środa, 14 listopada 2012

Piotr Gadzinowski: Daszyński wiecznie żywy.



http://www.sld.org.pl/blog/601-piotr_gadzinowski_daszynski_wiecznie_zywy.html
Pomniki martwych bohaterów stawiają sobie żywi dla podkręcenia swojej chwały.

Polska, kraj obłudnie pisanych polityk historycznych, jest wyjątkowo bogata w pompatycznie brzydkie wizerunki odlanych bohaterów. A jej stolica szczególnie. Nadal więcej tam pomników niż czystych publicznych toalet, choć i na tym odcinku ostatnio też drgnęło.

Niektóre z pomników, jak choćby Stefan Starzyński zwany „Meduzą”, Józef Piłsudski „Za duże buty ma”, JP2 zwany „Parkingowym na Bankowym” dzięki swej urodzie mogłyby zarabiać w gabinetach grozy. Ale, stojąc na swych miejscach, też nie są bezproduktywne. Tworzą w mieście przyjazny ptakom ekosystem.

Przy okazji raz, dwa razy w roku owe pomniki ożywają w czasie świąt religijnych, państwowych i marszów patriotycznych.

Dobrze że nie częściej.

W Polsce każde święto religijne to kumulacja śmiertelnych wypadków drogowych. Szczególnie Święto Zmarłych corocznie dostarcza kolejny kontyngent czczonych na lata przyszłe.

Inaczej bywa w trakcie świąt patriotycznych. W krajach smutnych i ustabilizowanych, w ichnie Dni Zwycięstwa czy Niepodległości, ichnie patriotyczne społeczeństwo najpierw snuje się spokojnie na marszach, wiecach, paradach. A potem bawi się na festynach i w knajpach, wydając pieniądze i wspierając tym popyt na rynku wewnętrznym.

U nas, w kraju prężnego patriotyzmu, im większy patriotyczny marsz tym większa demolka miejskiej infrastruktury. Tym więcej rannych policjantów, spalonych wozów transmisyjnych. W Polsce patrioci nie potrafią zademonstrować swego patriotyzmu bez niszczenia własności swego państwa.

Bo tu jest Polska. Tu koszty patriotycznych uniesień są nieważne. Prawdziwy Polak to nie jakiś żydek. Dla Prawdziwego Polaka Niepodległość nie ma ceny.

Pan prezydent Bronisław Komorowski, wielki mistrz ceremonii marszowych, parad, paradek i paradeczek wprowadził właśnie nową tradycję obchodów listopadowego Święta Niepodległości. Wspólną, narodową procesję obskakującą wszystkie minione nurty polityczne. Piłsudczyków, ludowców, narodowców i, na przyczepkę, jak ten kotylionik, też Kościół kat. W Polsce bez Kościoła kat. patriotyczna impreza jest jak zakąska bez wódki. Nie smakuje.

Zabrakło za to na tej narodowej, prezydenckiej drodze krzyżowej stacji „socjalizm”. Ale tylko z braku odpowiedniego pomnika patriotycznego socjalisty.

Pan prezydent dostrzegł to i zaproponował, by narodową klawiaturę patriotycznych zębów jak najszybciej uzupełnić pomnikiem Ignaca Daszyńskiego. Postaci rzeczywiście pomnikowej.

Zanim ruszy akcja budowy tego pomnika, zanim powstanie odpowiedni Komitet Honorowy, zanim projekt statui uzupełniającej warszawski ptasi ekosystem będzie gotowy, spróbujmy złamać stereotyp i stworzyć żywy pomnik Daszyńskiego.

Zamiast tradycyjnego, martwego odlewu nadajmy jego imię szkole, klubokawiarni, stacji metra. Miejscu stale żywemu. I tam umieśćmy odpowiednią tablicę z odpowiednim wizerunkiem.

Niech socjalista, demokrata dalej będzie na swoim miejscu. Ze społeczeństwem, niech żyje codziennie z nami.

Nie chcę widzieć martwego Daszyńskiego. Pochowanego teraz na cokole.


Piotr Gadzinowski

Źródło: Blog Piotra Gadzinowskiego - Lewica 24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz