Fiat zapowiedział zwolnienie
1500 pracowników fabryki w Tychach. To jest egzekucja. Wyrok zapadł już kilka
lat temu, kiedy włoski koncern zdecydował, że Panda nowej generacji będzie
produkowana nie w Tychach, lecz pod Neapolem.
Jaka
była reakcja polskiego rządu? Tusk skupił się na grze w piłkę. A Pawlak na
robieniu miny Pawlaka. Nikt nawet nie zająknął się na temat losu tyskich
pracowników. Z pawlakowego resortu wypływał jeden komunikat: „Minister
gospodarki nie ma bezpośredniego wpływu na decyzje biznesowe podejmowane przez
zarząd Fiata.”
We
Francji do tego tematu podchodzą trochę inaczej. Koncern ArcelorMittal
zapowiedział zamknięcie dwóch wielkich pieców i zwolnienie ponad 600
pracowników. Na to socjalistyczny minister przemysłu Arnaud Montebourg
odpowiedział groźbą nacjonalizacji huty. Indyjskiemu właścicielowi od razu
zmiękła rura. Obie strony usiadły do negocjacji. Ich efekt jest taki, że ani
jeden francuski pracownik nie straci pracy. A negocjowano z koncernem znacznie
potężniejszym od Fiata…
Wniosek?
Z międzynarodowymi korporacjami należy negocjować bez kompleksów. Jeśli polski
rząd zamierza występować w tych rozmowach w pozycji petentów, to jak petent
będzie traktowany. Z buta. Tyle, że za nieudolność, żeby nie powiedzieć
dupowatość, rządu PO-PSL płacić będą rodziny pracowników tyskiej fabryki Fiata.
A w
rozmowach z włoskim koncernem polski rząd miał do dyspozycji kilka poważnych
argumentów. Wystarczy przypomnieć, że Fiat w Polsce od 20 lat nie zapłacił ani
grosza podatku dochodowego… Sama fabryka została sprzedana dosłownie za parę
złotych przez niejakiego Andrzeja Olechowskiego. Do tego należy doliczyć
gigantyczne zwolnienia z ceł, z których w przeszłości korzystał Fiat.
Gdyby
Montebourg usłyszał tę historię relacji pomiędzy polskim państwem a Fiatem z
pewnością chwyciłby się za głowę… Teraz ból głowy jest udziałem rodzin
pracowników fabryki Fiata w Tychach. A zarząd Fiata wypłaci sobie jakieś ekstra
premię na święta. W końcu z czegoś trzeba żyć!
Krzysztof
Gawkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz