Zajrzałam ostatnio na mój ulubiony portal Lewica24.pl i
znalazłam tam bardzo ciekawą wymianę poglądów między Katarzyną Kądzielą a
Aleksandrą Jakubowską. Muszę przyznać,
że w tym dyskursie na temat konserwatyzmu na lewicy zdecydowanie stoję po stronie
Katarzyny. Zgadzam się w całości z jej poglądami i podejściem do świata
polityki. Nie będę więc powtarzać jej argumentów, przywołam tylko jeden: na
lewicy konserwatyzm już był i przyczynił się walnie do przegranej SLD w 2005 r.
To ten cuchnący dulszczyzną
konserwatyzm i ideologiczny tumiwisizm pomógł Markowi Borowskiemu
wyprowadzić z SLD ludzi, którym w większości nie odpowiadały odstępstwa od
wartości socjaldemokratycznych! To właśnie poczwara konserwatyzmu rozbiła tożsamość formacji, która budowana była przez nas z mozołem od 1989 r.
Myślę, że Borowski znał doskonale narastający nastrój sprzeciwu i tym łatwiej
zrealizował swój plan.
Ten wygodny dla ludzi władzy konserwatyzm zdławił piękną
kartę socjaldemokratycznego ruchu kobiecego w SLD. Żal mi serce ściska, kiedy
sobie przypomnę, jak dyskrecjonalnie odmawiano nam prawa do „radykalizmu”, a za
taki uważano wówczas walkę o… prawa kobiet, jak spychano tę problematykę na
obrzeża zainteresowań partii.
Pamiętam również, z jakim zaangażowaniem i pasją
organizowałyśmy solidarnie nasz I Kongres Kobiet SLD, w którym tylko dwie znane
posłanki nie zdecydowały się wziąć udziału — jedną z nich była Aleksandra
Jakubowska. Dziś w SLD nie ma już tamtych organizatorek Kongresu, rozpierzchły
się po Polsce, postarzały, niechciane poszły swoją drogą. Ale ponieważ mam do
dziś kontakt z większością z nich, to wiem, że gorycz pozostała. Poświęciłam im książkę Kobiety
lewicy w polskim doświadczeniu politycznym. Tradycje, wartości, tożsamość, w
tej formie dziękując im za wspólne lata obecności i pracy w SLD.
Przyglądam się dziś SLD z emocjonalnym zaangażowaniem,
życząc partii jak najlepiej, ponieważ widzę, co się w Polsce dzieje pod rządami
prawicy. Dziś już wiemy, że prawica w różnych odcieniach nie odmieniła atmosfery
w społeczeństwie polskim na lepszą. Pogłębiła natomiast podziały i pozwoliła
rozwijać się ruchom radykalnym (czytaj: faszystowskim), które były jej zawsze
bliższe niż lewica. Im zawsze wolno było więcej, nam mniej. Lewica jest dziś
bardzo ważna dla unormowania wewnętrznej sytuacji politycznej.
Jeśli do dziś nie zdecydowałam się jednakże na powrót w
szeregi SLD, to właśnie w obawie, że znów pojawi się we wrotach partii
uśmiechnięta pani Dulska i zacznie namawiać doświadczonych przywódców do
powrotu na jej pokoje. I z tym mdłym zapachem obyczajowego konserwatyzmu może
znów odnieść sukces, bo to znacznie łatwiejsze od rozwiązywania trudnych
problemów współczesności. A że taki obrót rzeczy jest możliwy, przekonuje nas
artykuł Jakubowskiej.
Kilka dni temu uczestniczyłam w prezentacji książek,
wydanych przez Fundację Friedricha Eberta, a poświęconych socjaldemokratycznej
polityce społecznej. Spotkanie odbyło się w Sejmie, z uczestnictwem Leszka
Millera, a przybyło na nie tylu ludzi, że sala 102 pękała w szwach. Książki
noszą tytuł Podstawy demokracji socjalnej oraz Socjaldemokratyczna polityka
społeczna. Ta druga została zadedykowana profesorowi Tadeuszowi Kowalikowi.
Młodzi naukowcy z wrocławskiego Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda
Lassale'a postanowili w ten sposób pomóc socjaldemokracji, wskazując na to, co
dla jej tożsamości jest dziś niezbędne.
Spotkanie otworzył Knut Dethlefsen - dyrektor
Przedstawicielstwa Fundacji im. Eberta w Polsce. Podkreślił, że polityka wymaga
jednoznacznej orientacji, bo tylko ludzie z jasno określonymi celami są w
stanie pociągnąć za sobą innych. Zaznaczył, że, niestety, socjaldemokraci
stracili w ostatnich latach jasne cele z oczu, ponieważ zbyt często akceptowali
brak alternatywy dla neoliberalnych działań ekonomicznych.
Powiedział również, że „państwo socjalne jest ważną
instytucją, służącą humanizacji i demokratyzacji naszego społeczeństwa.
Społeczeństwa kapitalistycznego, które z natury rzeczy nie jest ani
humanitarne, ani demokratyczne.” Zwrócił również uwagę na to, że demokracja
socjalna „nie jest na stałe zacementowaną konstrukcją”, a jej postulaty muszą
być wciąż na nowo negocjowane i demokratycznie wywalczone. Jako credo dla
przyszłych przemyśleń przypomniał słowa listu pożegnalnego Willego Brandta, który ten wielki, niemiecki
socjaldemokrata skierował do Międzynarodówki Socjalistycznej: „Nic nie rodzi
się samo z siebie. I tak niewiele jest trwałe. Dlatego uświadomcie sobie własne
siły oraz to, że każdy czas ma swoje własne odpowiedzi. I trzeba stanąć na ich wysokości, jeśli chce się zrobić coś
dobrego.”
Spotkanie to było dla mnie wielce pouczające. Myślę, że dla
innych uczestników również. Każdy z uczestników dostał w prezencie po
egzemplarzu książek. Wzięłam jeden komplet dla Joli Banach, bo wiem, że ona je
przeczyta i przemyśli.
Danuta Waniek
Źródło: Lewica24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz