wtorek, 4 grudnia 2012

Danuta Waniek: Ta dyskusja robi się całkiem ciekawa...



Zajrzałam ostatnio na mój ulubiony portal Lewica24.pl i znalazłam tam bardzo ciekawą wymianę poglądów między Katarzyną Kądzielą a Aleksandrą Jakubowską. Muszę  przyznać, że w tym dyskursie na temat konserwatyzmu na lewicy zdecydowanie stoję po stronie Katarzyny. Zgadzam się w całości z jej poglądami i podejściem do świata polityki. Nie będę więc powtarzać jej argumentów, przywołam tylko jeden: na lewicy konserwatyzm już był i przyczynił się walnie do przegranej SLD w 2005 r.

To ten cuchnący dulszczyzną  konserwatyzm i ideologiczny tumiwisizm pomógł Markowi Borowskiemu wyprowadzić z SLD ludzi, którym w większości nie odpowiadały odstępstwa od wartości socjaldemokratycznych! To właśnie poczwara konserwatyzmu rozbiła  tożsamość formacji, która  budowana była przez nas z mozołem od 1989 r. Myślę, że Borowski znał doskonale narastający nastrój sprzeciwu i tym łatwiej zrealizował swój plan.

Ten wygodny dla ludzi władzy konserwatyzm zdławił piękną kartę socjaldemokratycznego ruchu kobiecego w SLD. Żal mi serce ściska, kiedy sobie przypomnę, jak dyskrecjonalnie odmawiano nam prawa do „radykalizmu”, a za taki uważano wówczas walkę o… prawa kobiet, jak spychano tę problematykę na obrzeża zainteresowań partii.

Pamiętam również, z jakim zaangażowaniem i pasją organizowałyśmy solidarnie nasz I Kongres Kobiet SLD, w którym tylko dwie znane posłanki nie zdecydowały się wziąć udziału — jedną z nich była Aleksandra Jakubowska. Dziś w SLD nie ma już tamtych organizatorek Kongresu, rozpierzchły się po Polsce, postarzały, niechciane poszły swoją drogą. Ale ponieważ mam do dziś kontakt z większością z nich, to wiem, że gorycz  pozostała. Poświęciłam im książkę Kobiety lewicy w polskim doświadczeniu politycznym. Tradycje, wartości, tożsamość, w tej formie dziękując im za wspólne lata obecności i pracy w SLD.

Przyglądam się dziś SLD z emocjonalnym zaangażowaniem, życząc partii jak najlepiej, ponieważ widzę, co się w Polsce dzieje pod rządami prawicy. Dziś już wiemy, że prawica w różnych odcieniach nie odmieniła atmosfery w społeczeństwie polskim na lepszą. Pogłębiła natomiast podziały i pozwoliła rozwijać się ruchom radykalnym (czytaj: faszystowskim), które były jej zawsze bliższe niż lewica. Im zawsze wolno było więcej, nam mniej. Lewica jest dziś bardzo ważna dla unormowania wewnętrznej sytuacji politycznej.

Jeśli do dziś nie zdecydowałam się jednakże na powrót w szeregi SLD, to właśnie w obawie, że znów pojawi się we wrotach partii uśmiechnięta pani Dulska i zacznie namawiać doświadczonych przywódców do powrotu na jej pokoje. I z tym mdłym zapachem obyczajowego konserwatyzmu może znów odnieść sukces, bo to znacznie łatwiejsze od rozwiązywania trudnych problemów współczesności. A że taki obrót rzeczy jest możliwy, przekonuje nas artykuł Jakubowskiej.

Kilka dni temu uczestniczyłam w prezentacji książek, wydanych przez Fundację Friedricha Eberta, a poświęconych socjaldemokratycznej polityce społecznej. Spotkanie odbyło się w Sejmie, z uczestnictwem Leszka Millera, a przybyło na nie tylu ludzi, że sala 102 pękała w szwach. Książki noszą tytuł Podstawy demokracji socjalnej oraz Socjaldemokratyczna polityka społeczna. Ta druga została zadedykowana profesorowi Tadeuszowi Kowalikowi. Młodzi naukowcy z wrocławskiego Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassale'a postanowili w ten sposób pomóc socjaldemokracji, wskazując na to, co dla jej tożsamości jest dziś niezbędne.

Spotkanie otworzył Knut Dethlefsen - dyrektor Przedstawicielstwa Fundacji im. Eberta w Polsce. Podkreślił, że polityka wymaga jednoznacznej orientacji, bo tylko ludzie z jasno określonymi celami są w stanie pociągnąć za sobą innych. Zaznaczył, że, niestety, socjaldemokraci stracili w ostatnich latach jasne cele z oczu, ponieważ zbyt często akceptowali brak alternatywy dla neoliberalnych działań ekonomicznych.

Powiedział również, że „państwo socjalne jest ważną instytucją, służącą humanizacji i demokratyzacji naszego społeczeństwa. Społeczeństwa kapitalistycznego, które z natury rzeczy nie jest ani humanitarne, ani demokratyczne.” Zwrócił również uwagę na to, że demokracja socjalna „nie jest na stałe zacementowaną konstrukcją”, a jej postulaty muszą być wciąż na nowo negocjowane i demokratycznie wywalczone. Jako credo dla przyszłych przemyśleń przypomniał słowa listu pożegnalnego  Willego Brandta, który ten wielki, niemiecki socjaldemokrata skierował do Międzynarodówki Socjalistycznej: „Nic nie rodzi się samo z siebie. I tak niewiele jest trwałe. Dlatego uświadomcie sobie własne siły oraz to, że każdy czas ma swoje własne odpowiedzi. I trzeba stanąć  na ich wysokości, jeśli chce się zrobić coś dobrego.”

Spotkanie to było dla mnie wielce pouczające. Myślę, że dla innych uczestników również. Każdy z uczestników dostał w prezencie po egzemplarzu książek. Wzięłam jeden komplet dla Joli Banach, bo wiem, że ona je przeczyta i przemyśli.

Danuta Waniek

Źródło: Lewica24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz