposób zlekceważyła
wypowiedziane przez autorki i autorów książeczki motywacje, którymi nie było
stworzenie podręcznika do historii, lecz krótkiego, hasłowego kompendium o
kwestiach pomijanych w debacie publicznej lub zafałszowywanych z politycznych
pobudek.
Ze względu na swoją lakoniczną formę i
polityczny kontekst można „Niezbędnikowi” zarzucać, że czegoś w nim brakuje, że
o czymś (o kimś) można było napisać więcej lub inaczej. Jednak na pewno
niewątpliwą zaletą tego opracowania jest próba stworzenia innej narracji o
najnowszej historii, przeciwstawnej do dyskredytującego okres PRL tonu głównego
nurtu debaty publicznej. I nie było intencją jego autorek i autorów
zaprzeczanie oczywistym przewinom, ciemnym i ponurym elementom tamtej
rzeczywistości.
Prawicowa dyskredytacja PRL
Dominująca narracja o PRL, formułowana
przez prawicę i kontrolowane przez nią instytucje z Instytutem Pamięci
Narodowej na czele, opiera się na założeniu, że system polityczny w latach 1944
– 1989 został narzucony z zewnątrz, zaś jego funkcjonariusze byli narodowymi
zdrajcami na usługach obcego mocarstwa. Ich działaniom nie towarzyszyła żadna
pozytywna motywacja. Wręcz przeciwnie: poczynaniami przedstawicieli władz PRL
kierował serwilizm wobec ZSRR, konformizm, żądza władzy i osobiste korzyści.
Konsekwencją takiego toku myślenia jest całkowite pominięcie uwarunkowań
zewnętrznych (geopolitycznych) i wewnętrznych (społecznych i ekonomicznych), w
jakich tworzona była polska państwowość po zakończeniu II wojny światowej.
Dla historyków spod znaku IPN oraz
prawicowych polityków i publicystów PRL to okres jednorodny, w którym być może
zmieniały się ekipy rządzące, ale nie miało to większego znaczenia dla życia
politycznego, społecznego i ekonomicznego. W oficjalnym dyskursie nie odróżnia
się stalinizmu od tzw. małej stabilizacji czasu Gomułki, dekady Gierka od
rządów gen. Jaruzelskiego.
Całkowicie też pomija się elementy
przemian społecznych i gospodarczych, które całkowicie zmieniły strukturę
polskiego społeczeństwa, zapewniając milionom obywateli awans edukacyjny i
zawodowy. Rzeczywistość społeczno – ekonomiczną PRL redukuje się do pustek
półek w sklepach oraz absurdów planowej gospodarki. Do dyskredytacji tamtego
modelu częstokroć używa się szyderstwa i kpiny
Nawet interpretacja buntów i niepokojów
społecznych okresu PRL jest przefiltrowana przez ideologiczne ramy prawicowego
dyskursu. Po pierwsze, czytając rozmaite artykuły i słuchając rocznicowych
przemówień można odnieść wrażenie, że przytłaczająca większość polskiego
społeczeństwa była wrogo nastawiona do tamtejszej rzeczywistości i władz PRL,
które żyły w wyizolowanych, niewielkich enklawach.
Po drugie, choć niemal wszystkie
wystąpienia robotnicze przed 1989 rokiem miały tło społeczno – ekonomiczne i
nie były wymierzone w socjalistyczne podstawy systemu, są dziś przedstawiane
jako zrywy narodowo – wyzwoleńcze wymierzone w „obcego okupanta”. Co ciekawe:
jednym z najbardziej gorliwie pomijanych dziś dokumentów związanych z
sierpniowym zrywem robotniczym roku 1980 jest pierwszy program „Solidarności”
zatytułowany „Rzeczpospolita samorządna” zawierający egalitarne, socjalistyczne
postulaty oddolnej demokracji i robotniczej partycypacji.
Pamięć historyczna narzędziem walki o
przyszłość
Wszystkie te elementy (i wiele innych)
prawicowej propagandy antypeerelowskiej mają na celu nie tylko dyskredytację
tego okresu w polskiej historii oraz napiętnowanie osób współtworzących tamtą
rzeczywistość. Wbrew pozorom stawką tych działań nie jest wymierzenie
historycznej sprawiedliwości. Stawką walki o pamięć historyczną jest
przyszłość: kształt obecnych i przyszłych stosunków społecznych, relacji władzy
i modelu gospodarki.
Prawicowa narracja historyczna traktuje
PRL jako narzucony z zewnątrz system o charakterze epizodycznym, który próbował
zburzyć „naturalny” stan stosunków społecznych opartych na klasowych
hierarchiach. Dyskredytacja Polski Ludowej ma sankcjonować dzisiejszą
restytucję przedwojennych relacji społecznych. Antypeerelowski dyskurs
historyczny realizowany od 1989 roku legitymizuje takie procesy, jak
reprywatyzacja mienia publicznego. Służące po II wojnie światowej całemu
społeczeństwu nieruchomości są dziś zwracane dawnym właścicielom, którzy
mandat do własności często wywodzą z arystokratycznych korzeni swych przodków i
wynikających z nich przywilejów przedwojennych i praw własności..
Krytyka i ośmieszanie Polski Ludowej
służy także deprecjacji współczesnych postulatów na rzecz bardziej egalitarnych
rozwiązań w dziedzinie polityki społecznej czy aktywnej roli państwa w
gospodarce. Prawicowy dyskurs historyczny ma osłabić pozycję współczesnych,
lewicowych propozycji w zakresie opieki zdrowotnej, rynku pracy, oświaty czy
inwestycji publicznych w gospodarce.
Dlatego walka o historyczną narrację o
PRL jest dla lewicy także walką o prawomocność własnych postulatów społeczno –
gospodarczych we współczesnym dyskursie politycznym. I nie chodzi tu tylko o
lewicę wywodzącą się z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale także o
inne środowiska.
O lewicową narrację o Polsce Ludowej
Wadą dotychczasowej retoryki
historycznej płynącej ze środowisk SLD była jej defensywność i ograniczenie
pola polemicznego do kwestii związanych z uwarunkowaniami geopolitycznymi oraz
wskazywanie na patriotyczne motywacje przedstawicieli władz PRL i ich chęć do
wypracowania jak najszerszego zakresu decyzyjności w warunkach ograniczonej
suwerenności państwowej okresu zimnej wojny. Choć nie należy pomijać tej
argumentacji i podważać jej wagi, to nie można zapominać, że jest ona na wskroś
konserwatywna. Ma ona znaczenie, gdy idzie o obronę poszczególnych polityk i
osób zaangażowanych w strukturach władzy PRL. Lewicy powinno zaś zależeć jednak
także, by opowieść o PRL służyła realizacji stricte lewicowych celów
politycznych dzisiaj.
Dlatego lewicowa narracja o Polsce
Ludowej musi podkreślać emancypacyjny i postępowy charakter przemian
społecznych, jakie zaszły po 1945 roku. A miały one w istocie charakter
rewolucyjny.
Rewolucyjny charakter miał szeroko
zakrojony proces industrializacji, który przyniósł radykalną zmianą struktury
społecznej: społeczeństwo polskie ze wsi przeniosło się do miast, gdzie
znalazło pracę, mieszkania, edukację, opiekę zdrowotną i szereg innych usług i
świadczeń. Rewolucyjny charakter miały też zmiany w systemie edukacji, która
stała się powszechna i bezpłatna. Również kultura – także ta wysoka – przestała
być dobrem zarezerwowanym tylko dla elit, a zaczęła być dobrem ogólnospołecznym.
Wciąż żywa pamięć
Dyskredytacja PRL sprzyja
uprawomocnieniu procesów komercjalizacji i prywatyzacji usług publicznych
(opieki zdrowotnej i oświaty, także placówek kultury), poddania rynkowej logice
całego sektora budownictwa mieszkaniowego oraz ograniczeniu zakresu i wysokości
świadczeń społecznych. Zjawiska te, trwające od dwóch dekad, nasilają się w
ostatnich latach.
Dlatego lewica, jeśli chce na serio
podjąć wysiłek modernizacyjny, musi odwoływać się do tych elementów spuścizny
PRL, które wciąż są obecne w pamięci milionów Polaków i wiążą się z poczuciem
bezpieczeństwa socjalnego i awansu społecznego.
Wybitny brytyjski historyk Tony Judt
(1948 – 2010) w swej ostatniej książce pt. „Źle ma się kraj”, będącej jego
swoistym testamentem politycznym, napisał: „Wszelka argumentacja polityczna
powinna zaczynać się od uznania naszego związku nie tylko z przyszłą poprawą, ale
także z przeszłymi dokonaniami, naszymi i naszych poprzedników”. Słowa te były
wskazówką dla pogrążonych w kryzysie zachodnioeuropejskich socjaldemokratów.
Judt zasugerował, że zachodnia lewica powinna mobilizować swoich wyborców także
poprzez odwołanie do przeszłości – do pamięci o sukcesach powojennego państwa
opiekuńczego. W Polsce ze zrozumiałych względów trudno o realizację takiego
scenariusza. Środowiska postępowe w naszym kraju mogą za to odwoływać się do
wciąż żywej pamięci milinów Polaków o emancypacyjnym dorobku Polski Ludowej,
którego byli - i w dużej mierze są do dzisiaj - beneficjentami.
„Niezbędnik historyczny lewicy” temu właśnie służy.
Michał Syska
Autor jest dyrektorem Ośrodka Myśli
Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu (www.lassalle.org.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz